Z Internetu
Z Internetu
Dziobaty Dziobaty
3917
BLOG

Kronika czasu zarazy - Dziobaty is back

Dziobaty Dziobaty Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 68

Na Florydzie jest sobota 12 grudnia, 9:00 p.m.; w Polsce błoga nocka, ale data już tam niedzielna. 

Godzinę temu Zosia przywiozła mnie z West Boca Hospital po intensywnym 4 dniowym i właściwie przymusowym leczeniu... Dopadł mnie COVID19 - ta zaraza roku wyborczego A.D. 2020. A jednak!

W ciągu ostatnich 2 tygodni temperatury na Południowej Florydzie bardzo spadły; w nocy do +8-10C, w ciągu dnia do +12-15C. To dla nas bardzo zimno; pomimo szczepionek antygrypowych, przy takich temperaturach dopadają nas przeziębienia, nawet na Florydzie.

Zaczęło się 1 grudnia; u Zosi i mnie kaszelek, drapanie w gardle... Zawsze bierzemy na to domowe remedia (sok malinowy, mleko z czosnkiem) plus medykamenty ze sklepu polskiego – rutinoscorbin, emskie z mlekiem do picia na chrypę.

W aptece kupiliśmy dostępne over the couter, dotąd niezawodne DayQuil i NyQuil, na przeziębienie i grypę... Z obstawą VitC i innymi. Zawsze pomagały.

Ostatniego bloga wysłałem na Salon 5 grudnia w piątek, tutejszym wieczorem.

Weekend minął bez wrażeń; czuliśmy się nieźle, było chłodno ale słonecznie i w oba dni spacerowaliśmy po pobliskim parku... Ludzi mało, spotkaliśmy tylko kilka niezamaskowanych par...

W sobotę przed południem zdecydowaliśmy się na pójście do local pharmacy w naszym supermarkecie Publix, żeby zrobić sobie flushot przeciw grypie... Zwykle, robiiliśmy to, jakoś tak – w listopdzie, ale w tym roku było opóźnienie .

Po południu w niedziele, zdecydowaliśmy się jednak pójść do pobliskiej UrgentCare; coś w rodzaju szybkiego pogotowia dla przechodniów, bo czuliśmy się nadal podziębieni.

Najpierw zmierzyli nam temperaturę, okazało się że jest elevated;  u Zosi trochę, do 98F;  u mnie więcej – 102F, to jakby pod 39C... Od razu wzięli wymaz na COVID19 Test, a nas odesłali do domu... Wyniki miały być następnego dnia.

Przed południem, w poniedziałek, dostaliśmy osobne telefony, że jesteśmy obydwoje COVID Positive i że musimy skontaktować się z naszym Primary Doctor...Zadzwoniliśmy – rejestratorka powiedziała, że jest zajęty, ale niedługo oddzwonił.

Jesteśmy z nim zaprzyjaźnieni, nazwisko kończy mu się na -vski, i jest nie-greckim Macedończykiem... Dobra znajomość... Wypytał o objawy, zaniepokoił się moim stanem i zalecił szpital... Postanowiliśmy z Zosią jeszcze trochę poczekać...

Czułem się coraz gorzej, w nocy szarpał mnie kaszel, czułem się rozgorączkowany...

Dzień 1; środa, 9 grudnia 2020.

We wtorek Zosia zdecydowała nie czekać na Ambulance 991 i zawiozła mnie rano samochodem do pobliskiego West Boca Hospital... Nie trzeba było długo czekać.. W międzyczasie Zosia załatwiała papiery i sprawy ubezpieczeniowe.

Zabrali mnie do Intensive Care, coś w rodzaju polskiego OJOMU... Prześwietlenie, badania krwi, antybiotyk, kroplówka, co kilka godzin pomiar ciśnienia krwi, pracy serca, temperatury... Wieczorem, koło 9 pm przewieźli mnie na COVIDOowy oddział na 2 piętro i w dożylnej wlewce zaczęli podawać remdesivir.

Remdesivir, developed by Gilead Sciences Inc., is an investigational broad-spectrum antiviral treatment. It was previously tested in humans with Ebola virus disease  and has shown promise in treating (MERS) and severe acute respiratory syndrome (SARS), which are caused by other coronaviruses.  (Według National Institute of Health. )

Czułem się już znacznie lepiej i nieżle przespaną noc, chociaż koło 3 a.m, pielęgniarka pobrała krew, zmierzyła temperaturę, rytm pracy serca i ciśnienie krwi.


Dzień 2: czwartek, 10 grudnia 2020.

Muszę powiedzieć, że w utrzymaniu mojej clear mind  bardzo pomaga widoczne przejmowanie się personelu sytuacją pacjentów oraz ogólnie widoczna czystość i porządek... Leżę na sali 2-osobowej przedzielonej kotarą, od strony drzwi, ale też obok umywalki i toalety... Sąsiad okazał się 90-letnim dziadeczkiem, o imieniu Sal, też z naszego osiedla Century Village... Przywieźli go do szpitala już po raz drugi, bo po pierwszym zwolnieniu znowu poczuł się źle... Bez przerwy dzwoni do niego ktoś z rodziny – córka, syn, grandson... Grandson też złapał koronawirusa... Odwiedziny chorych wykluczone.

Każdy pacjent ma swoją nurse; jest też dla każdego osobna obsługa, tzw. salowych, które przynoszą posiłki i sprzątają... Koło południa zjawił się lekarz, można powiedzieć „prywatny”, bo przysłany przez doktora -vskiego; po południu, ten od koronawirusowego leczenia... Jak poprzednio, co 6 godzin pobieranie krwi i inne badania... Zosia dzwoni regularnie, ja też.

Pielęgniarki zmieniają się koło 7 rano; pojawiajają się różne she-nurses, ale he-nurses też ... Na ogół niebiałe, ale całkiem jasne występują też... Są na ogół młodzi, ale mają nurse- przełożoną, która jest z reguły starsza... Nie wpada, ale jest dostępna pod telefonem, w razie czego...

Rano odkryłem, że jestem podłączony do jakiegoś pudełka, od którego biegnie płaski przewód z 5 rozgałęzieniami do przyssawek ulokowanych na piersiach... Nazywa się to COVIDEN InteliVueMX40, widać że firmy Philips... Osobny przewód biegnie z klipsem do środkowego palca lewej ręki.... Raz dziennie zmieniają baterie; podobno rejestruje to „wszystko co trzeba” on-line w czasie rzeczywistym. .. To chyba coś nowego.


Dzień 3; piątek, 11 grudnia 2020

Zapomniałem napisać, że późnym wieczorem w czwartek zaaplikowali mi pierwszą wlewkę plazmy z wirusowymi antybodies, bo remdisivir był tylko raz... To trwało ponad godzinę... Podobno dobrze mi zrobi... Regularnie dostaje 2 razy dziennie swoje „dzienne” leki, które biorę od lat... Przysyła pharmacy z Publixa... W dziennej, szpitalnej dawce jest wzmocniona dawka cynku i witaminy C. Podobno tak być powinno.

Posiłki podają 3 razy dziennie, narzekać nie ma na co... Jestem na specjalnej diecie – niespecjalnej, bo podają właściwie to, co lubię... Rano, regularnie jajecznica i albo browns- podsmażane kawałki ziemniaka, albo toast z klonowym syropem... To takie amerykańskie... Do picia sok pomarańczowy, albo jabłkowy; jakiś pudding... Na lunch i obiad też urozmaicenie – kawałek mięsa, grillowane warzywa, mashed potatos, albo baked potatoes...Soki, w małych miseczkach owoce...Porcje nieduże, żeby się nie przejadać... Tak mówi Zosia...

Koło 6 po południu Sal opuszcza szpital i wraca do domu... Zaczyna się szabas i żydowskie święto Hannukah... Dzwoni rodzina; Sala zabiera karetka AMR (American Medical Response)... Sala wywożą na noszach na kółkach, w pozycji siedzącej... Mówię Salowi – Shalom, ale chyba nie słyszy, bo nie odpowiada.

No i najważniejsze – druga wieczorna wlewka plazmowa z wirusowymi przeciwciałami... Inne badania rutynowe, jak zwykle. Noc spokojna.

Dzień 4; sobota, 12 grudnia 2020.

Znowu nie napisałem, że regularnie rano salowa zmienia „pościel”... Piżam się nie używa, każdy pacjent nosi coś w rodzaju koszuliny zawiązywanej z tyłu... Rano są też ablucje... Każdy dostał indywidualny pakiet z medicated soap, szczoteczką, pastą do zębów i płukanką, dezynfektantem i locjami do smarowania skóry... Tego pilnują... W pokoju jest mała łazienka z używalnością i shower... Ja ze showera korzystam, dziadeczka mył ktoś z jego pielęgniarskiej obsługi... Dziadeczek był na tlenie, ja nie.

Zapomniałem też napisać, że obok szpitalnego łóżka z podnoszonym grzbietem,  jest na wysięgniku telewizorek i sporo programów...

Jest popularna kablówka; nie ma Newsmax; agonię Trumpa obserwuję na FoxNews... Za każdym razem skacze mi ciśnienie.

Prawie wszyscy go opuścili, Dems zdołali nawet sparaliżować Barra, szefa Department of Justice DOJ; a nawet zneutralizować Supreme Court... Z Konstytucją w ręku i w imię niezależności Sądu Najwyższego i Prawa... Biedne durnie, jeszcze nie wiedzą, że w bolszewiżmie nie ma prawa żadnego... Nowa Ameryka dostaje to, na co zasłużyła... W Socjaliźmie zawsze rządzi Partia.

Koło południa dowiaduje się, że szykują mi Patient Discharge Instructions, kilkanaście stron druku ze szczegółowymi wskazówkami, co mam robić dalej i jakie leki brać... Zanim wyjdę, mam mieć trzecią już wlewkę plazmową...

Będę podlegał 7 dniowej kwarantannie domowej, bez kontaktowania się z niezaraźonymi... Zosia jest dalej positive, ale bezobjawowo, bo jej dotychczasowe dolegliwości minęły... 

Zjadam jeszcze obiad, dzisiaj była lasagna z glillowaną cukinia... Wczoraj była ryba z ryżem, owoce i pudding... Dzisiaj jem malutko.


Odłączają mnie od wszystkich instalacji, przynoszą w plastikowym worku ubranie... Zosia już czeka na dole w samochodzie... Dostaję wszystkie papierzyska i pielęgniarz zwozi mnie na wózku do szpitalnego lobby.

Zosia wiezie mnie do domu... Cieszymy się... W domu wszystkie poszpitalne ciuchy – do wora... Szybko do łazienki pod prysznic... Zosia za mną; myje mi plecy i wyciera... Chce się szybko do Zosi położyć, ale chcę też wysłać ten komunikat.

Pisanie jakiś czas trwa – za długo... Już kończę...

Aha, żeby nie było wątpliwości... Nasze ubezpieczenie pokrywa tylko 4 dni pobytu w szpitalu... Wystarczyło, zajęli się mną skutecznie i starannie, bez zarzutu...

Nikomu COVIDa nie życzę.


Dziobaty
O mnie Dziobaty

Żwawy w średnim wieku, sędziwy też. Katolicki ateista, Cutting-edge manipulator należyty. Przyjmuję w środy i czwartki, bez kolejki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości