Ostatnie doniesienia medialne mówią o rozpadzie Zjednoczonej Prawicy. Oznacza to, że koalicja parlamentarna już nie ma większości. No, może będzie ją mieć, o ile wspólnie zagłosują posłowie kilu różnych partii... Czy jest to możliwe ?
Myślę, że jeżeli spojrzymy na rolę parlamentu, to takie działanie jest nie tylko możliwe, ale nawet i pożądane.
Organ inicjujący - może to być określone gremium poselskie, może to być rząd, może to być prezydent państwa - złoży do laski marszałkowskiej wniosek o rozpoznanie i przyjęcie jako propozycja do rozwiązania ogólnego problemu społecznego lub gospodarczego.
W chwili, gdy scena polityczna jest podzielona na większość parlamentarną i jej opozycję - trudno jest dojść do jakiegoś wspólnego porozumienia - bo wniosek jest rozpatrywany przez pryzmat podziału "albo MY, albo wcale !"
Niestety, taka polityka jest krótkowzroczna. Widzimy - jak poszło z dzieleniem futra na niedźwiedziu, który był jeszcze gdzieś w lesie...
Takie drobne głosowanie w trybie dyscypliny głosowania doprowadziło do upadku Zjednoczonej Prawicy jako koalicji trzech różnych partii politycznych, ale ze wspólnym celem politycznym. Oliwy do ognia dodała powszechna opinia utożsamiania całej Zjednoczonej Prawicy jako "Prawo i Sprawiedliwość" i to pod zarządem jednej osoby - Jarosława Kaczyńskiego...
Dzisiaj widzimy, że Zjednoczona Prawica to zupełnie różne trzy partie polityczne, z dominacją Prawa i Sprawiedliwości.
I nie ma żadnej tragedii, że od dzisiaj te trzy partie występują całkowicie oddzielnie. Liczy się rozwiązanie problemu i każde ugrupowanie polityczne ma swój interes w ujęciu własnych aspektów rozwiązania...
Rozpatrując interes polityczny w przyjęciu bądź odrzuceniu propozycji - dzisiaj już nie będzie podziału "albo PiS" - głosowanie będzie pod kątem interesu głosujących... i w ten sposób może dojść już do przyjmowania wspólnego rozwiązania problemu a nie blokowanie działań strony "układu PiS - oPOzycja"...
Mam nadzieję, że moje postrzeganie jest jak najbardziej prawidłowe... i wyjdzie korzystnie dla polskiej sceny politycznej. W tej sytuacji opozycja byłaby już zbędna, bo nie będzie koalicji "antyPiSpowskiej"
