I dlatego zapewne dziś popełniła notkę z dziedziny językoznawstwa. Do tej pory sądziłem, że wielkim językoznawcą był Josif W. Stalin, ale po błyskotliwym elaboracie RR-K jej należy przyznać ten jakże zaszczytny tytuł.
Ale do rzeczy - Renatka o slangu PiS-u (brrrr!!!!!)
"Ale i polska polityka wykształciła slangowy język. Język IV RP. Język PiS.
Stąd: Bronek, rudy, bufetowa (czasem z dużym B), matoł, Komoruski, Bul-Komoruski, Gronkowiec, Donek,.Hanka, pani Hania, Vincent i wiele innych mniej lub bardziej prostackich, wulgarnychokreśleń aż po wyzwiska i pisanie nazwisk małą literą."
A następnie o sobie. W sumie z sensem.
"Autorzy zdają się nie mieć świadomości własnej ułomności intelektualnej, a używanie samych imion zamiast całych nazwisk z imieniem w formie oficjalnej, daje im najwidoczniej poczucie podniesienia samych siebie na poziom poklepywania po ramieniu prezydenta, premiera czy ministra. A nawet można przypuszczać, że taki autor czuje się wtedy kimś stojącym wyżej od osób, które, w jego odczuciu, lekceważy, o czym chce poinformować kogo tylko się da. Najczęściej liczy na uznanie własnego środowiska i oczywiście jest przekonany, że wymierza bolesnego kuksańca przeciwnikom politycznym.
Psychologia precyzyjnie określa taką mentalność, a nawet i psychiatria na ten temat ma wiele do powiedzenia."
Rozumiem, że ta notka Renatki to swoista forma ekspiacji pod płaszczykiem zabaw semantyką. Tylko dlaczego przykopała swym kolegom-posłom Platformy Obywatelskiej paradującym po Sejmie ze znaczkiem "Popieram Hankę"? Cóż, może po prostu zniesmaczył ją ich prostacki wulgaryzm.
Inne tematy w dziale Polityka