Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein
828
BLOG

Odcinek pierwszy

Bronisław Wildstein Bronisław Wildstein Polityka Obserwuj notkę 79

 

Dzień zaskakuje nas. Nie sposób przewidzieć wydarzenia, które za moment zmieni nasze życie. Wchodzimy na rynek od ulicy Szewskiej i idziemy w kierunku przeznaczenia, które pod postacią innej osoby nadchodzi już z drugiej strony Sukiennic. Za moment spotka nas i nic już nie będzie takie, jak wcześniej. Tylko że nigdy nic nie jest takie jak wcześniej, chociaż przecież naprawdę zmienia się tak niewiele. Trzysta kilometrów stąd, wczoraj, a może jeszcze wcześniej, w mieście stołecznym Warszawie, uruchomiona została lawina wypadków, które wstrząsną krajem i zmienią losy wielu ludzi. Będą przyczyną karier i upadków, sukcesów i katastrof. Zmienią wszystko, mimo że właściwie nie zmieni się nic.

 

Teraz jednak sławny dziennikarz ogólnopolskich mediów Jan Return podnosi się niepewnie z pseudorokokowego krzesełka kawiarni „Redolfi” i odkrywa jak trudna jest ta prosta czynność. Przez szybę śledzi plecy swojego przyjaciela, swojego byłego przyjaciela, postać, która oddala się i ginie w tłumie. Dopiero po kilku chwilach, kiedy Struna zniknie już, ciągle jeszcze oszołomiony Return wyjdzie na rynek i będzie szedł, usiłując odzyskać spokój, próbując przywołać mgiełkę nostalgii, którą rozbijały dźwięczące mu w uszach słowa byłego przyjaciela.

 

A przecież dzień zaczął się tak dobrze. Przedpołudniowe spacery po rynku Return lubi bez względu na porę roku. Spacery te są być może główną przyczyną jego regularnych wizyt w Krakowie, choć zawsze musi znaleźć dla nich jeszcze praktyczne uzasadnienie, jakby nie było go stać na chwilę szaleństwa i przyjazd do tak ważnego dla siebie miasta wyłącznie dla cierpkiej przyjemności, jaką dostarcza mu jego kontemplacja. Stopy prowadzi kierunek ulic i może niejasne impulsy, których Return nie musi sobie uzmysławiać. Oddawał się nastrojowi, który wyłączał myślenie i wolę i trwał w nim do momentu, gdy z grupki przechodniów naprzeciwko wyodrębniła się znajoma sylwetka.

 

Jakim cudem jeszcze żyje, pomyślał Return na widok ciemnej postaci, która nie wiadomo skąd wyłoniła się przed nim na rynku. Usłyszał to pytanie, jakby wypowiedział je ktoś obcy. Dokładnie w tym brzmieniu odzywało się ono w jego uszach za każdym razem, kiedy trafiał na Daniela Strunę, niby przypadkowo, a od jakiegoś czasu niemal zawsze, kiedy przyjeżdżał do Krakowa, chociaż wcześniej nie widywał go tu latami. Niby przypadkowo, bo Return zaczął podejrzewać, że jego były przyjaciel czatuje na niego. Nieprawdopodobne. Zwykle na przyjazd decydował się w ostatniej chwili i nie konsultował go z nikim. Skąd mógłby wiedzieć o tym Daniel? Bezskutecznie próbował odsuwać od siebie podejrzenia, kiedy dostrzegał skuloną sylwetkę zmierzającą w jego kierunku. Tak jak teraz, gdy oderwała się od grupki przechodniów zmierzających od wyjścia z Siennej w kierunku Sukiennic. Zbliżała się, krystalizowała coraz bardziej i Return rozpoznawał już, choć nie wiedział jak, w tej zgarbionej, chudej postaci swojego dawnego przyjaciela.

Zwykle po nieobowiązującej wymianie zdań, kiedy cisza zaczynała im ciążyć, albo, gorzej, gdy niechciany towarzysz, który przyłączał się do jego spaceru, czyniąc go coraz bardziej nieznośnym, bełkotał nieskładnie, że przecież nie tak to sobie wyobrażali, pozbywał się go za cenę trzydziestozłotowej, niekiedy nawet większej pożyczki, do tematu której nigdy później nie wracali. Za pierwszym razem dał Strunie dwadzieścia złotych. „Czy wystarczy na pół litra? Przestaję wiedzieć, ile kosztuje butelka. Tracę kontakt z życiem tego kraju...” – pomyślał wtedy Return z rozbawieniem. Ale kiedy oddalił się parę kroków od Daniela kontemplującego banknot na dłoni, zrobiło się mu głupio. Wrócił prawie biegiem i dołożył drugie tyle.

 

Teraz jednak, po paru nieuważnych pytaniach i odpowiedziach, kiedy wręcz odruchowo zapytał, czy nie pożyczyć Strunie kilku złotych, z zaskoczeniem usłyszał, że dawny druh chce rozmawiać. Daniel podniósł głowę i popatrzył prosto, wycelował w niego szarą twarz ze sterczącym dziobem nosa na tle dwóch wież kościoła w spirali ptaków. Return spojrzał w bok. Chmury nad rynkiem, nad gęstniejącym, nieuważnym tłumem przechodniów były coraz ciemniejsze.

Muszę z tobą pogadać – powtórzył Daniel dramatycznie wczepiając się w rękaw Returna. – Obiecuję, że więcej nie będę zawracał ci głowy – mówił gwałtownie, patrząc mu prosto w oczy. – To naprawdę ostatni raz.

Głupio się tu czuję. To nie moje miejsce – powtarzał, kiedy Return zaproponował którąś z kawiarni przy rynku. – Chodźmy trochę dalej, do knajp, które znam lepiej. Ale Return był nieustępliwy. – Nie mam czasu. Siadamy w „Redolfim”. Nie przejmuj się. Ja płacę – powiedział, jakby trzeba było o tym przypominać.

 

Srebrna cukiernica. Srebrna łyżeczka na porcelanowym talerzyku pod filiżanką z kawą. Żółta kremówka wykluwa się z porcelanowej skorupy. Przed Struną na blacie szklaneczka wódki i butelka wody. Południowe słońce wzbija się już wysoko i oświetla postacie, które jak zawsze wypełniają rynek, ale teraz stają się bardziej ruchliwe, wysupłują z zimowych kokonów i przeciągają czując nadchodzącą wiosnę. Kobiety uśmiechają się do swych myśli. Return patrzy przez szybę obok głowy Daniela, obcego człowieka, do którego mógłby się przysiąść, aby wypić kawę i popatrzeć na wiosnę nadchodzącą nad krakowski rynek.

 

Niespodziewanie czuje, że rynek wypełnia się przeszłością. Niemal widzi niewyraźne postacie, które zatrzymywały się w tym miejscu, dziesięć, trzydzieści, sto lat temu. Tu rozegrała się także historia ich grupki, nieważna na tle dziejów miasta i kraju. Ktoś opowiadał mu, że przeszłość nie umiera, nie może umrzeć. Coś dziać się musi z minionymi wydarzeniami i ich bohaterami. Ich gestami i słowami. Przestrzeń musi zachowywać ich ślady. Ukrywają się w niej i tylko niekiedy odzywają niespodziewanie. Wtedy przeszłość dosięga nas. Na co dzień jednak potrzeba wysiłku wyobraźni, aby ją przywołać. Ćwierćwiecze temu przy wódce mówił to Daniel. Return zżymał się na tę domorosłą metafizykę, ale teraz chciałby zobaczyć dawny rynek, chociaż może nie ten, który dzielili z Danielem dwadzieścia kilka lat temu, może lepiej ten sprzed stu lat. Fiakry, spokojny rytm spaceru mieszczan na swoim miejscu i w swoim czasie...

 

Ale Struna podnosi głowę znad blatu, czarne szczeliny oczu pogrążone głęboko w twarzy szukają go i Return nie może już odwracać się i patrzeć na rynek...

 

Spogląda więc na niego. Nie może uwierzyć, że to był kiedyś ich lider. Ćwierć wieku temu wpatrywał się w Daniela z mieszaniną podziwu i zawiści. Teraz sylwetka chudego, załamującego się pod własnym ciężarem obszarpańca nie potrafi udźwignąć tamtego wizerunku nieomal atletycznie zbudowanego przystojniachy, efeba, który śmiał się, wyzywając świat. Wtedy myślał, że chciałby go poddać próbie. A może, choć nie zdawał sobie z tego do końca sprawy, marzył, żeby go upokorzyć. Żeby nie prowokował każdym, tak pewnym siebie, gestem.

 

"DOLINA NICOŚCI" JUŻ W KSIĘGARNIACH! Wierzę, że kolejne odcinki powieści będą zaczynem gorącej dyskusji. Liczę na Was, na Wasze uwagi i oceny. Proponuję Wam również zabawę. Zainteresowani mogą kontynuować powieść na własną rękę. Będą odgadywać intencje autora, a może tworzyć dla nich interesujące uzupełnienie, albo ważny kontrapunkt. Dla najciekawszych wypowiedzi przewidziane są symboliczne nagrody.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka