Dorota Kania Dorota Kania
2534
BLOG

Tusk w oparach autodestrukcji

Dorota Kania Dorota Kania Donald Tusk Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

„Tusk wrócił by wyrównać rachunki” - ten tytuł zamieszczona na portalu najlepiej oddaje intencje Donalda Tuska, który pojawił się w Warszawie na promocji swojej książki pt. „Szczerze”. Bo tak naprawdę nie o książkę chodziło, która jest bardzo słaba a w wielu momentach trąci grafomanią. Tusk wysłał bardzo czytelny komunikat: „chcę zniszczyć tych, których uważam za wrogów”. 

Donald Tusk po raz kolejny sięga po starą, wypróbowaną przez siebie metodę: wzbudzić taką nienawiść w uczestnikach sporu politycznego, by nie było najmniejszej szansy porozumienia. Udało mu się to w 2007 roku i liczy, że uda mu się i teraz. Nie chce wiedzieć, że czasy się zmieniły a ogień rewolucji, którą chce wzbudzić może przede wszystkim jemu zaszkodzić – niesie za sobą śmiertelne niebezpieczeństwo.

Tusk za 40 złotych

W miniona sobotę w siedzibie „Gazety Wyborczej” odbyła się premiera książki byłego premiera. Z zapowiedzi wynikało, że wejściówki były płatne – chętny na spotkanie z „królem Europy” musiał zapłacić 40 zł. Widownia nie zaskoczyła : przyszli głównie ci, którzy nienawidzą obecnej władzy. Przed spotkaniem Tusk i redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” podali sobie w objęcia – dziś ta zażyłość zupełnie nie dziwi, ale warto sobie przypomnieć stosunek Michnika i jego środowiska do Tuska w latach 90., który był już jednym z najbardziej rozpoznawalnych posłów. Donald Tusk swoją popularność w latach 90. zawdzięczał głównie dzięki bardzo zażyłym kontaktom z dziennikarzami. Legendami obrosły suto zakrapiane imprezy w warszawskiej Harendzie czy w klubie Odeon przy ul. Marszałkowskiej, w których uczestniczyli politycy i ówczesne sławy dziennikarskie. Donald Tusk nie należał do pracowitych posłów, zależało mu jednak na szerokich kontaktach. Głównym politycznym rywalem był dla niego Bronisław Geremek, co widać było już na początku istnienia Unii Wolności, do której wstąpił Tusk w 1994 r. i został jej wiceprzewodniczącym. Szybko doszło do konfliktu wewnątrz partii - powstało Forum Demokratyczne, w którym była m.in. Zofia Kuratowska, Władysław Frasyniuk i Barbara Labuda a po przeciwnej stronie znaleźli się m.in się Donald Tusk, Paweł Piskorski i Jan Rokita. W takcie kongresu UW nie zaakceptowano wysuniętej przez Bronisława Geremka kandydatury Marka Balickiego na wiceszefa warszawskiej Unii co doprowadziło do rezygnacji Bronisław Geremka z funkcji przewodniczącego warszawskiej UW. Innym ogniskiem zapalnym była sprawa Barbary Labudy - Prezydium Unii Wolności, w którym był Donald Tusk (obok Tadeusza Mazowieckiego i Hanny Suchockiej) oskarżyło ją o łamanie statutu i skierowało do sądu koleżeńskiego we Wrocławiu wniosek o usunięcie jej z Unii za publiczne poparcie dla legalizacji aborcji. Pokłosiem tego było zawieszenie Labudy na pół roku w prawach członka UW ( odeszła z partii popierając kandydaturę Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta).

Po tych rozgrywkach Tusk stracił stanowisko wiceprzewodniczącego Unii Wolności i na krótko znalazł się na politycznym marginesie. Rękę do niego wyciągnął Leszek Balcerowicz, który w 1995 roku objął fotel szefa UW, zastępując na tym stanowisku Tadeusza Mazowieckiego. Donald Tusk, mający wrócił na Wiejską po wyborach w 1997 - startował do senatu jako polityk Unii Wolności i z ramienia tego ugrupowania został wicemarszałkiem senatu, o którym powiedział, że to „izba bezczynności”. Dziennikarze wspominają, że Tusk snuł się wówczas po parlamencie – widywany był często na pogawędkach m,in z Andrzejem Morozowskim. Tusk był zepchnięty na margines; znacznie większa karierę robili w tym czasie jego partyjni koledzy – m,.in Paweł Piskorski, który w 1998 roku został prezydentem Warszawy.

Przyszły „król Europy” kontestował poczynania Bronisława Geremka i specjalnie się z tym nie krył; uważał, że to właśnie jemu „zawdzięcza” swoistą polityczną banicję. Do jego rozstania z UW doszło na początku 2001 roku, po przegranej w grudniu 2000 z Geremkiem rywalizacji o przywództwo w Unii. Już 24 marca 2001 Donald Tusk, Maciej Płażyński i Andrzej Olechowski ogłosili powstanie nowej formacji – Platformy Obywatelskiej, do której masowo zaczęli przechodzić politycy i działacze Unii Wolności. Wywołało to wściekłość środowiska Adama Michniak, ale jak widać, wszystko można wybaczyć, gdy ma się wspólnego wroga . A tym wrogiem dla Tuska i Michnika jest Zjednoczona Prawica.

Ulica i zagranica

„Z jednej strony pięści same się zaciskają na myśl o tym, jak PiS próbuje podporządkować sobie sądy, z drugiej łzy wzruszenia napływają do oczu na widok wielotysięcznych manifestacji. Trudno skupić się na bieżącej pracy (…) podporządkowanie sądów partii rządzącej w sposób, jaki zaproponował PiS, zrujnuje i tak nadszarpniętą opinię na temat polskiej demokracji” - napisał Tusk w swojej książce.

W minioną sobotę na spotkaniu w „Gazecie Wyborczej” rozwinął ten wątek – zachęcił swoich zwolenników do wyjścia na ulicę i do interwencji w Brukseli. Tusk, który w niesławie odszedł ze stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej ( krytycznie o nim wypowiadał się m.in. Jean-Claude Juncker ) teraz chce wrócić do Polski wyrównać rachunki. Czy Tusk rzeczywiście mocno zaangażuje się w polska politykę? Wymaga to wręcz tytanicznej pracy a znając zamiłowanie byłego premiera do wypoczynku można przewidzieć, że będą to raczej okazjonalne działania jak te z 4 czerwca, które szumnie zapowiadały skończyły się kompromitującym wystąpieniem na Uniwersytecie Warszawskim,- wyuczony przez personalnych trenerów, posługując się znanymi z przeszłości dygresjami atakował prawicę i stosował socjotechnikę podziałów. Wystąpienie Tuska z zachwytem przyjęli „zaprzyjaźnieni” dziennikarze podobnie jak siedzący na sali, w tym Marek Dukaczewski, jeden z ostatnich szefów WSI.

Wezwanie do anarchii

To , do czego wezwał w sobotę Donald Tusk jest w rzeczywistości wezwanie do rewolucji a w konsekwencji do anarchii. Mówienie o protestach „w obronie sędziów i sądownictwa” jest czystą kpiną. Wystarczy sprawdzić sondaże dotyczące zaufania do sądów, by się przekonać, co naprawdę myślą Polacy o wymiarze sprawiedliwości. Jest to zdanie bardzo złe i nie zmienia się to od początku III RP.

Tusk wzywa do obrony nadzwyczajnej kasty nie zwykłych obywateli, którzy o sądach i sędziach mają krytyczne zdanie ale tych, którzy zostali zaindukowani nienawiścią do PiS-u. Opublikowany niemalże rok temu, bo w styczniu 2019 roku raport Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego mówi o tym, że zwolennicy opozycji nienawidzą bardziej zwolenników PiS niż na odwrót. Przemysł pogardy zebrał swoje żniwo – pozbawianie przywilejów nadzwyczajnej kasty trafiło na tę część społeczeństwa, która jest w stanie zrobić wszystko, by odsunąć obecną władze od rządzenia.

Nawoływania Lecha Wałęsy do milionowego marszu na Warszawę czy list „byłych opozycjonistów”, którzy już dawno stali się swoimi karykaturami przestają być śmieszne, gdy uświadomimy sobie skutki, jakie mogą wywołać. Tym, którzy nawołują do buntu nie chodzi o żadną „obronę demokracji i Konstytucji”, o których tak chętnie mówią. Chodzi o obronę przywilejów, co jest możliwe tylko wtedy, gdy rozpali się emocje. I to jest właśnie celem Donalda Tuska. 

Dziennikarka, pisarka ( "Resortowe dzieci" i nie tylko), scenarzystka, reżyser

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka