doku doku
78
BLOG

Kiedy ekonomia stanie się nauką (niepolityczną)

doku doku Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

W jednym z poprzednich punktów naszego programu podałem ścisłą definicję inflacji opierającą się na pojęciu entropii. Takie krótkie przypomnienie jest dobre jako wstęp: "inflacja" z definicji jest miarą spadku wartości towarów z powodu naturalnego rozkładu i braku konserwacji . Wyrażana jest tradycyjnie (myląco) procentem wzrostu cen na towary nowe lub niestarzejące się w sytuacji, gdy cena na stare towary starzejące się nie maleje.

Warto zauważyć, że inflacja liczona przez współczesnych ekonomistów (politycznych) nie uwzględnia faktu obniżania cen przez sprzedawców na towary. Dla uproszczenia wyobraźmy sobie, że mamy na rynku tylko samochody w sprzedaży i co miesiąc, zgodnie z prawem wzrostu entropii cena samochodu w sklepie jest obniżana o 1%. Nowe samochody dostarczane do sklepu na miejsce sprzedanych mają cały czas tę sama cenę, a ludzie cały czas zarabiają tyle samo. Wg tradycyjnej (politycznej) definicji inflacji stan ten oznacza, że inflacja wynosi 0%, wg mojej definicji (fizycznej) inflacja wynosi 1% miesięcznie. Jeżeli wprowadzimy zmianę księgową, czysto formalną, żeby nic się nie zmieniło, następującą: ceny w sklepie nie spadają, ale co miesiąc nowe samochody są droższe o 1% a ludzie co miesiąc dostają 1% podwyżki. Nic się nie zmieniło, ale ekonomiści (polityczni) ogłaszają, że inflacja wzrosła z 0% do 1% miesięcznie.

Uogólniając, nie ma znaczenia, czy rosną wynagrodzenia, czy spadają ceny - to nie ma żadnego znaczenia - inflacja zawsze zachodzi, nieuchronnie, jak wzrost entropii. Można ją spowolnić przez konserwację i produkowanie trwałych rzeczy wysokiej jakości, można ją przyspieszyć, dostarczając więcej energii do systemu... to jedno z podstawowych zagadnień ekonomii naukowej (przyszłości).

Drugim, nowym aspektem, o którym niedawno napisałem po raz pierwszy, to kwestia ustalenia wartości surowców naturalnych. Przykładowo, idę sobie plażą i znalazłem bursztyn. Ile jest on wart? Czyj on jest? Komu powinien go zwrócić lub komu za niego zapłacić? Inny przykład: piję wodę ze strumienia w górach, poniżej jest ujęcie wody dla pobliskiego miasta, którego mieszkańcy płacą za tę samą wodę, którą ja piję za darmo. Ekonomia (polityczna) dzisiejsza zajmuje się takimi kwestiami jak: czy powinienem zapłacić za tę wodę tak jak płacą mieszkańcy? Może w innej formie, np. za bilet wstępu do Parku Narodowego? Ekonomia naukowa ma za zadanie po prostu policzyć prawidłowo, jaka jest wartość wody w górskim strumieniu, zanim jeszcze ktokolwiek zaoferuje ją do sprzedaży.

Jaka jest wartość czystego powietrza? Jak jest wartość węgla w głębi ziemi, kiedy kompetentny minister zastanawia się, czy pozwolić komuś wykopywać ten węgiel, żeby go sprzedawać? Jaka jest wartość ryby w morzu, zanim zostanie złowiona? Jaka jest wartość drzewa w lesie, czyli ile drwal musi zapłacić właścicielowi lasu za to, że wytnie to drzewo i sprzeda je do tartaku? Drzewa, ryby, węgiel, rudy metali, kamienie, woda, powietrze... ile to wszystko jest warte, gdy jest jeszcze w stanie naturalnym niewyciętym, niezłowionym, niewykopanym...

Niektóre takie zasoby są już częściowo policzone, np. drzewa w lesie, inne jeszcze nie, a mimo to wprowadzane są na rynek. Widać jasno, że ekonomia współczesna jest nienaukowa, a nawet fałszywa – nie uwzględnia w swoim bilansie wartości niektórych dóbr, np. ryb morskich, a uwzględnia inne, np. wartość drzew w lesie. Niektóre dobra naturalne są sprzedawane w postaci praw do ich wydobywania, inne dostępne są za darmo. Prawa własności (np. do kawałka powierzchni ziemi) nie określają zakresu praw do wydobywania lub sprzedawania dóbr naturalnych, będących w zasięgu właściciela. Wyobraźmy sobie, że Polska buduje wielką fabrykę tlenu, która oddziela go od powietrza, skrapla go, magazynuje i sprzedaje wszystkim krajom świata, a cała ludzkość cierpi z powodu spadku zawartości tlenu w powietrzu i efektu cieplarnianego wywołanego tym skraplaniem. Jak by zareagował świat? Przede wszystkim ustaliłby, jaka jest wartość tlenu w atmosferze Ziemi. Dzisiaj nikt tego nie wie, bo ekonomiści są politykami, a nie naukowcami – nawet nie policzyli wartości tlenu, którym oddychamy – są jak dzieci. Oto czym jest ekonomia współczesna – dziecinną zabawą w mierzenie i liczenie tego, czego się nie rozumie. Na szczęście są ludzie, tacy jak ja, którzy rozumieją głupotę ekonomistów i starają się im pomóc rozwijać swoją dyscyplinę, aby nie była nauką polityczną, ale żeby stała się nauka przyrodniczą.

Ekonomia, jako nauka (przyrodnicza) jest dyscypliną należącą do dyscypliny szerszej o nazwie „ekologia”. Bez znajomości ekologii nie można poprawnie policzyć wartości dóbr. Ekologia pozwala zrozumieć przemiany w przyrodzie, np. wytwarzanie tlenu, ale wytwarzanie prawdziwe, a nie jego wydobywanie z powietrza i skraplanie. Aby obliczyć wartość tlenu w atmosferze, trzeba zbadać tempo wytwarzania tlenu przez rośliny i bakterie. Na podstawie wartości (hodowli) roślin i bakterii i tempa wytwarzania tlenu możemy oszacować wartość wytworzonego przez nie tlenu, na podstawie wartości tlenu możemy oszacować wartość naturalnych zasobów źródeł tlenu (np. roślin, których nie hodujemy), a potem skorygować oszacowanie wartości tlenu uwzględniając poprawkę wnoszona przez naturalne (niehodowane) źródła tlenu… itd. – istnieją metody (programy) symulacyjne pozwalające uściślać takie zależne od siebie zapętlone obliczenia. Zresztą szczegóły nie są teraz ważne.

Ważne jest zrozumieć, że celem jest oszacowanie wartości dóbr naturalnych na Ziemi, aby ekonomiści mogli uwzględniać tę wartość w bilansie dochodów i kosztów. Tego oszacowania niestety ekonomiści współcześni zrobić nie są w stanie – to mogą zrobić tylko ekologowie.


doku
O mnie doku

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka