Donald Tusk zapowiedział wczoraj daleko idące zmiany. Zmiany wywołane, no właśnie – czym? Bo chyba nie „kryzysem”, przez który nas tak dobrze przeprowadzili?
Wiadomo, że PO piastuje władze nie od dziś. Nie od dziś ma też pełen wgląd w finanse państwa, a wraz z PSL - ma nawet wpływ na ich kształt. Skąd więc takie nagłe i „radykalne” działania? Czemu dopiero teraz i w taki sposób się postępuje, skoro na bieżąco ma się wszelakie wykresy, wyniki i analizy dotyczące zaplanowanych finansów? Nie mówiąc już os ztabie specjalistów.
Sam Tusk mówił, że teraz już się inaczej nie da – czyli wcześniej się dało, ale... No właśnie, było jakieś „ale”, które nie pozwalało na takowe kroki.
Wzrost ma objąć wysokość 1%. Nie ma objąć jednak żywności. Tylko czy to jest możliwe? Otóż nie!
Nie jest możliwym, aby zwiększając koszty energii, paliwa i wszystkiego innego wkoło, nie odbiło się to na cenie żywności – to jest po prostu nie realne. Bo przecież producenci żywności, skądś fundusze na finansowanie swojej produkcji mieć muszą, a skoro zmienią się koszty zmienne, to i ostateczny koszt wyprodukowania żywności zostanie zwiększony. Tą samą analogią, pośrednicy powetować będą musieli sobie straty związane ze wzrostem kosztów handlu. Jedynym sposobem, aby koszty żywności nie wzrosły, byłoby albo nie zwiększanie VAT, albo zrzutka wśród PO, na podtrzymanie aktualnych cen – na co liczyć chyba nie mamy co.
A do tego, aby zapewnić wpływy do budżetu, zaleca się prywatyzację (a raczej informuje się, że się tego dokona) PKO BP i PZU – największych tego typu firm w kraju, które rok w rok generują ogromne zyski. Gdzie więc tu logika? Czy PO aż tak ślepo myśli, że ten jednorazowy wkład z prywatyzacji w kieszeń budżetu państwa, rzeczywiście uratuje jej budżet? Dobrze, ze chociaż część z tych firm się zachowa (25% udziałów), przynajmniej będą zapewnione regularne wpływy do budżetu, a nie jednorazowe „ułudy” dobrego stanu gospodarki.
I znów pojawią się hałasy, że to wszystko wina tych złych – socjalistów. Bo to przecież ich wina – tylko w czym i gdzie? Co My mamy z tym wspólnego? I nikogo nie obchodzi fakt, iż socjalistów w rządzie nie ma, a kolejne (po 89 roku) rządy zdążyły już 10 razy politykę poprzestawiać i pozmieniać.
Niestety jednak dla PO, to nie socjaliści, ani nie społeczeństwa wina, że takie problemy z finansami publicznymi się pojawiają. Kto jest winny - odpowiedzmy sobie sami. Bo to nie my przecież ustalamy budżet panstwa...
Po raz pierwszy jednak doceniam postawę PiS i SLD – za sprzeciw i zorientowanie na uboższą część naszego społeczeństwa.
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka