W zachowaniach rodaków zaobserwowałem prawidłowość do tego stopnia nieprawdopodobną, że tak od razu - to nie starczyło mi odwagi, aby się z kimkolwiek moim spostrzeżeniem podzielić. Ale, przemyślawszy rzecz po raz drugi - a potem i dziesiąty uznałem, że błędu chyba nie popełniam i choć pewności co do tego mieć nie mogę - zaryzykuję: a, raz maty rodyła! Otóż, drogą obserwacji i przemyśleń (ten poważny ton ma mnie uchronić od posądzeń o pochopność sądów) doszedłem do przekonania, że dla większości mieszkańców naszego kraju obietnice istotniejsze okazują się od ich ewentualnej realizacji; więcej - spełnienie obietnic nie jest w gruncie rzeczy oczekiwane.
Uzasadnienie? - proszę bardzo: w kraju istnieją, z grubsza rzecz ujmując, dwie formacje rozdające polityczne karty. Jedna z nich w kwestii realizacji obietnic zachowuje się z do skrajności posuniętą dezynwolturą - i za jej rządów z ust reprezentujących ją polityków padały takie oto, co tu kryć - bezczelne i nie kryjące ich stosunku do omawianej kwestii wypowiedzi: "Obietnice wiążą tych, co w nie wierzą" czy "Dwa razy obiecać, to jak raz dać". A najważniejszy z nich pozwolił sobie po wygranych wyborach odetchnąć z ulgą i wbrew wcześniejszym obietnicom gotów był zaakceptować benzynę nawet po 7 zł. Nie bez powodu zaczęto też powiadać, że "nikt ci tyle nie da, co Tusk obieca". Dążąc do możliwie najzwięźlejszego podsumowania należałoby stwierdzić, że robienie z gęby cholewy przychodziło tej formacji z największą łatwością.
A co do tych drugich - to, jak przeciwnikom przystało, postępowali w tej sprawie zgoła odmiennie; jak coś obiecali - to i dotrzymali. Tzw. ogół obywateli nie mógł mieć wątpiwości: jedni są słowni, drudzy - ani trochę. Kto dobrze, a kto źle na tej diametralnej różnicy opinii pół roku temu wyszedł - nie chce się przypominać, bo zdrowy rozsądek burzy się nie mogąc zaakceptować tego, co jest z nim w tak zdecydowany sposób sprzeczne; nie chce się, a jednak trzeba, gdyż - jak się wydaje - w naszej rzeczywistości nie wszystko bywa oczywiste. Pół roku temu do władzy zostali powołani ci, co w przeszłości swoimi zapowiedziami nie czuli się związani w najmniejszym stopniu, czyli słowni inaczej - i zgodnie ze swym z dawna ustalonym i ugruntowanym statusem wcale się do realizacji przedwyborczych zobowiązań nie pokwapili. I co? - ano, nic szczególnego - tak to się, przynajmniej jak dotąd, przedstawia. Nauczyciele, co prawda, trochę ponarzekali - ale już spokój, studenci wcale się o darmowy akademik nie upominają, o kwocie wolnej od podatku nikt już nie wspomina - a rolnicy, choć deklarują, iż czują się oszukani protestują w sposób - jak na wagę problemu - niemrawy. Wygląda na to, że nikt przedwyborczych obietnic KO i współdziałającej z nią reszty nie brał na serio; owszem, obiecywali nawet niemało - ale kto rozsądny wiązałby z tym poważne oczekiwania? A zapowiedź benzyny po 5,19 przypominana jest nie inaczej, jak z rozbawieniem; jasne było przecież od początku, że to pic na wodę.
Na rozum biorąc, wyborca powinien wobec wybranego nieopatrznie kłamczucha wyciągnąć konsekwencje - i to zdecydowane; okazja do tego w postaci wyborów samorządowych była i minęła bez należytego w takiej sytuacji skutku - a zbliżająca się kolejna, czyli wybory do PE przyniesie pewnie, jak wskazują sondaże, wynik podobny. Jak zdrowy rozsądek ma z tym sobie poradzić - nie wiadomo; kiedy w życiu prywatnym człowiek zostanie oszukany na parę złotych - to gotów czasem gardło przegryźć, a w publicznym - to proszę bardzo, zero pretensji.
Można pewnie ten stan rzeczy tłumaczyć na wiele sposobów. Na przykład - trafi się osobnik, co powie: - mam wszystko, czego mi trzeba i potrafię o siebie zadbać; co mi tam czyjeś obietnice, a tym bardziej - ich realizacja! Takich jednak chyba nie ma zbyt wielu. A może idzie o to, że obietnica - czyli zapowiedź tego, co ma nastąpić - zawiera w sobie element niepewności czy nawet niespodzianki, a przez to jest ekscytująca i ciekawsza od tego, co w przeszłości było obietnicą, a po zrealizowaniu stało się czymś zwyczajnym, a więc banałem. Tak zdarzyło się z 500+; dziewięć lat temu ta zapowiedź była zaskakująca i podniecała wyobraźnię, bo przedtem nikt takiego kindergeldu u nas nie pobierał. Ale potem to się opatrzyło i stało czymś, o czym nie warto pamiętać - a kontynuacja, czyli podniesienie do 800 czy obniżenie PIT o 30%, wprowadzone w trakcie kadencji, a nie tylko obiecane przed wyborami - przeszła prawie niezauważona i na pewno bez echa. Silniejsze co do skutku wyborczego okazały się obietnice ze strony notorycznie w tej kwestii niesłownej. Tak sobie myślę... - pewnie to, co tu przedstawiam jako swoje odkrycie - temu osobnikowi od 5,19 znane jest od dawna.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo