Libia – luty bieżącego roku. Rebelianci zdobywają kolejne miasta. Tworzy się rząd tymczasowy, a powstańcy maszerują na stolicę. Z każdym dniem przybywa tych, którzy chcą walczyć przeciwko dyktatorowi z Trypolisu. Media zachwycone – po Tunezji i Egipcie, kolejny kraj, w którym coś się dzieje. Kraj, z którego można pokazać wydarzenia i nabić punkty oglądalności. Zachód milczy, rebelianci walczą i umierają.
Drugi tydzień marca – ofensywa wojsk Kaddafiego. Rebelianci bez jakiegokolwiek wsparcia są w odwrocie na całej linii. Padają kolejne miasta. Zachód jak milczał, tak milczy. Wypływają tylko dziwne doniesienia, jakoby USA, Wlk. Brytania i Rosja coś tam planowały. A no i Francja uznała rząd rebeliantów, za ten prawowity. Rewolucja umiera?
Póki co – tak. Pozostawiona samej sobie, naprzeciw dobrze wyposażonemu i wspieranemu z zagranicy wojsku dyktatora. Rebelia ucieka na pustynie. Europa broni się przed migrantami. Zachód wciąż milczy. Był zachwyt, zachwyt mija.
A ciekawym, że ws. rewolucji sandinistów w Nikaragui, USA potrafiły tworzyć szwadrony śmierci. Przeciw Castro – też szkolono wojska. Tak samo jak w innych „wygodnych”(?) miejscach wsparcia jednej ze stron można było pomóc. Kosowo też można było szybko uznać. Nie mówiąc już o mieszaniu się w Irak i Afganistan.
Daniel Kaszubowski - bydgoszczanin, lewak
Nie cenzuruje i nie zgłaszam nadużyć administracji. Uwagi na temat moich poglądów nie dotykają mnie. Tak samo jak gdybania o mój status majątkowy, wiek i orientację seksualną.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka