Wspomnienie z wakacji.
Epizod II
Wrocław, 18 września, godz. 17
Radość po 11. godzinach podróży w zaduszonych, niewygodnych, bez papieru i wody pociągach. Ania [oznaczę ją nrem 2; żona Radka, który w tym czasie był w pracy] z córkami przyjechały po nas na dworzec.
Wsiadamy do "0". Obładowani bagażami, zajmujemy tramwajowy korytarz. Przejechaliśmy może ze 4 przystanki [czyli jakiś półmetek] i słyszymy komunikat motorniczego: "Awaria. Proszę opuścić pojazd.". Starsza pani została przytrzaśnięta drzwiami, ale i jej się udało wysiąść.
Wkładam na plecy 20-kilogramowy plecak i ruszam. Na drugi przystanek. Notabene, wróciliśmy prawie w to samo miejsce, z którego ruszyliśmy.
Zapomniałbym. Ten tramwaj był ponoć zepsuty. No chyba tak, skoro po wyjściu wszystkich pasażerów drzwi się zamknęły, a tramwaj jak gdyby nigdy nic - odjechał.
Sobota, 19 września
Radek dostał zaproszenia od szefa na bankiet. Musieliśmy tylko dojechać ok. 25 km. za miasto. Radek skombinował "prywatną" taxi. Na miejscu browar i żarcie do bólu. Darmo.


Na powrót do domu czekaliśmy dobre 40min., gdyż pani zarządzająca taksówkami kierowcy nie zawiadomiła. Dopiero, po którejś z kolei rozmowie Radka z panią, długo wyczekiwany transport nadjechał.
…
Otworzyli nową, multimedialną fontannę przy "Hali Stulecia" [daw. Hala Ludowa]. To ta sama, na tle której M. Platini oglądał pokaz filmowy o swojej piłkarskiej karierze.
Małgosia i Basia bardzo chcą ją zobaczyć.
Czuję przypływ adrenaliny. Jedziemy na gapę. Na szczęście obyło się bez kontroli kanarowej. Pod "Halę" docieramy sporo przed 21. Już z daleka słychać muzykę. Poważną. Jakiś koncert.
Pytam ochroniarza, czy i o której rozpocznie się widowisko. Ze złowrogimi oczyma odpowiada, że punktualnie o 21. Jest trochę czasu. Rozmawiamy. W przerwach podziwiamy maestrów ze skrzypcami, wiolonczelami, kontrabasami, itd. Tak myślę, że na scenie była ich ponad setka. Dokładnie nie zliczyłem, bo staliśmy trochę z tyłu [dobrze, że mieliśmy gdzie stanąć, bo ludzi była kupa]. Jak się później okazało staliśmy na kablach [przysięgam – ja nie stałem!] oświetlających, zasilających - nie wiem jakich. Ale chyba były bardzo ważne dla przebiegu koncertu… Dostrzegam kątem oka ochroniarza z krótkofalówką w ręku. Podchodzi i grzecznie prosi, by zejść niżej. Kable usytuowane są na pagórku i, nijak, nic nie widać, kiedy się z niego zejdzie. Zniecierpliwiona publiczność buntuje się. Daje się słyszeć niecenzuralne hasła. Po chwili wszyscy wracają na miejsce. Bodygard wtopiony w tłum nie zwraca już uwagi - on jeden, a ludzi kupa. Zdeptaliby go.
Ok. 21.30. dochodzą nas plotki, że koncert planowo kończy się o 22.30 i, że może(?!), po nim, odbędzie się pokaz. Rezygnujemy. Dziewczyny zmęczone. Wracamy pieszo, żartując z biednego ochroniarza i podziwiając wrocławskie zabudowania, tzw. gierkowskie sedesowce.

Dlaczego "sedesowce"? Wystarczy spojrzeć na okna.
…
"Nie po kablach!"
Niedziela, 20 września
Radek i Ania2 znają bardzo dobrze swoje miasto. Na starówce dużo krasnali. Budynek "Jaś i Małgosia" - zabawny. Knajpa "Spiż", w której podziwiać można procedurę ważenia piwa - bezcenne. Tylko to piwo trochę drogie - pól litra za 8,5. Ale warto, bo pyszne. W gratisie chleb ze smalcem.
Idziemy mostem [jednym z ponad 100.], gdzie na barierkach zaczepione są kłódki, a na nich - napisane mazakiem, a nawet wygrawerowane - imiona zakochanych. Rozbawił mnie napis na jednej:

Miłość nie zna granic.
Wracając, zaszedłem do sklepu po "Snickersa"… 3zł za sztukę!
Wpadliśmy z Anią [moją ukochaną, nr 1] na pomysł, żeby zobaczyć w końcu tę fontannę. Dziewczyny idą na 8:00 do szkoły, więc towarzyszy mi tylko (aż) Ania1.
Tym razem z biletami.
…
Po wyjściu na przystanek docelowy chcę kupić bilety na powrót. W garści 1zł, 50gr., 4x20gr. i 10gr. [jeden bilet ulgowy - 1,2zł]. Wrzucam 50gr. Głupio zrobiłem. Automat wciągnął kasę i się zaciął. Przypomniała mi się pyszna kawa na dworcu głównym w Toruniu.
Fontanna palce lizać. Z resztą zobaczcie [jakość słaba, bo i sprzęt trochę za słaby]:


Fontanna multimedialna.
Pomimo zmęczenia nie chcemy jeszcze kończyć dnia [jest ok. 22:20]. Pada hasło - starówka.
Z powodu wiadomych względów [50gr. to dużo!] biletów nie mamy, zatem fundujemy sobie pieszą wycieczkę po Wrocławiu. Nie znamy miasta, nie mamy mapy. Naszym punktem kulminacyjnym są dwie wieże katedry. Po godzinnym spacerze i przejściu kilkunastu mostów jesteśmy na miejscu.
Przemarsz po Starym mieście [budowle świetne, ale i tu dotarł Gierek; schemat jest taki: zabytek, zabytek, Gierek, zabytek,… i znowu Bob Budowniczy], piwko, kilka zdjęć z krasnalami [z Anią też mamy fajne; tzn. ogromny krasnal ma, bo Anglik - autor fotki - pomyślał, że nie jesteśmy ważni, by gościć na pierwszym planie]. I powrót. Również "z buta".
Na ostatnim odcinku wzięliśmy taxi. Było już po 1.00 i nie bardzo wiedzieliśmy, w którym kierunku się udać.
c.d.n.
Człowiek, piłka nożna, kabaret i, w mniejszym stopniu, polityka - to moje życie.
Online:
All:
Zamieszczone na tej stronie wszystkie notki należą do autora tego bloga i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za jego zgodą.
Myśli Studenta
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości