Tomasz J. Orzyszek Tomasz J. Orzyszek
1107
BLOG

Najtrudniejsza szkoła.

Tomasz J. Orzyszek Tomasz J. Orzyszek Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 62


 W powszechnym mniemaniu bycie nauczycielem w szkole podstawowej, to w tej grupie zawodowej najłatwiejsza specjalizacja. Specjalnie rewelacyjnej wiedzy niekoniecznie wymaga, uczniowie jeszcze w latach „słuchających się z ustawy”… Czego właściwie chcieć więcej? Niby tak, ale…

1. Język czyli komunikacja. W szkole podstawowej, jak zresztą wszędzie w życiu, to podstawa dobrej komunikacji. Tymczasem przekazywanie wiedzy na tym szczeblu edukacyjnym wymaga szczególnie umiejętności dostosowania przekazu do poziomu językowego ucznia. I nie chodzi o infantylizację języka nauczyciela, chodzi o przekaz językiem zrozumiałym do poziomu ucznia. Tymczasem, przynajmniej z historii czy wiedzy o społeczeństwa dla klas 6-8, średnio z 30-40% treści w podręcznikach nadaje się do słowniczka na końcu podręcznika, a nie do głównej treści. Przekazać treści nauczania tak aby uczeń rozumiał przekaz i jednocześnie poznał znaczenie nowych słów – to jest dopiero wyzwanie.

2. Rozrzut emocjonalny. W przeciwieństwie do szkół ponadpodstawowych (o studiach nie mówiąc) zbiorowość uczniowska prezentuje najszerszy zakres rozrzutu poziomu rozwoju emocjonalnego. I nie, nie chodzi tu banalną oczywistość stwierdzenia przepaści między „pierwszakiem” a ósmoklasistą. To byłoby zbyt proste. W podstawówce różnice poziomu emocjonalnego jednoznacznie widoczne są w obrębie klasy. Sytuacja, ot choćby w klasie ósmej, gdzie spotkać można ucznia o poziomie emocjonalnym szóstoklasisty i jego kolegę/koleżankę,którzy z łatwością odnaleźliby się już w szkole o jeden poziom wyżej, nie jest niczym dziwnym. I powtarza się właściwie na poziomie każdej klasy. Pracować z zespołem tak zróżnicowanym – to jest wyzwanie.

3. Wykorzystać potencjał intelektualny. Nie, nie chodzi o poziom sprawności intelektualnej, bo to – poza drastycznymi przypadkami – nie jest specjalnie zróżnicowany. Ale jak nie zmarnować podobnych możliwości intelektualnych uczniów, gdy jeden z nich emocjonalnie może być w klasie szóstej (choć formalnie ósmej), a drugi spokojnie potrafiłby odnaleźć się już w szkole ponadpodstawowej? To jest wyzwanie.

4. Poziom wyzwań rośnie, gdy trafiamy na mała, wiejską szkołe podstwową. Nie, nie dlatego, że dzieci z tych szkół są gorsze, mniej zdolne – chodzi o niezależne od nikogo uwarunkowania, o których pisałem wcześniej. Odkrywać talenty, rozwijać pasje, stymulować rozwój dziecka z wiejskiej szkoły – to jest wyzwanie.

Najwyższa pora skończyć z opowieściami o „łatwiźnie” nauczania w „podstawówce”. Bo właśnie ten poziom edukacji wymaga najwyższych kwalifikacji, a bycie takim nauczycielem powinno być powodem do dumy. Zwłaszcza bycie nauczycielem na wsi. 

średniwiekowy, przeciętnie wykształcony, z zapyziałego ośrodka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo