estimado estimado
872
BLOG

OD CHRUSZCZOWA DO PALIKOTA, A NAWET DALEJ JESZCZE

estimado estimado Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Zacząłem pisać poniższe jako komentarz u RRK, ale w trakcie rozrosło się o różne spostrzeżenia i dygresje, więc zdecydowałem się na przeprowadzkę na mój blog.  

Powstała z tego rozprawka o nowatorstwie i kontynuacjach w sztuce komediowej, w tym o korzystaniu przez niektórych naszych rodzimych artystów z najlepszych wzorów zagranicznych.

*
Trzeba zacząć od tego, że ten jowialny pan/towarzysz powyżej, jeden z niedościgłych mistrzów humoru (fakt, czasem czarnego) w polityce, 
 miał, po imieni i otczestwu, Nikita Siergiejewicz. 

W relacjach wszechświatowych lansował loty kosmiczne Łajki, Gagarina i następnych, bez których nie powstałby np. mój ulubiony, polski dowcip z placu budowy:"Panie Majster, Panie Majster, Ruskie w kosmos polecieli!" "Wszystkie?" "Nie, dwóch!" "To co mi d... zawracasz?!"

W stosunkach  międzynarodowych  będziemy mu pamiętać zwłaszcza mur berliński oraz sowieckie okręty podwodne z bronią nuklearną na pokładzie gdzieś u wybrzeży Ameryki (kryzys kubański) . Czyli pistoletem wymachiwał sporo tęższym niż ten posła Palikota. 

Także w polityce wewnętrznej położył spore zasługi, jak odchudzenie Rosji o Krym, na korzyśćUkrainy. W jego CV pojawiają się też wzruszające akcenty polskie. Nikita pochodził z rosyjskiej rodziny, która przed I W.Ś. osiedliła się na terenie obecnej Ukrainy. W związku z tym Józef Wissarionowicz, również wybitny komik, podczas wspólnych imprez naprzemiennie nakazywał mu wykonywanie ludowych tańców ukraińskich oraz mówił mu, że jest Polakiem, więc należy go rozstrzelać.

 

Przejdźmy  do  tak modnych teraz sprawach gospodarczych. Tutaj nasz tytułowy artysta - bez organizowania specjalnych debat! - lansował kukurydzę jako podstawę zaspokojenia najrozmaitszych potrzeb człowieka radzieckiego (wielka akcja 'kukuruza na stalie!'). Podobnych akcji z kartoflami lub choćby papryką w roli głównej historycy nie odnotowali. 

Na fotografiach powyżej znawcy tematu z łatwością zauważą, że ten niby stół to była taka licentia poetica, no powiedzmy co najwyżej pars pro toto, i że nasz bohater miał również zupełnie inne meble i rozliczne inne potrzeby na uwadze.  Co zresztą człowiek radziecki, a zwłaszcza nowoczesna, wyzwolona kobieta radziecka, doskonale rozumieli, o czym niech zaświadczy przepojony zachwytem wyraz twarzy towarzyszki w bezpośrednim sąsiedztwie wielkiego Nikity na tej fotografii z występów studyjnych, pardon - obrad plenarnych. 

Co się tyczy tzw. "produktu krajowego netto", czyli finalnego przetworu kukurydzy, kartofla (!) i innych płodów zawierających węglowodany, to jego produkcja odbywała się zarówno w firmach uspołecznionych, jak i większych oraz mniejszych wytwórniach prywatnych. 

Aby powstał z niego "produkt krajowy brutto", cenny przetwór musiał jeszcze zostać rozlany do odpowiednich naczyń. "Tarę" stanowiły głównie butyłki i stakany, ale używano też rozmaitych innych naczyń. 

*

Tylko o napełnianiu produktem tzw. małpeczek, ergo i późniejszym opróżnianiu takowych, historia Sojuza nie wspomina. 

Skądinąd jest to łatwo wytłumaczalne. oprócz potrzeb konsumpcyjnych właściwych ówczesnym tzw. "zachodnim lemingom", kosmopolitycznym i pozbawionym jakichkolwiek uczuć wyższych,  prawdziwy patriotycznie nastrojony człowiek radziecki miał jeszcze znaczne potrzeby godnościowe i nie miał zwyczaju łatwo się poddawać (stąd m.in. popularne określenie"alkohol twój wróg - lej go w dziób!" oraz pochodzące wprost od niego pełne podziwu określenie "pelikany", czyli istoty, którym można wlać w dziób naprawdę niemało). 

Tak czy siak, rozlewanie produktu krajowego w małpeczki byłoby tyleż haniebne, co niepraktyczne, a w istocie - absolutnie zbędne. Według powszechnie uznawanej, obowiązującej człowieka radzieckiego definicji, wyraz "nic" (niszto) oznaczał tyle, co "połowina litra na troich!" 

Określenie to wzięło się stąd, że pół litra produktu kosztowało u nich wówczas skromne 3 ruble. Z tego powodu powstał i utrwalił się tradycyjny sposób tworzenia spółek joint/venture przez przedsiębiorcze społeczeństwo radzieckie: Inicjatorem powstania joint/venture był człowiek radziecki w stanie naturalnym, czyli spragniony, mający jednak tylko jednego jedynego rubelka, czyli kwotę wyraźnie niewystarczającą dla realizacji zamierzonego celu gospodarczego. Stosował wówczas tzw. procedurę oferty publicznej, w wariancie dostosowanym do miejscowych realiów. 
Ustawiał się mianowicie przed sklepem z wysuniętym jednym palcem, co było czytelnym dla wszystkich sygnałem, że posiada wolny kapitał w oznaczonej wyżej kwocie i oczekuje propozycji. Po chwili przyłączał się do niego drugi człowiek radziecki, a na przenośnej tablicy notowań pojawiał się drugi palec na znak, że już niewiele brakuje do sfinansowania, ergo również realizacji wspólnego przedsięwzięcia. Po zgłoszeniu się trzeciego inwestora świeżo zawiązana spółka udawała się do stoiska (sławna zasada "jednego okienka"!), a następnie w miejsce zapewniające elementarną prywatność, jak np. brama, zaplecze kiosku albo ławka w parku. 

O żadnych przewałach, pokrzywdzeniu wspólnika etc. w tak powstałej spółce nie było nawet mowy - obowiązywały powszechnie znane dobre praktyki korporacyjne, a w dzieleniu pół litra w butelce, przy użyciu tego samego palca co poprzednio, na 3 dokładnie równiusieńkie transze, szerokie warstwy społeczeństwa doszły do prawdziwej maestrii. 

Wolna przedsiębiorczość była czymś niezwykle cenionym, wręcz  decydującym o pozycji społecznej człowieka radzieckiego, i oczywiście również o jego bieżącym samopoczuciu. Za pozyskanie kapitału, umożliwiającego przystąpienie do jakiejś joint-venture, człowiek radziecki był gotów oddać naprawdę wiele. 

Z nielicznych na szczęście patologicznych przypadków braku ekwiwalencji w wymianie wywodzi się tradycyjne, przepełnione słowiańską melancholią powiedzenie "cnotę stracić, a rubla nie zarobić!", które zdobyło sobie prawo obywatelstwa także w innych językach, ze szczególnym uwzględnieniem języka wolskiego. To jednak temat na oddzielną rozprawę naukową.

*

Co do rekwizytów używanych w części artystycznej, to Nikita zasłynął niepowtarzalnym numerem z przemówieniem na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, w czasie którego walił o mównicę zdjętym w tym celu butem

Nie odnotowano natomiast wykonywania przezeń na szerszym forum sławnego numeru z łbem świni, no oczywiście jeśli nie liczyć jego własnego szlachetnego oblicza.  Jego epigoni, nie dysponując takimi wspaniałymi warunkami, przy powtarzaniu tego numeru zmuszeni byli do nadmiernej dosłowności zastosowanych środków wyrazu.

*

Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi. Co prawda sam Nikita Siergiejewicz od lat czterdziestu podgryza kukurydzę już tylko od strony korzenia, jednak wciąż żyją i są czynni na estradach jego artystyczni spadkobiercy, w tym ci, których personaliów nie użyto w samym tekście, a z nich - jeden tylko krótko wspomniany w tytule niniejszej notki i inny - nie wymieniony nawet tam.  

 

 

 

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

estimado
O mnie estimado

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Kultura