doku doku
276
BLOG

Inwestowanie, a granie. Czy gracz może stracić?

doku doku Finanse Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Zauważyłem nie dość jasne rozumienie na tym forum czym różni się gra (hazardowa) od inwestowania (w tym, oszczędzania). Gra, np. gra na giełdzie z lewarami jest czymś zupełnie innym niż inwestowanie i oszczędzanie, tak bardzo innym, że inwestowanie i oszczędzanie wyglądają tak samo przy grze hazardowej, od której się różnią. Aby zrozumieć tę różnicę najlepiej wyobrazić sobie loterię lub zakład bukmacherski.

Z jednej strony mamy graczy, którzy grają i nie ponoszą żadnych strat. Stawiają jakąś kwotę pieniędzy i albo ją przegrywają, albo wygrywają kwotę jakąś kwotę, w zależności od strategii. Gracze ostrożni stawiają 10 zł z nadzieją, że wygrają 1 zł. Tak obstawiają gracze zakładów bukmacherskich. Ryzykanci, wręcz straceńcy, stawiają 10 zł z nadzieją, że wygrają 100 milionów zł. Tak obstawiają gracze zakładów totalizatorskich. Taki zakład nazwijmy dla uproszczenia "kasynem" albo po prostu firmą (prawda, jaka śmieszna dwuznaczność?). Firma inwestuje i ma zyski lub starty. Gracz nie inwestuje i nie ma zysków ani strat.

Teraz widać dlaczego firma, bank i oszczędzający, stoją po tej samej stronie razem obok siebie, a gracze żyją w zupełnie innym świecie. Firma ma zyski, bank ma zyski, klient banku ma zyski z oszczędności. Właściciel firmy, bankier, klient banku - oni inwestują i oszczędzają, mają nadzieję na zyski i zabezpieczają się przed stratami. Gracz żyje w innym świecie - ma nadzieję na wygraną i boi się przegranej. Na czym polega sedno?

Najlepiej widać tę różnicę w kasynie. Gracz wnosi pewną kwotę pieniędzy, którą już w jakiś sposób pożegnał - to kwota przeznaczona na przegranie. Obstawia coś, jakiś numer w ruletce, albo kupuje los na loterii. Nie ma nadziei na żaden zysk, ani choćby na częściowy zwrot z inwestycji. Po prostu wyrzuca pieniądze, mając nadzieję na wygraną. Np. wyrzuca złotówkę, licząc na wygranie miliona. Gracz, który nie lubi przegrywać, idzie do bukmachera i stawia 10 zł na Nadala, żeby wygrać 1 zł. Jednak nawet taki tchórz wie, że wyrzuca te 10 zł i że może je przegrać. Jak wygra, oddadzą mu 11 zł. Ale jak przegra, straci wszystko - dlatego słowo strata jest "mylące". Bo inwestor nigdy nie straci wszystkiego, bo inwestor zawsze kupuje coś, co ma prawdziwą wartość, np. akcje prawdziwej firmy, np. akcje kasyna lub akcje banku. Inwestor nie wyrzuca pieniędzy, bo nie liczy na wygraną. Inwestor ryzykuje niewielką stratą, bo liczy na zysk. Dlatego słowo "tracić" utrudnia nam zrozumienie - "strata" powinna znaczyć coś innego niż "przegrana". Przegrana powinna być nazwą dla straty wszystkiego. Strata to nazwa częściowej utraty, np. naturalne straty spowodowane inflacją (entropią), przegrana to zniknięcie całości - było i nie ma.

Drugim powodem nieporozumień jest tzw. "gra" na giełdzie. Tymczasem na giełdzie istnieje taka sama drastyczna różnica między graczem a inwestorem. Gracz może sobie całkowicie wyczyścić rachunek giełdowy, a nawet przegrać więcej niż postawił w kasynie. Gracz giełdowy może przegrać w taka grę, że postawi 10 zł, przegra je i jeszcze zostanie mu dług w postaci np. 10 zł. Do gry na giełdzie służą tzw. "lewary" - to wspólna nazwa obejmująca kredyty i fiuty, i inne bardziej skomplikowane narzędzia pozwalające graczowi postawić całą kwotę. Inwestor na giełdzie kupuje akcje lub akcje z fiutami, które w tym wypadku pełnią rolę zabezpieczenia - jeśli akcje tracą fiuty zyskują. Można też inwestować odwrotnie, to się nazywa arbitraż (w uproszczeniu). Ludzie nierozumiejący giełd mylą naturalnie pojęcia techniczne z moralnymi, np. nadużywają słowa "spekulacja" i "gra", bo nie potrafią odróżnić inwestowania od grania (hazardowego). Tymczasem inwestor nigdy nie użyje lewaru, który grozi, że przegra (wszystko). Inwestor inwestuje, czyli wykłada tyle pieniędzy, żeby stracić nie więcej niż małą ich część. Ma pewność, że nie straci wszystkiego. Gracz ma pewność, że może przegrać - może stracić wszystko.

Cały ten wstęp napisałem po to, żeby wyjaśnić, do której kategorii zaliczyć tych, co biorą kredyty. Pozornie to trzecia, zupełnie inna kategoria, ale to tylko pozory. Kredyt bierzemy na coś, co ma dla nas wartość. Czasem nawet jest to kredyt bezpośrednio przeznaczony na inwestycję, ale patrząc z tej perspektywy każdy kredyt możemy potraktować jak inwestycję - np. kredyt na wakacje jest inwestycją w zdrowie. Każdego dłużnika możemy więc uznać za inwestora... chyba, że jest graczem. Graczem jest ten, kto może stracić wszystko, jeśli przegra. Jeżeli weźmie kredyt i pójdzie z nim do kasyna, i postawi całą sumę, to wtedy jest graczem, co od początku jest dla nas jasne. Jeśli pójdzie z kredytem i kupi akcje na giełdzie, jest inwestorem - nawet jeśli straci, to nadal może spłacać kredyt i nadal inwestować, ale jeśli obstawi jakieś papiery z lewarem lub zagra fiutami, to jest graczem. To były oczywiście przykłady trywialne - kredyt na hazard jest hazardem. Ale czy istnieją kredyty, które są hazardem, a nie są przeznaczone na hazard, tylko na udane inwestycje.

Najłatwiej wyobrazić sobie kredyt z wysokim oprocentowaniem i karami w wypadku zalegania ze spłatą. Jeżeli ktoś kupuje dom na kredyt i podpisuje umowę zgodnie z którą w wypadku strat może stracić wszystko, to taki dłużnik jest graczem hazardzistą, a nie zwyczajnym inwestorem.Podobnie jest w wypadku, gdy klientowi grożą odsetki w wysokości przekraczającej pożyczona kwotę. To tak, jakby ktoś pożyczył 10 zł, a musiał oddać 20 zł. To jest to samo, co wyrzucić 10 zł i nic nie zyskać - 100% strata to jest przegrana w grze, jak wyjaśniliśmy sobie na początku.

I teraz dochodzimy do sedna. W przypadku zwyczajnej gry gracz zawsze wie, że gra. W przypadku kredytów klient nie zawsze jest świadom tego, że koszty kredytu mogą przekroczyć 200%, a więc że klient może stracić wszystko i być tym zaskoczony - taki klient nie jest graczem, ale jest ofiarą oszustwa. Babcie tracący domy z powodu zalegania ze spłatami, są ofiarami oszustwa. Frankowicze są (świadomymi) graczami.

doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka