doku doku
139
BLOG

Nowe (dla mnie) oblicze punk rocka

doku doku Kultura Obserwuj notkę 10

Jako wyznawca najważniejszej Muzy często wracam do klasyki rocka, aby delektować się arcydziełami, ale czasem przesłuchuję sobie dokonania skromniejszy klasyków i układam sobie playlisty uch najlepszych utworów. Ostatnio ponownie przesłuchałem dyskografię Siouxsie, ale tym razem nie pominąłem albumu z coverami, którymi zawsze gardziłem. I skojarzyłem, że Siouxsie łączy coś więcej z Patti Smith niż płeć i punk. Zauważyłem, że obie są mistrzyniami coverów. I coś sobie uświadomiłem: Punk rock wniósł do rocka coś więcej niż buławę generała w plecaku - nie tylko to, że nie trzeba być wirtuozem, aby grać, nie trzeba być śpiewakiem, żeby śpiewać. Muzyka jest sztuką na tyle bogatą w różne formy i treści artystyczne, że można tworzyć sztukę w ramach muzyki nie będąc muzykiem w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Tyle tytułem wstępu.

Ale punkt wniósł coś jeszcze. Wniósł pewien rodzaj wyrafinowania do muzyki. Dotychczas zakaz grania solówek traktowałem jak większość - jako rodzaj protestu przeciwko heavymetalowej manierze epatowania wirtuozerią i trudnymi solówkami - muzyki granej dla muzyków, a nie dla odbiorców. To był element łączący jazz i heavy metal - coś, co w muzyce poważnej ma nazwę "popis". Punk rock uświadomił z czasem środowisku, że popis jest czymś prostackim, żenującym... - czymś co się nadaje na rywalizację sportową między muzykami, czymś, co nie jest sztuką artystyczną, a jedynie sztuką rzemieślniczą.

Idee punk przeniknęły nawet do tak hermetycznego środowiska, jak jazz. Najwybitniejszym przedstawicielem takiego uszlachetnionego jazzu (jazzu bez popisów) był Weather Report . Ale wróćmy do czystego rocka. Dlaczego covery hitów, grane przez punkowców, są lepsze niż oryginały? Nie polega to tylko na tym, że nie ma w nich solówek. To jest coś więcej - okazuje się, że punkowcy potrafi nadać im jakąś dodatkową głębię. Idea stojąca za likwidacją solówek nie jest tylko ideą likwidacji solówek. To idea oczyszczenia muzyki w tego wszystkiego, co w muzyce jest prostackie, jarmarczne, żenujące i nieartystyczne. To idea mówiąca nam, że sztuka nie jest rywalizacją sportową.

 Covery Patti i Siouxsie pokazują, jak powinno się zagrać stare przeboje, żeby były sztuką, a nie tylko przebojami z prostackim przekazem. Ciekawe czy Budka Suflera wiedziała, że o tym właśnie śpiewa: "Reflektor niżej (...) Blaski odblaski powódź pozłoty". Skojarzyłem to też z liderem AC/DC, który dziwnie starannie przebierał w wokalistach, a teraz jest dla mnie jasne, że troszczył się on o czystość wizerunku zespołu. Sam udawał manelskiego licealistę, ale nie tolerował na scenie menelstwa na poziomie zawodówki. Idea punk odmieniła w subtelny sposób całą muzykę (artystyczną, oczywiście nie dotyczy to hip hopu, italo disco i innych odmian muzyki bez ambicji artystycznych), nawet heavy metal. Arcydziełem tego gatunku jest Thunderstruck - nawet jeśli coś można tam nazwać solówką, to żaden punkowiec nie może się przyczepić. Ale, podkreślam to raz jeszcze,  popisy to tylko jedna z wielu prostackich sztuczek, jakich pełna była muzyka z czasów przed punkiem.

Począwszy od muzyki klasycznej, gdzie zmiany tempa i głośności budowały nastrój, poprzez granie na dwóch różnych instrumentach (albo wokal i i instrument akompaniujący) tej samej melodii dla wzmocnienia efektu (przeciwieństwo idei kontrapunktu) , albo epatowanie teatrem na scenie, czy epatowanie wizgami, czy ćwierkaniem, albo granie zębami na gitarze, niszczenie instrumentów... upraszczając, ten punkowy przekaz brzmi: "nie róbmy wiochy!".

Oczywiście tego rodzaju wrażliwość istniała wcześniej, ale była czymś rzadkim. Przykładowo, najwybitniejszym muzykiem wrażliwym na wiochę był Fripp - największy guru muzyki rockowej i jeden z największych wirtuozów gitary. On wstydził się grać solówki i zawsze siedział na koncertach w cieniu, niemal niewidoczny. (wyobrażacie sobie Frippa grającego zębami w świetle reflektorów?). Wolał grać w cieniu innych, np. na kilku płytach Davida Bowie popisuje się solówkami, np. "Fashion" - prawdziwe arcydzieło, możliwe, że to najlepsza gitara w historii rocka - w ogóle to genialny utwór - Bowie kończy wg maniery McCartney'a nowym refrenem, śpiewając back wokalem, jak Linda w Monkberry... Takie dywagacje oznaczają, że czas kończyć notkę...

Nadal mam wrażenie, że nie doceniam znaczenia rewolucji punkowej dla muzyki. Być może Patti i Siouxsie trzeba zaliczyć między Yokozunów rocka - grona największych mistrzów, gdzie obok Beatlesów, Hendrixa, Zappy, Burdona, Jeffersonów, Purpli, Zeppelinów, Emersona, Floydów, Yesów, King Crimson, Jethro Tull,  Tangerine Dream, Judas Priest, ... (na pewno kogoś pominąłem) stoją z dumą Joplin, Kate Bush, Laurie Anderson, Bel Canto (przepraszam genialne artystki, które pominąłem).

doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura