EdithKulpienski68 EdithKulpienski68
116
BLOG

Pasożyt

EdithKulpienski68 EdithKulpienski68 Rozmaitości Obserwuj notkę 5


Każda fałszywa relacja kiedyś się kończy. Nawet ta najstaranniej udawana, najbardziej zakorzeniona w codzienności, najbardziej złudna. Są relacje, które trwają tylko dlatego, że jedna strona nie chce zauważyć, że wszystko, co daje, ginie w próżni. Tak było z Anną i Martą.

Poznały się na studiach – dwie dziewczyny, z pozoru różne jak dzień i noc. Marta była żywiołowa, barwna, głośna. Miała w sobie coś, co przyciągało ludzi – pewność siebie, odwagę, urok osobisty. Anna była jej przeciwieństwem: cicha, uważna, ciepła. Taka, co zawsze wysłucha, nie przerywa, nie ocenia. Z czasem stało się oczywiste, że Marta mówi, a Anna słucha; Marta bierze, a Anna daje. I choć relacja ta nazywana była przyjaźnią, w rzeczywistości przypominała bardziej emocjonalny układ zależności – z jednej strony potrzeba bycia potrzebnym, z drugiej wygodne korzystanie z tej potrzeby.

Anna nie widziała w tym nic złego. Wierzyła, że przyjaźń to przede wszystkim obecność, nawet jeśli tylko z jednej strony. Odbierała telefony w nocy, pożyczała pieniądze, odwoływała swoje plany, by być przy Marcie, kiedy ta przechodziła przez kolejny kryzys, dzięki któremu stawiała , jak zwykle, siebie w centrum świata. Gdy Marta znów zaczynała toksyczny związek lub rzucała studia, Anna była tuż obok, gotowa tłumaczyć, usprawiedliwiać, łagodzić, leczyć. W zamian nie otrzymywała nic, nawet prostego "jak się czujesz?”. Nie skarżyła się. Wmawiała sobie, że lojalność jest ważniejsza niż równowaga.

Z czasem jednak zaczęła czuć, że coś jest nie tak. Że relacja, która powinna dodawać sił, ją osłabia. Że coraz częściej wychodzi z tych rozmów zmęczona, z poczuciem winy i niedostatku. Podświadomie wiedziała, że jest wykorzystywana, ale nie umiała przestać. Bała się, że jeśli przestanie dawać, przestanie być kochana. A może nigdy nie była?

Przełom przyszedł, gdy Anna poważnie zachorowała. Nic dramatycznego, ale potrzebowała wsparcia, kogoś, kto zrobi zakupy, zapyta, jak się czuje, po prostu będzie. Po raz pierwszy to ona zadzwoniła do Marty. Ta nie odebrała. Nie oddzwoniła. Nie zapytała. Przez kilka dni Anna leżała z gorączką, patrząc w sufit, z telefonem w ręce. I wtedy przyszło olśnienie: "Chora nie jestem jej potrzebna.”

Zamknęła tę relację bez słowa. Bez kłótni, bez wyjaśnień. Po prostu przestała być dostępna. Zniknęła z życia Marty i w tej ciszy, która początkowo bolała, odnalazła coś, czego nie znała od dawna – spokój.

Dopiero wtedy zaczęła zadawać sobie pytania, których wcześniej unikała: Dlaczego tak długo trwała w relacji, która ją raniła? Czy jej dobroć była siłą, czy słabością? Dlaczego utożsamiła wartość swojej osoby z pomocą, jaką dawała innym? Czy Marta naprawdę była zła, czy tylko niezdolna do empatii? A może obie były ofiarami swoich deficytów emocjonalnych?

W gabinecie psychoterapeuty usłyszała słowa, które utkwiły jej na długo w pamięci: "Granice nie są egoizmem. Są miłością do samej siebie.” Wtedy zrozumiała, że prawdziwa przyjaźń to nie tylko dawanie. To wzajemność, troska w obu kierunkach, obecność, która nie wymaga ciągłego udowadniania swojej wartości.

Fałszywa przyjaźń nie zawsze krzyczy. Czasem szepcze słodkie słowa, obiecuje, że "tak już jest”, że "ona po prostu taka jest”. Jeśli jednak jedno ciągle daje, a drugie tylko bierze, to nie jest przyjaźń. To pasożytnictwo ubrana w emocjonalny kostium.

Anna nie żałowała. Każda rana, jaką wyniosła z tej relacji, była lekcją. Każde przemilczane "nie” – drogowskazem. Czasem trzeba odejść, by móc wreszcie wrócić do siebie. Bo bycie dobrym nie oznacza bycia naiwnym czy głupim. I nie każdy, kto nazywa się przyjacielem, zasługuje na miejsce w naszym sercu.


Źródło 

Zdjęcie Google 

Tekst oparty na prawdziwej historii.

Kobieta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości