Następnie był więc taki "nasz" barak z brezentu i wreszcie, w roku 1953 jednopokojowy domek dwurodzinny (bez elektryczności i wody w mieszkaniu...) w nowym osiedlu dla Żydów nowoprzybyłych do Izraela z Europy po Holocauście i z licznych krajów arabskich, jak Irak, Maroko, Jemen...
Potem, w ciągu długich lat, przyszła służba Henryka, jako rezerwisty w wojsku, po kilka dni lub tygodni, dwa-trzy razy w roku...
Wojna synajska 1956 zastała nas już w nowym, dwupokojowym mieszkaniu w dużej kamienicy w mieście Ramat Gan, którego dorobiliśmy się po latach tułaczki i wśród nieopisanych trudności materialnych i fizycznych. Nasz drugi syn miał wtedy rok. Dwaj nasi synowie noszą imiona dziadków, ojców mojego i Henryka, zgładzonych w Shoah.
Ogłoszono mobilizację. Jeden z żołnierzy roznoszący karty mobilizacyjne, zapukał i do naszych drzwi. Henryk znów poszedł na wojnę. W tym okresie panowało wielkie bezrobocie w kraju i Henryk właśnie borykał się ze znalezieniem pracy, gdy powołanie go do wojska odsunęło na bok ten problem. Wobec grozy wojny nic się już nie liczyło.
Również i ta wojna skończyła się – jak poprzednie – bez rozstrzygnięcia. Stan "nie wojna ani nie pokój" trwał ustawicznie. Napady Fedajunów i ostrzeliwanie kibuców w Emek Hajarden (Dolina Jordanu) z gór Golanu przez wojsko i snajperów syryjskich – i znów powołania do wojska na ćwiczenia, na wszelkiego rodzaju manewry...
Henryk przy pracy w ślusarni w fabryce gumy, Herzliya koło Tel-Avivu, 1958.
Podoficerowie wszystkich armii łączcie się
Pewnego dnia w czasie manewrów dywizji w Negewie, na południu kraju, zdarzył się Henrykowi irytujący, choć może zabawny incydent z pewnym starszym sierżantem. Henryk i trzech innych rezerwistów pracowali od południa poprzedniego dnia i przez całą noc aż do następnego dnia przy zakładaniu kilometrami drutów telefonicznych. Bez jedzenia, bez odpoczynku, latem przy pustynnym upale. Okolo 10.00 rano dotarli dopiero do miejsca, gdzie była kuchnia polowa i tam wydzielono im zupę do wojskowych menażek, którą zasiedli jeść w pobliżu, w cieniu krzaków. Nagle, jak spod ziemi pojawił się starszy sierżant , czyściutki, wypoczęty, w gładko wyprasowanym mundurze, z pałeczką w ręku. Podchodził po kolei do każdego z posilających się po tych ciężkich godzinach harówki rezerwistów i wymachując im przed nosem tą pałeczką, rozkazywał: "wstać i oddalić się od kuchni!".
Zaskoczeni rezerwiści zaniemówili, nie pojmując w pierwszej chwili takiego jego zachowania się, przerwali jedzenie i w oburzeniu wykonali ten dziwny rozkaz-zachciankę. Przyszła kolej na Henryka. Starszy sierżant zawołał, wskazując nań tą pałeczką: "A ty, co? Wstawać!" Henryk odpowiedział spokojnie, że wstanie jak skończy jeść zupę. Starszy sierżant zapienił się, zaczął tupać nogami, wymachiwać pałeczką i wrzeszczeć. Henryk odpowiedział, że jeśli nie przestanie się na niego wydzierać, zupa wyląduje na nim – i wylał na niego zawartość swej menażki.
Od razu podbiegli stojący w pobliżu żołnierze i oficer łączności Henryka, przed którym Henryk wyjaśnił sprawę. Starszy sierżant groźnym tonem kazał sobie podać dane Henryka, ale oficer znał sytuację i uspokoił go, że sprawę załatwi.
Nazajutrz w porze obiadowej Henryk z trzema rezerwistami znów przyszli do kuchni polowej po wielogodzinnym wykonywaniu następnego zadania. Na całym placu wokół kuchni, niemal na kuchni siedziało pełno żołnierzy-rezerwistów, jedli, odpoczywali. A starszy sierżant rozmawiał z kilkoma oficerami, trzymając ręce splecione do tyłu z tą pałeczką. Henryka poniosło za wczorajszą awanturę i obecne ignorowanie podobnej. Podszedł wprost do tego sierżanta i przerywając mu w pół słowa, zapytał: "A dlaczego teraz nikomu nie każesz się odsunąć od kuchni?". Ten zaczął się jąkać i tylko powtarzał: "dlatego, dla ...tego..." Henryk wybuchnął: "bo dlatego, że jesteś taki a taki sk... syn!..." Wieczorem tego samego dnia Henryk został przeniesiony do innej dywizji.
Wojna sześciodniowa 1967 – o istnienie...
Po wojnie synajskiej 1956, wybuchła wojna sześciodniowa, w 1967...
Zaczęło się od trzytygodniowego, szalonego napięcia. Kraj opanował wielki, dławiący jak kleszcze niepokój. Każdy rozumiał powagę sytuacji – wszyscy, nawet dzieci uświadamiali sobie, jakim niebezpieczeństwem i grozą brzemienna była chmura nad Izraelem. Wołały o tym nagłówki gazet, głos spikera radiowego podającego wiadomości o zablokowaniu dla Izraela Cieśniny Tyrańskiej, wysyłane i nadchodzące ze świata telegramy oraz najrozmaitsze komentarze. Wieści z państw arabskich o szykowanej nam zagładzie; o zmowach i paktach dla zrealizowania tych zabójczych zapowiedzi; o postawieniu wielkich wojsk na granicach, okrążeniu.
Na szosach krążą samochody obładowane workami piachu, naczyniami na zapasy wody; bronią, żołnierzami. I wreszcie mobilizacja. Karty powołania uderzają w każdy dom. Także w nasz. Rozpaczliwe pożegnanie, uściski, zdławione w krtani łzy rozstania i przylepione uśmiechy rzekomej beztroski na zdrętwiałych wargach: wszystko wkrótce wróci do normy, będzie dobrze, musi być... Świat nie dopuści do ponownej naszej zagłady!
Była sobota, święto Lag-Baomer a dzieci jak co roku przygotowały stosy drew i suchych gałęzi. Pozwolono im rozpalić niewielkie ogniska ale wcześnie je ugasić. Gromady rozbawionych dzieci z pasją ustawiały na szczycie stosów drewniane lalki, mające symbolizować polityków i władców wrogich Izraelowi, któych nazwiska były teraz na ustach wszystkich: Nasser, El-Atasi, Kosygin.
Lalki te miały być spalone na stosie, oczywiście po "ustrzeleniu" ich z łuków na wzór dawnych bohaterskich wojowników Bar-Kochby, na cześć których odbywa się co roku ta uroczystość. Poczem dzieci dojadły upieczone w ogniskach kartofle, zalały wodą wypalone, jeszcze gorące stosy, i ze słowem Shalom rozbiegły się każde w swoją stronę. Weszliśmy do domu. Syn zapalił światło – na podłodze leżała kartka, którą ktoś wsunął pod drzwi podczas naszej nieobecności. Wezwanie do wojska: Henryk ma się stawić o świcie w swej jednostce!
Zapakował do plecaka kilka niezbędnych rzeczy, zagadywał nas, uśmiechał się. Dzieci płakały. Widocznie teraz dopiero zrozumiały, że coś strasznego zwala się na nasz kraj, na nas. Dom osierociał, gdy tylko Henryk zamknął za sobą drzwi. Odtąd wciąż tylko nasłuchiwało się wiadomości, komentowało je z sąsiadami, których drzwi i serca otwarły się teraz jedne dla drugich.
W radio nie było nic pocieszającego. To samo napięcie, te same agresywne oświadczenia rządów arabskich o wyzwoleniu Palestyny, o świętej wojnie przeciw Izraelowi. Nawet przywódcy izraelskiej partii komunistycznej odważyli się złożyć oświadczenie, wbrew Moskwie, że blokada Cieśniny Tyrańskiej jest agresją przeciwko państwu Izrael. Ale komunistyczny "Blok Pokoju" informował właśnie o pełnym poparciu dla jednej ze stron, nakazując poddać się drugiej, czyli izraelskiej!...
5 czerwca 1967 rok. Syrena alarmowa zagłuszyła wszystko. Wojna!
W południe dzieci wróciły ze szkoły i już nazajutrz nie poszły do szkół. Bawiły się w schronie, rozprawiały jak dorośli o polityce. Szykowano wodę, lekarstwa, bandaże. Wieczorny alarm przyniósł z sobą huk dział. Walki toczyły się koło Kalkilji, skąd Jordańczycy i Irakijczycy ostrzeliwali całą okolicę, aż do Tel Avivu. Niebo rozdzierały reflektory, rakiety, kolorowe pociski.
Nie wiedzieliśmy nic. Gdzie teraz może być Henryk? Co z nim jest? Ludzie uspakajali mnie, że gdyby stało się coś złego, już by przyszło zawiadomienie!...
Detonacje stawały się coraz częstsze, bliższe. Salwa za salwą. Nie ustawały w ciągu całych nocy i dalszych dni. Większość ludzi pozostawała w schronach. Wszystko dosłownie, ludzie i pojazdy było zmobilizowane na wojnę. Dzieci roznosiły pocztę – wojskowi i rabini – zawiadomienia o poległych...
Szóstego dnia nad ranem w schronie, jak zwykle rozpaczliwe, w niesamowitym zdenerwowaniu i skupieniu, oczekiwanie dziennika, jak wyroku losu. Arabscy spikerzy ogłaszają wciąż jednakowo swe rzekome zwycięstwa, zapowiadają bliski koniec Izraela, każą jego mieszkańcom szykować sobie trumny.
I wtem słowa: "... wszystkie samoloty wroga zostały unieszkodliwione, zanim zdążyły wystartować do ataku!..." Potężne westchnienie ulgi – los wojny rozstrzygnięty. Izrael nie zostanie wrzucony do morza, jak grozili dniami i nocami przywódcy państw arabskich. Można opuścić schrony, odkleić papier z zaciemnionych okien.
Jerozolima stała się znów jednym, nieprzedzielonym miastem, a legendarna, o ogromnym znaczeniu religijnym Ściana Płaczu po latach dostępna dla Zydów. Na szósty dzień wojny przypadło zwycięstwo nad wszystkimi przeciwnikami Izraela – i następne tylko – zawieszenie broni. Do następnej i następnej wojny oraz dalszych ataków terroru Hizbola, Hamasu, Fatah, w które się przerodzili Fedajuni...
O Henryku nadal nie było wiadomości. Służył w tym czasie, po przejściu specjalnych kursów, w jednostce łączności, która postępowała za czołgami na wschodnim froncie w stronę Jordanii. Dotarli aż za Nablus, potem przeniesiono ich do Kalkilji. Jego jednostka wojskowa stacjonowała na granicy jordańskiej, potem zaś w Kalkilyi, jako wartownicza. Dniami i nocami leżeli w polach, jedli z kuchni polowej; na początku wojny przydzielano żołnierzom Manot Kraw (porcje bojowe, po hebrajsku), suchary i konserwy wojskowe.
Henryk (pierwszy z lewej) z żołnierzami swojego oddziału, Kalkiliya, 1967.
Henryk wrócił z tej wojny dopiero po kilku tygodniach. Wreszcie zjawił się u progu domu, zakurzony, zmęczony, opalony, ze swym plecakiem ekwipunku – i przeżyć. Na szczęście, i z tej wojny wyszedł cało. Wrócił do swych codziennych zajęć. Pracował wtedy w fabryce gumy; w ślusarni, a potem w ciągu długich lat był instruktorem-opiekunem dzieci mongoloidalnych. Ale po upływie kilku tygodni zaledwie znów powołano go na ćwiczenia w G'iftlik, za Nablus w kierunku Jerycha.
Henryk na ćwiczeniach, G'iftlik, 1967.
Wojna Sądnego Dnia 1973 – znowu o istnienie
We wrześniu 1973 roku Egipt i wszystkie kraje arabskie w środku największego dla Żydów święta Jom Kipur nagle zaskoczyły Izrael potężnym atakiem zbrojnym ze wszystkich stron kraju!
Absolutny post Sądnego Dnia, ludzie w synagogach, nikt nie pracuje w taki dzień, nie ma radia, gazet (telewizja jeszcze nie istniała wtedy w Izraelu), lokomocji, żadnych aut na drogach, – i w jednej chwili – przepaść! Atmosfera, jak w getcie warszawskim przed ostateczną likwidacją – zagładą!...
Jeszcze w nocy tak zadudniło ciężko na szosach. Nasz młodszy syn przygotowywał się właśnie do matury, gdy zauważyliśmy przez okno niezwykły, niespotykany w taki dzień ruch wojskowych aut na pobliskiej szosie.
Henryk był już wtedy w dalszej rezerwie, a jednak przyszli po niego. Był to złowrogi znak – skoro biorą także i jego rocznik 1924! Nie poszedł tym razem na front, a na stację policji, gdzie miał ciągle czuwać, słuchać wiadomości i rozkazów kiedy włączyć lub wyłączyć syrenę alarmową, gdy nadchodzi czy mija zagrożenie dla cywilnej ludności.
Tragiczne wyniki tej wojny, zwanej wojną Yom Kippur, pod wieloma względami na długo, jeśli nie na zawsze zaciążyły nad losami i mentalnością społeczeństwa Izraela, które w jednej chwili znów stanęło nieprzygotowane przed śmiertelnym zagrożeniem ponownej zagłady.
Codzienność terroru i wojen
A potem były dalsze wojny: w 1983 z Libanem; 1991 – wojna między Irakiem a Stanami Zjednoczonymi i... rakiety-skudy Sadama Husseina na miasta Izraela. W jednej chwili "zdmuchnięty" został cały rząd domów (i dom, w którym mieszkaliśmy w czasie wojny synajskiej!..) na ulicy Ramat Ganu.
Codzienność nieustannego nasłuchiwania alarmu uprzedzającego w radiu o nadejściu lub minięciu ataku skudów: Nachasz cefa ("Jadowity wąż!") i bieg do uszczelnionego jak klatki pokoju; ciągłe noszenie z sobą masek przeciwgazowych na ramieniu – a w czasie ataków skudów – na twarzy.
* * *
Od roku 2000 do dziś, chwili pisania tych słów panują tu słynne na całym świecie teraz: Intyfada, terror samobójców z Hizbola, Dżihadu, Hamas, Fatah, zastępujących dawnych Fedajunów... Zemsty izraelskie i terror: zemsta – terror – zemsta..., jak w błędnym kręgu, niezliczone, mnożące się po obu stronach tragedie ludzkie i wzmagająca się od wojny sześciodniowej plaga osadników na zajętych w tej wojnie ziemiach. Henryk już nie brał w tym większego udziału, a w ostatnich latach w ogóle nie.
W zaciszu domu
Henryk przeszedł na emeryturę mając 73 lata, by wreszcie odpocząć i móc oddać się cały swoim rozmaitym hobby's, dzięki którym można nieco nie myśleć o burzliwej sytuacji w Izraelu... Pasjonuje się zbieraniem znaczków pocztowych (od wielu lat), muzyką klasyczną, czytaniem książek i nie przepuszcza prawie żadnego pokazu w telewizji wszelkich rozgrywek sportowych, (sam kiedyś brał udział w meczach piłki nożnej i uprawiał lekkoatletykę) – i pielęgnowaniem ogródka przy domu oraz naszym psem-staruszkiem, kotkami...
Henryk – piłkarz (piąty w rzędzie),
kibuc w Eschweige, 1946.
Henryk – skoczek w dal,
kibuc w Eschweige, 1946.
Ale koty są właściwie bardziej moim umiłowaniem, Henryk tylko pomaga... Pomaga mi we wszystkim i każdemu komu potrzebna jest w czymś pomoc.
Halina Birenbaum
Web:Zwoje
Opracował: Eternity