Źródło: Patryk Jaki - Instagram
Źródło: Patryk Jaki - Instagram
EkoKonserwatysta EkoKonserwatysta
2607
BLOG

Nawet wyborca PiSu nie głosował na Jakiego.

EkoKonserwatysta EkoKonserwatysta Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 62


Wiem po sobie. Głosowałem na PiS do parlamentu, głosowałem na Dudę, a na Jakiego nie. Gdyby doszło do drugiej tury głosowałbym na Trzaskowskiego. Dlaczego?


Jakiemu nie można odmówić pracowitości, zaangażowania i wytrwałości. Jednak nadaktywność w promowaniu swoich pomysłów w sytuacji, gdy są one głupie, nie daje zwiększenia poparcia. Wprost przeciwnie, zwiększa tylko irytację.  I mobilizuje do głosowania na nie tych, którzy normalnie na wybory by nie poszli.

Co było głupiego? Od wielu lat - z trudem, za wolno, ale jednak, Warszawa zmienia się w miasto europejskie, gdzie zwłaszcza w centrum, przestaje królować samochód, jest więcej zieleni, łatwiej poruszać się rowerem czy pieszo.  Jaki chciał zamienić je w miasto sowieckie, rozjechane przez samochody. Z lubością wskazywał projekty przebudowy ulic w duchu europejskim, które „wyrzuci do kosza”.

Na przykład ul. Górczewskiej, która po otwarciu metra ma zostać zwężona. I to pozornie. Bo bus-pas ma być przekształcony w pas do parkowania. Kierowcy samochodów indywidualnych w rzeczywistości nic nie utracą, a zyskają miejsca parkingowe. Ale dla Jakiego to „upokarzanie kierowców”, bo zamiast 3 pasów ruchu byłyby 2.

Oczywiście tą deklaracją zaprzeczał innym swoim wynurzeniom. Mianowicie, że kierowców nie należy zmuszać do przesiadki na transport publiczny, tylko tak poprawić jakość transportu publicznego, żeby ich do tego zachęcić. A kiedy pod Górczewską powstaje najszybszy i najlepszy środek transportu publicznego jaki istnieje – metro, okazuje się, że drogi zwęzić, nawet symbolicznie, nie wolno. A wystarczy przejść się na ul. Słowackiego, żeby zobaczyć jak po budowie metra spada ruch. Kiedyś to była „ważna arteria”. Dziś samochodów jest na 1 pas w każdą stronę.

Jak ma to rozumieć wyborca? Oczywiście jako nieszczerość. Wcale nie zamierzam po rozbudowie metra ograniczyć ruchu samochodowego, tylko szukam pretekstu żeby tego nie robić.


Słupki

Jest przepis, że nie wolno parkować 10 m przed przejściem dla pieszych. Powszechnie łamany, więc miasto w wielu takich miejscach stawia słupki. Ale dla Jakiego (o ironio: wiceministra sprawiedliwości) to „upokarzanie kierowców”. I na prawicy hejt o słupkach, ile to szwagier, teść musieli na nich zarobić. A my w Warszawie dyskusję o słupkach mieliśmy 20 lat temu.

W czasie której okazało się np. że nie przeszkadzają one niewidomym, wprost przeciwnie  domagają się ich, bo bardzo przeszkadzają im samochody tarasujące chodniki. Nie przeszkadzają strażakom czy pogotowiu, wprost przeciwnie, chcą ich, bo słupki łatwo staranować, a źle zaparkowane samochody przestawić ciężko. W tamtym czasie w prasie tytuł „Strażacy nie dojechali przez nieprawidłowo parkujące samochody” można było spotkać dość często.

Jaki  o tym nie wie, bo mieszka tu od lat 3, a nie od 20. Podobnie jak może nie wiedzieć, że 10, 20 i 30 lat temu lokalni politycy wszelkich opcji wykładali, że budować obwodnice trzeba, żeby: odciążyć    centrum, wyprowadzić ruch z centrum itd. Że budowali 3 naraz tak, żeby jak najdłużej żadna nie była skończona (wszak chodzi o to, żeby gonić króliczka, a nie złapać go), to inna sprawa.

Ale teraz, kiedy te obwodnice powoli zaczynają działać, zrywanie pewnej umowy społecznej wokół nich przez przysyłanie „spadochroniarza”, który nie ma o niej pojęcia i wszystkie projekty cywilizowania ulic w centrum chce „wyrzucać do kosza”, może irytować.


Zamknięcie na oczekiwania wyborców

A najbardziej irytuje, czy może przestrasza, brak słuchania mieszkańców.  Paradoksalnie, bo Jaki odbył wiele spotkań  i to w takiej formule, w której każdy zainteresowany mógł faktycznie z nim porozmawiać, a nie tylko jak to w takich sytuacjach bywa wysłuchać przemówienia. Sam dwukrotnie z nim miałem okazję rozmawiać i wytłumaczyć to co powyżej napisałem. I niestety, jak grochem o ścianę, jest na argumenty nieprzemakalny.

Najbardziej dający do myślenia jest przypadek Górczewskiej.  Wyrzucany przez Jakiego do kosza projekt przeszedł bowiem konsultacje społeczne. Nie wzbudził wtedy żadnych kontrowersji. Jak to odbierać? Że Jaki nie liczy się z oczekiwaniami mieszkańców Warszawy. Czy takiego sposobu sprawowania władzy oczekujemy w Polsce 21 wieku?

Niestety wygląda to tak, że Jaki przyszedł do Warszawy z jakąś swoją ideologią i nie miał zamiaru wsłuchiwać się  w oczekiwania elektoratu. Ta ideologia to ideologia o rzekomym upokorzeniu kierowców (a więc można się tu doszukiwać podłoża lewicowego, to lewica wyszukuje prawdziwych i rzekomych pokrzywdzonych, za którymi mogłaby się ująć – świetnie diagnozował ten aspekt Ted Kaczyński „Unabomber” w swoim „Manifeście Technologicznym”).


Populizm prosamochodowy passe

Niestety, ale tak jak z góry pisałem a artykule „Patryku Jaki nie idź tą drogą” Warszawiacy są już uodpornieni na prosamochodowy populizm. Tu doświadczalnie przekonaliśmy jak szybko zatykają się wszelkie nowe drogi, mosty, poszerzenia. Warszawiak widzi na swoim osiedlu pełny parking w samo południe dnia roboczego i dlatego zdaje sobie sprawę, że jest czym każdy nowy parking, nowy most, czy pas ruchu w mieście natychmiast wypełnić (a kolejne setki tysięcy aut czekają  poza Warszawą).  To jaki sens wydawać ogromne pieniądze na ich budowę?

Przeciętny Warszawiak dysponuje samochodem, ale nie używa go do codziennej jazdy do pracy. 60% podróży odbywa się komunikacją  publiczną. W autobusie czy tramwaju jedzie 50-80 osób. Gdyby jechali swoimi samochodami, utworzyliby sznur długości kilometra. Na pracownika w biurze przypada ok 10 m2 powierzchni biurowca. Na samochód w garażu publicznym ok. 25 m2 powierzchni. Gdyby do biurowca każdy miał dojechać samochodem 2/3 jego pięter musiałoby być przeznaczonych na parkowanie. Przy tak nieefektywnym pod względem zajęcia przestrzeni środku transportu, jakim jest prywatny samochód, każda inwestycja powodująca przepływ pasażerów od transportu publicznego do prywatnego nie może ograniczyć korków.

Ludzie z dużych miast już to rozumieją, ludzie z mniejszych być może jeszcze nie. Bo tam problem korków może nie jest jeszcze tak intensywny i tak rozległy. Może się wydawać, że dobudowując tu parking, tam pas ruchu albo most, można coś poradzić. I to był problem Patryka Jakiego.

Profesor Wojciech Suchorzewski, ceniony na świecie specjalista od polityki transportowej, na wszystkich swoich prezentacjach pokazywał wykres ilu Warszawiaków opowiada się za przywilejami w ruchu dla transportu publicznego nawet kosztem samochodów osobowych. Większość (bodajże 54% - 20 lat temu). I drugi, ilu polityków uważa, że Warszawiacy chcą takich przywilejów. Mniejszość – zaledwie co trzeci. Wniosek profesora: politycy sądzą, że mieszkańcy są znacznie bardziej prosamochodowi niż są oni w rzeczywistości.  I Jaki jest klasycznym przykładem takiego polityka.

                                                                                                                                                                                                                                                                                  
Kto jest pod butem deweloperów?

Jaki krzyczał w spocie radiowym „Ratusz pod butem deweloperów”. A dla kogo miała być jego XIX dzielnica? Na gruntach m.in. Solorza (Port Praski) i Jakubasa (Żerań)? Zresztą przypomnę, że kiedy Most Krasińskiego (jeden z tych 3 mostów obiecywanych przez Jakiego) chciała budować HGW, to Jan Śpiewak demaskował to jako prezent dla Jakubasa, który ma projekt deweloperski na Żeraniu, kosztem mieszkańców Żoliborza, którzy tego mostu nie chcą. Na szczęście PO zabrakło funduszy i budowę   odłożono, po dużych protestach Żoliborzan. Przychodzi kandydat PiS i obiecuje realizację skompromitowanego projektu PO. Kuriozum.

Drugi most Jakiego to tzw. „Most na Zaporze” na Augustówce w Wilanowie. Tak, tak, przy siedzibie TVN. Chyba, żeby HGW miała  tam lepszy dojazd (mieszka dokładnie po drugiej stronie rzeki). A trzeci to most autostradowy trasy S2, który już się buduje w najlepsze – bez żadnej łaski Jakiego. Czyli ściema.

XIX dzielnica o w ogóle zadziwiający pomysł do promowania w kampanii na prezydenta miasta. Zabudowanie terenów w znacznym stopniu zielonych, w czasie gdy we wszystkich debatach prezydenckich w największych polskich miastach (słuchałem w TOK FM wielu z nich) temat ochrony zieleni był w każdym z nich podnoszony przez właściwie każdego kandydata, niezależnie od opcji politycznej.

To ja myślałem w swoim chciejstwie, że może kandydat PiS uniemożliwi zabudowę  części Portu Praskiego (pirsu zachodniego, w całości zadrzewionego ogromnym i przepięknym lasem). Jeszcze, żeby to miało pójść pod tysiące mieszkań z programu Mieszkanie+. Ale nie, chodziło o biura dla korporacji. Czyli dokładne odwrotność oczekiwań własnego elektoratu. XIX dzielnica to największe kuriozum kampanii Jakiego.

Reprywatyzacja
I na koniec reprywatyzacja. Paradoksalnie ta sprawa Jakiemu specjalnie nie pomogła. Ja osobiście głosując kalkulowałem tak: złodziejskiej tzw. „reprywatyzacji” w Warszawie nie da się już kontynuować, nawet jak będzie rządzić miastem PO, a Jaki będzie mógł dobrze jej zapobiegać z miejsc, w których jest obecnie.

Wnioski

O ile PiS ma genialną ofertę i stanowi genialne rozwiązanie do rządzenia Polską na szczeblu państwowym (odzyskanie 50 mld zł w skali roku np. z karuzel VAT-owskich i przekierowanie ich w mniejszości na projekty rozwojowe, a w większości na projekty socjalne, które z jednej strony przywracają godność masom i zapewnią im możliwość życia w Polsce zamiast na emigracji i możliwości reprodukcji demograficznej, a z drugiej wtórnie napędzają gospodarkę) to oferta PiS na szczeblu samorządowym, zwłaszcza dla dużych metropolii jest nieporadna.

Ustawianie się w łatwej kontrze: PO ogranicza ruch samochodowy, to my się za samochodziarzami ujmiemy, bez próby zrozumienia powodów takiej polityki miejskiej, bez zrozumienia, że to z czegoś wynika, że do tego doszedł cały cywilizowany świat, nie może przynieść dobrego efektu. Wystarczy rozejrzeć się, że w Nowym Jorku czy w Londynie ruch samochodowy ograniczyli burmistrzowie konserwatywni.

Bo w końcu czy nie jest konserwatyzmem uważanie, że jezdnia jest dla samochodów, chodnik jest dla pieszych, a trawnik dla trawy? Ja tak uważam, a Patryk Jaki nie. Zwracam przy okazji uwagę, że jesteśmy bodaj jedynym krajem w UE, gdzie samochody wolno parkować na chodnikach. I przypominam, że dopuścił to nie kto inny jak gen. Jaruzelski. I to w stanie wojennym.

Jeżeli nasz konserwatyzm ma polegać na tym, że ma być byle jak, badziewnie i siermiężnie, byle ekolog z feministką nie mówili nam jak mamy żyć. Znowu będziemy rozjeżdżać samochodami trawniki, „bo nie mam gdzie parkować” (zwracam uwagę, że to bolszewizm czystej wody, równie dobrze mógłbym odrzec „A ja nie mam gdzie mieszkać, to wprowadzam się do pana domu”). To ja chcę innego konserwatyzmu (chyba konserwatyzmu Morawieckiego), w którym Polska jest konserwatywna obyczajowo i swoją tradycją, ale jest państwem silnym finansowo, z nowoczesną i silną gospodarką, z nowoczesnymi i pięknymi miastami. Miastami europejskimi, a nie azjatyckimi czy sowieckimi. Mądrze i nowocześnie zarządzanymi. Z zadbanymi zabytkami, dużą ilością zieleni. Gdzie samochody są parkowane na jezdniach, a nie chodnikach czy trawnikach. A większość nadal porusza się komunikacją publiczną, rowerami i pieszo – wygodnie i szybko. A nie, że samochody rozjeżdżają trawniki, blokują chodniki, blokują ruch autobusów, którymi jedzie bez porównania więcej osób (mniejszość uprzywilejowana kosztem większości).

Kolejnym błędem PiSu (i każdej partii która tak robi) jest wysyłanie „spadochroniarzy”. W dzisiejszych czasach osoba bez dogłębnej znajomości miejsca z którego startuje nie poradzi sobie, co dobitnie pokazał przykład Jakiego. Od 20 lat zajmuję się i społecznie, i zawodowo transportem. Ale chyba nie podjąłbym się wyznaczyć linii metra w dużym mieście, w którym nie mieszkałem – w Krakowie, Łodzi czy Wrocławiu. Żeby to móc zrobić trzeba miasto znać naprawdę bardzo dobrze, mieszkać w nim wiele lat. A wciąż są politycy, którym wydaje się, że prezydentem miasta spokojnie  może być osoba mieszkająca w nim ledwie 3 lata.

A pogłębieniem tego błędu jest nieliczenie się z oczekiwaniami wyborców. Na przykład poprzez zapowiedzi wyrzucania do kosza projektów, które zyskały poparcie w konsultacjach społecznych.  Brak wyciągania wniosków z tego co ludzie mówią w takich konsultacjach. I jakie projekty wybierają  w budżecie partycypacyjnym.  A wybierają głównie projekty dotyczące zieleni i ścieżek rowerowych. W sytuacji wystawienia „spadochroniarza” takie działania powinny być tym bardziej intensywne. Jeżeli partia chce wyborcom narzucić swoje rozwiązania, a nie wysłuchać ich potrzeb, to w systemie demokratycznym sama skazuje się na porażkę.



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka