self
self
Dziobaty Dziobaty
1116
BLOG

Wyjazd do przodu i z powrotem - na Florydzie wiosna

Dziobaty Dziobaty Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Dziobaty is back; po wyjeździe; wycieczka-ucieczka, ale planowana.

Koniec stycznia, ma nam (Zosi i mnie) to do siebie, że przynosi ważną rocznicę; w porywach nawet Jubilee, choć co 25 lat... Przypomnę, że z Matuzalemem piłem ferintoszem toast w jego 600-letnie urodziny, co oznacza że jestem dinozaurem z krwi i kości... Rzecz jasna, Zosia jest o wiele-set lat młodsza.

Dawno, dawno temu, w mroźny styczniowy dzień pojąłem Zosię i jej nawet ślubowałem... W zamian, Zosia wzięła mnie na ręce, jak dziecko... Indeed, w tym nie ma cienia przesady.

Jakeśmy po kościelnym ślubie udawali się do fotografa na pamiątkowe zdjęcie, na zlodowaciałym chodniku wywinąłem orła, a Zosia zręcznie chwyciła mnie w objęcia.

Zdarzyło się to tuż koło kolumny Zygmunta, na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, a ślub się odbył w Kościele Św. Józefa, koło pomnika Wieszcza Mickiewicza... Byłem ubrany w ślubny garnitur (bielska wełna) uszyty przez krawca Zarębę z ulicy Widok i skórzane pantofle od Beczka z Alei Jerozolimskich... Zosia była przystrojona w białą welurowo-szyfonową szatę przywiezioną z Londynu... Chwyciła mnie w objęcia i nie wypuściła.

Dlatego, od tamtej pory, świętujemy to wydarzenie rokrocznie; tu albo tam, zawsze kiedy losowo jesteśmy razem... 

Zmęczeni i rozkojarzeni wydarzeniami ostatnich tygodni postanowiliśmy uciec i zrobić sobie wypad w teren... Coś jak „w Polskę idziemy drodzy panowie”; tyle, że mamy tu Florydę i jesteśmy w liczbie pojedynczej, choć we dwoje.

Kupioną wcześniej butelczynę Piper Heidsieck Brut zostawiliśmy w lodówce... Spakowaliśmy tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy ze szczoteczkami do mycia zębów na czele i wyruszyliśmy w bliżej nieznane... Po ponad rocznej przerwie Floryda otworzyła się nam znowu, więc najbliże dni chcemy wykorzystać chciwie.

Wycieczkę zaplanowaliśmy na kilka counties, ale miejscem docelowym było historyczne St. Augustine. W drodze powrotnej odkrywaliśmy resztki prawdziwej Florydy (Daytona Beach, Coco Beach), aby na koniec zderzyć się na krótko z polityką w ostrym sosie (Mar-A-Lago, kwatera Donalda Trumpa).

Stan Floryda USA składa się z 47 counties; jedni tłumaczą że „county”, to hrabstwo, inni że powiat; co by znaczyło, że Floryda jest powiatowa, tak samo jak całe USA... W roku 1821 Floryda stała się terytorium Stanów Zjednoczonych, a 27 stanem USA w roku 1845.

Amerykańska powiatowość urodziła się na gruncie amerykańskiej demokracji – od wybieranych przez mieszkańców sędziów pokoju i szeryfów, zaprowadzających porządek i sprawiedliwość przy pomocy Colta i Winchestera - aż do poszanowania władzy, włącznie.

Od dawna, nasz powiat Palm Beach jest we władaniu Dems; to widać, słuchać i czuć. Południowe Powiaty przytulone do wybrzeża (Palm Beach, Broward i Miami-Dade), są arcy-demokratyczne... Duże miasta – Miami, Jacksonville i Tampa są zbiorowiskami „people of color”, starej i nowej generacji. Nowa generacja wyciąga ręce do Dems., stara – niekoniecznie...

Cały środek Florydy i niektóre powiaty przybrzeżne, są matecznikami Trumpa i trumpizmu... Chcieliśmy popatrzeć i posłuchać, co u nich w trawie piszczy po niedawno zakończonych wyborach.

Z naszej mieściny, na południe zbyt daleko zajechać się nie da; tak więc wyruszyliśmy szerokim gościńcem międzystanowej I-95 na Północ, jeszcze dokładniej rzecz ujmując – na wybrzeże północno-wschodnie;  tam, gdzie jeszcze nie bywaliśmy, chyba-że przejazdem.

Niestety, wycieczka zaczęła się deszczowo. U nas w Boca widać było słońce zza chmur i było ponad 20C, ale w dalszej podróży już padało i wiał silny wiatr...

Od dłuższego czasu kusiła nas mieścina St. Augustine, na mapie - tuż poniżej Jacksonville... St. Augustine leży w powiecie St. Johns, a Jacksonville w Duval County… Dwa odmienne światy – inna kultura, inni ludzie. Duval połknęli Dems.

St. Augustine, zostało założone we wrześniu 1565 roku przez Don Pedro Menendez de Aviles, w dzień Św. Augustyna, z rozkazu hiszpańskiego gubernatora Kostaryki; czterdzieści dwa lata przed założeniem pierwszej kolonii angielskiej w Jamestown w Wirginii i pięćdziesiąt pięć lat przed wylądowaniem Pielgrzymów na Plymouth Rock w Massachusetts - co czyni ją najstarszą stałą osadą europejską na kontynencie północno-amerykańskim... Nazywane jest "Nation's Oldest City".

St.Augustine było stolicą Florydy i hiszpańską wojskową kwaterą główną Ameryki Północnej. Jego gubernatorzy obsadzili forty i przez następne cztery dekady szli wzdłuż wybrzeża Atlanryku, od Wirginii po Florydę, walcząc z Francuzami i Brytyjczykami przeciw ustanowieniu przez nich kolonii na tym terytorium.

W XIX wieku, dzięki lepszemu transportowi Floryda była coraz gęściej zaludniana, a St. Augustine kwitło. Wśród nowych przybyszów w 1880 z Północy, był współzałożyciel Standard Oil, Henry M. Flagler, bogaty filantrop z Nowego Jorku. Pod wrażeniem piękna tej małej, niegdyś hiszpańskiej miejscowości, rozpoczął jej rozwój jako ośrodka wczasowego, który chciał przekształcić w "Newport południa".

Dzisiaj, to piękne miasto z około 14 000 mieszkańców, zapewnia wiele atrakcji historycznych, kulturalnych i innych; dla ponad dwóch milionów odwiedzających rocznie.

Prowadziliśmy pojazd na zmianę z Zosią i po ponad 5-godzinnej podróży przybyliśmy na miejsce, do wcześniej zarezerwowanego hotelu Roadway Inn, klasy średniej... Było wczesne popołudnie, mimo zimna i siąpiącego deszczu podjechaliśmy w stronę najstarszej części miasta.

Chociaż koniec stycznia jest turystycznie off-peak, ludzi na ulicach było sporo, a samochodów jeszcze więcej... Znalezienie miejsca parkingowego było trochę, sztuką.

St. Augustine najlepiej jest zwiedzać wykupując miejsca na Old Town Trolley Tour. Z tej tour  zrezygnowaliśmy, gdyż trwa kilka godzin i nie pozwala na swobodę.

Sporo kluczyliśmy, wreszcie udało się znależć parking na terenie Flagler College... Mimo chłodu, spacerowaliśmy uroczymi uliczkami pełnymi butików, barów, hoteli i hotelików.

Jak zauważyliśmy, (prawie) wszystkie sklepy i butiki były otwarte... Turyści w maskach.

Sporo muzeów było zamkniętych – nie weszliśmy do muzeum w Flager College, Villa Zorayda Museum ani do najstarszego drewnianego budynku w mieście. Weszliśmy do Mission of Nombre de Dios i kościoła  Our Lady of la Leche.

Założyciel St. Augustine, Pedro Menéndez, poświęcił zdobytą ziemię w imię Boga, (Nombre de Dios) a zakonnik O. Lopez, odprawił Mszę świętą przy przywiezionym z Hiszpanii rustykalnym ołtarzu wykonanym z drewna... Niebo służyło jako dach dla uroczystości, która była pierwszą parafialną Mszą świętą w tym, co jest teraz nazywane Stanami Zjednoczonymi. Hiszpańscy osadnicy nazwali miejsce kościołem Matki Bożej La Leche, Nuestra Señora de La Leche y Buen Parto; Maryi karmiącej dzieciątko Jezus... Na początku XVI wieku hiszpańscy osadnicy założyli tam pierwsze sanktuarium Najświętszej Maryi Panny w Stanach Zjednoczonych.

Późny luncho-obiad z jedliśmy w jakimś włosko-chińskim bistro; bez większych sensacji kulinarnych... Byliśmy nieźle zmęczeni i wróciliśmy do hotelu... Mieliśmy w pokoju king-size bed w którym, na początku, nie mogliśmy się znaleźć, gdyż w domu dobrze służy nam queen size.... Ale wreszcie zasnęliśmy obok siebie i przespaliśmy noc dobrym snem.

Drugiego dnia rankiem, mieliśmy krótkie śniadanie w hotelu, bo był on typu bed&breakfast... Potem check-out  i w dalszą drogę...

Pojechaliśmy w kierunku wybrzeża. Znaleźliśmy miejsce parkingowe i połaziliśmy po pozostałościach starego hiszpańskiego fortu. Castillo de San Marcos National Monument jest najstarszą murowaną fortyfikacją w kontynentalnych Stanach Zjednoczonych; według przewodników „interpretuje ponad 450 lat skrzyżowań kulturowych w Ameryce.”

Wróciliśmy na Avenida Menendez i stanęliśmy na krótko przy Bay view at the Western Hotel, żeby popatrzeć na morski inlet, bo w zasięgu wzroku była Anastasia Island z wieloma atrakcjami...

Przejechaliśmy przez słynny Bridge of Lions, udekorowany przy wjeździe dwoma dużymi marmurowymi figurami lwów... Miejsce które trzeba zobaczyć.

The Bridge of Lions is listed on the National Register of Historic Places and is on every visitors list of must-sees while in St. Augustine.

Już bez deszczyku pojechaliśmy na znaną plażę na wyspie Anastasia...Plaża szeroka, czysty piasek; legowiska żółwi morskich, farma z aligatorami, miejsca spacerowe i piknikowe... To wszystko powoli objechaliśmymy; niemniej, wielkiego wrażenia St.Augustine Beach na nas nie zrobiła, z powodu zimnicy też... Nie padało, ale przenikliwy wiatr zmuszał do pośpiechu.

Za St. Augustine ruszyliśmy na południe drogą A1, zwaną miejscami Federal Highway, a w przewodnikach drogą A1A.

State Road A1A to północno-południowa droga stanowa na Florydzie, która biegnie wzdłuż Oceanu Atlantyckiego, od Key West na południowym krańcu Florydy do Fernandina Beach, na południe od Georgii na wyspie Amelia. Jest to główna droga wiodąca przez większość miast nad oceanem.”

Nie odpowiada to prawdzie, bo A1 i A1A to zupełnie osobne roads, które pokrywają się tylko czasami. Na dużych odległościach A1 znacznie od wybrzeża się oddala; ale prawdą jest, że A1A biegnie wdłuż oceanu, czasami tuż przy plaży.

Droga A1A często kończy się jakimś deadend, ze względu na liczne inlets i ujścia rzek... Tak zwana przybrzeżna Indian River,  jest w rzeczywistości 156 milową słonawa laguną. Jest częścią systemu Indian River Lagoon, który z kolei stanowi część śródlądowej drogi wodnej Atlantyku. Pierwotnie nazywała się Rio de Ais od plemienia Indian Ais, które mieszkało wzdłuż wschodniego wybrzeża Florydy... W praktyce, na południe najlepiej jechać drogą A1 i skręcać na wschód na A1A patrząc na mapę...

Jedziemy przez krainę Trumpa. Demokraci wygrali ostatnie wybory tylko w 11 florydzkich powiatach... Cała północ, północny wschód i środek Florydy głosowała na Trumpa.

Jesteśmy przed Daytona Beach.

Daytona Beach stała się powszechnie znana na początku ubiegłego wieku z szybkich testów samochodowych, a później wyścigów na plaży i wyścigów stock cars.

W pierwotnym znaczeniu tego terminu, stock car jest samochodem, który nie został zmodyfikowany z oryginalnej konfiguracji fabrycznej. Później termin stock car oznaczał każdy samochód oparty na produkcji przemysłowej, przystosowany do wyścigów.

Wyścigi samochodowe są ważną częścią kultury motoryzacyjnej na wszystkich kontynentach. Europa ma wyścigi i tory wyścigowe różnych Formuł oraz wyścigi Grand prix. W USA wszystko zaczyna się od Daytona 500.

Fanów wyścigów samochodowych w Ameryce pasjonuje też IndyCar Series, dawniej zwany Indy Racing League ( IRL) – seria wyścigowa samochodów o otwartym nadwoziu. Nazwa została nadana w 1996 roku, z inicjatywy właściciela toru w Indianapolis. W założeniu mistrzostwa IRL miały być organizowane wyłącznie na torach owalnych w Stanach Zjednoczonych, jednak wraz z upływem lat i do kalendarza, wyścig trafił do Japonii (od 2003) oraz objął tory uliczne i drogowe (od 2005).

Najważniejszym wyścigiem tej serii pozostaje wyścig Indianapolis 500, – wydarzenie sportowe w Stanach Zjednoczonych prawie tak ważne, jak futbolowy SuperBowl.

Daytona 500 jest najbardziej legendarnym wyścigiem z serii NASCAR (National Association of Stock Car Auto Racing). Swoją nazwę wzięła oczywiście od miejsca, w którym jest rozgrywany, a długość wyścigu jest 500 mil (805 KM). Pierwsza edycja 500-milowa miała miejsce w 1959 roku, kiedy tor został oficjalnie otwarty.

W 1982 roku Daytona 500 stała się pierwszą rundą mistrzostw serii NASCAR i trwa do dziś. Jest to również najbardziej prestiżowy wyścig amerykańskiej serii wyścigowej w całym kalendarzu wyścigów samochodowych. Odbywają się również wyścigi 24-godzinne, np. Rolex 24 at Daytona.

Tor w Daytona Beach (Daytona International Speedway), jest 2.5 milowym torem wyścigowym ulokowanym po zachodniej stronie I-95, w sporym oddaleniu od wybrzeża.

Przejeżdżamy tuż koło stadionu; sezon zacznie się dopiero w lutym i wokół stadionu są pustki a dojazdy są zablokowane i zamknięte. Stadion może pomieścić około 168,000 kibiców, którzy docierają na wyścigi z całej USA, również z pobliskiego lotniska.

Dojeżdżamy do Daytona Beach. Jest to około 80-tysięczne miasto w Volusia County słynące z szerokich plaż i gładkich, twardych wydm. Daytona Beach oferuje liczne ośrodki wypoczynkowe, festiwale i atrakcje; rocznie przyjeżdża tu 8 milionów turystów.

Oprócz Daytona International Speedway, największą atrakcją miasta jest plaża Daytona beach i kilkumilowa promenada z fishing pier... W południowej części plaży można wjechać na przy-oceaniczny piasek motocyklem albo samochodem, z czego oczywiście skwapliwie skorzystaliśmy... Ale bez szaleństw – maksymalna prędkość „ruchu” nie może przekraczać 10 m/hr.

Wcale to jednak nie znaczy, że szaleństwa i wypadki napędzane alkoholem się nie zdarzają, głównie wieczorową porą.

W przyplażowym Diner zjadamy późny lunch z okazałościami... Prawdziwy Omaha Steak, z Nebraski, gruby kawał grilowanego mięsa najlepszej jakości.

Mówią, że w Nebrasce jest więcej bydła niż ludzi, a z niej pochodzi najwyższej jakości wołowina na świecie. Omaha Steak, to  nazwa firmy, która miejscowa rodzina Simonów założyła w Omaha, NE. Dla osiągnięcia najlepszej delikatności i smaku, Omaha Steaks są marynowane przez 21 dni a potem mrożone...

Na wielu samochodach, nie tylko Jeepach na plaży, widać duże amerykańskie flagi... To symbol poparcia dla Trumpa, który w tej części Florydy jeszcze jest widoczny.

Ostatnie chwile przed opuszczeniem Daytona Beach spędzamy w dużym sklepie – magazynie, z pamiątkami, wędkarskim i żeglarskim sprzętem, surfboardami i innymi rekwizytami oraz plażowymi ciuchami.

Kupuję czarną T-shirt; z przodu mała flaga amerykańska, z tyłu duża sylwetka Trumpa z „gestem Kozakiewicza” i napisem MAGA... To na pamiątkę... Rozmawiamy ze sprzedawcą... To nadal jest kraina Trumpa.

Już o zmroku jedziemy dalej na południe, wreszcie skręcamy na wschód na Cape Canaveral... Mijamy Port Canaveral i wjazd na Kennedy Space Ceter... Jest już dość późno i nawet nie próbujemy tam się wybrać... To wymaga co najmniej jednego dnia z noclegiem, więc zostawiamy to na next time.

Wracamy na A1A i docieramy do miasteczka Cocoa Beach... Bez trudu znajdujemy pokój w przybytku z hotelowej sieci Motel 6, tym razem bez breakfast i z queen bed... Kładziemy się spać i śpimy jak zabici.

Poranek 3 dnia wita nas słońcem, jest też znacznie cieplej, około 20C... Niedaleko motelu odkrywamy Waffle House, jedną z wielu tradycyjnych popularnych restauracji, jakie można znaleźć na południowym wschodzie USA.

Każdy Wafflle House jest czynny przez całą dobę, 366 dni rocznie, co zainspirowało slogan - "Waffle House doors have no locks".

Restauracje sieci mają jukeboxy, szafy grające z tradycyjnym 45-obr./min płytami, a w niektórych przypadkach z płytami CD,

Tradycyjne amerykańskie śniadanie w Waffle House zaczyna się piciem kawy, dolewanej przez kelnerki w trakcie jedzenia... Dwa sadzone jajka „medium done”, bacon or sausages (smażone plastry bekonu albo kiełbaski) i hash brown potatoes, tj podsmażane kostki, kawałki albo wiórki z ziemniaków... Trzeba je skropić tomatowym keczupem, koniecznie firmy Heinz.

Do tego toasty posmarowane masłem, a na osobnym talerzu duży wafel-gofr, polewany syropem klonowym, albo posmarowany winogronowym dżemem...To jest dobre, amerykańskie śniadanie, za którym przepadam od chwili przyjazdu do Stanów... Zosi też służy, ale mniej... W restauracji sporo osób; nie zauważyłem żadnego "people of color". Kelnerki też białolice i sympatyczne, co zdarza się na Florydzie coraz rzadziej.

Po śniadaniu jedziemy na wybrzeże w Cocoa Beach... Znane miejsce dla turystów, w tym wędkarzy... Piękna, szeroka plaża i wydmy, zupełnie jak nad polskim Bałtykiem... Woda w oceanie zimna, dla nas do kąpieli się nie nadaje... Opalamy się na piasku, częściowo ubrani; do słońca wystawiamy twarze i odsłonięte ręce i ramiona... Jesteśmy na luzie, bardzo się odprężyliśmy.

Po południu jedziemy dalej wzdłuż A1, zbaczając czasami na A1A. Ta część wybrzeża bardzo różni się od tego, w naszych okolicach...

Przede wszystkim, jest tu o wiele większa dostępność do plaż, które można nazywać publicznymi... Do plaż prywatnych, których też jest sporo, przylegają jednak domy i domki o wiele skromniejsze niż w okolicach które znamy na Południu... Indeed, mieszkają w nich, lub czasowo wynajmują je, przeważnie ludzie z pracującej klasy średniej, rzadko bogacze... Widać sporo Latynosów, stosunkowo mało czarnych Afro-Americans..

Przejeżdżamy przez Melbourne, Sebastian i Vero Beach... dalej na południe leży Vero Beach, Fort Pierce i Port St. Lucie... Dalej robi się bogato.

Wjeżdżamy na tereny powiatu Palm Beach; na początek nowobogacki Jupiter, jakby przedmieście West Palm Beach.

Nasz powiat Palm Beach County, według raportu spisowego z 2019 r. liczy 1 496 770 mieszkańców, co czyni go trzecim najludniejszym w stanie Floryda i 25 najbardziej zaludnionym w Stanach Zjednoczonych. Największym miastem i siedzibą powiatu jest West Palm Beach, gdzie mieszka wielu milionerów i miliarderów, ale gdzie jest też wiele kolorowej biedoty i wysoka crime rate.

Zaczynamy się trochę spieszyć, bo robi się późno... Zbliżamy się do Mar-a-Lago, kurortu i narodowego zabytku w Palm Beach, zbudowanego w latach 1924-1927 przez spadkobierczynię firmy zbożowej, Marjorie Merriweather Post.

126-pokojowa rezydencja o powierzchni 5810 m² od 1995 obejmuje klub Mar-a-Lago, dla członków z pokojami gościnnymi, fitness-clubem, spa i innymi udogodnieniami w stylu hotelowym

W 1985 roku Mar-a-Lago został zakupiony przez Donalda Trumpa za około 10 milionów dolarów. Jego rodzina utrzymuje prywatne kwatery w oddzielnej, zamkniętej części domu i ogrodu. Trump często go odwiedzał podczas swojej kadencji prezydenckiej, nazywając go "Zimowym Białym Domem", albo "Południowym Białym Domem".

Po tym, jak Trump został prezydentem w styczniu 2017 r., Mar-a-Lago służył do organizowania spotkań przywódców międzynarodowych, w tym gościł premiera Japonii Shinzō Abe i chińskiego prezydenta Xi Jinpinga.

We wrześniu 2019 r. Mar-a-Lago stało się główną rezydencją Donalda i Melanii Trump, którzy wcześniej rezydowali w Nowym Jorku.

Jest to druga co do wielkości rezydencja w stanie Floryda i 22 co do wielkości rezydencja w Stanach Zjednoczonych. W 2018 roku Forbes oszacował wartość nieruchomości na około 160 milionów dolarów, doceniając czynniki  takie jak - gruntowna renowacja, wystawne wyposażenie i meble, wyłączność lokalizacji, a także jego historyczne znaczenie.

Kiedy Trump był prezydentem, region Palm Beach stał się strefą tymczasowych ograniczeń lotów w promieniu 30 mil morskich (55,56 km). Coast Guard (Straż Przybrzeżna) i Secret Service zabezpieczyły dwa podejścia do drogi wodnej, ocean i jezioro, a Secret Service otoczyła kordonem ulice prowadzące do Mar-a-Lago podczas wizyt prezydenta. Straż Przybrzeżna powołała również elitarny zespół bezpieczeństwa o unikalnych specjalizacji w dziedzinie bezpieczeństwa morskiego.

Jedziemy drogą A1, przy Okeechobee Blvd skręcamy na wschód i przez Royal Park Bridge jesteśmy na South Country Road, która zmienia się dalej znowu na A1A, na długich odcinkach w Palm Beach nazywaną Ocean Boulvard.

Chcemy dojechać do 1100 S Ocean Blvd, Palm Beach, FL 33480, ale wjazd do resortu Mar-A-lago jest całkowicie zablokowany... Jeszcze niedawno zbierali się tam zwolennicy Trumpa z amerykańskimi flagami i pro-Trumpowskimi banerami.

Jak podały ABC News, Szeryf Palm-Beach County i jego chłopcy ten „mob” rozpędzili... Władze powiatu poważnie zastanawiają się, jak Trumpa i jego rodzinę z Mar-a- Lago wykurzyć na dobre...Podobno zagrażają bezpieczeństwu mieszkańców Palm Beach County...

Dojeżdzamy do Baca Raton, ale przed tym skręcamy z A1A w Atlantic Avenue... Na ulicy gwarno, wiele ludzi, światła i dekoracje... Wzdłuż ulicy restauracje i butiki. Po obu stronach ulicy, w wyznaczonych miejscach, parkują samochody.

Nie szukamy długo, znajdujemy miejsce parkingowe przed Lemongrass Asian Bistro... Zamawiamy sushi, pijemy herbatę i sake...

Zostało tylko kilka mil... Atlantic Avenue dojeżdżamy do Lyons Road. Mijamy Yamato Road i jesteśmy na naszym osiedlu.

Zabieramy ze sobą na górę tylko szczoteczki do zębów... Osuwamy się na kanapę, robimy nastrój, zapalam świece, włączam muzykę...

W lodówce czeka szampan; otwieram z puknięciem i rozlewam do wysmukłych kieliszków.

Pijemy z Zosią toast – "bądżmy jędrni na ciele i umyśle przez następne 20 lat..."

Dziękujemy Bogu za te wszystkie razem spędzone lata...

Los był łaskawy, Life is good!


Dziobaty
O mnie Dziobaty

Żwawy w średnim wieku, sędziwy też. Katolicki ateista, Cutting-edge manipulator należyty. Przyjmuję w środy i czwartki, bez kolejki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości