Ponieważ tytuł mógłby sugerować, że postanowiłem podzielić się negatywnymi odczuciami wyniesionymi ze spożycia tej zupki na kiełbasie i z dodatkiem jaja na twardo - śpieszę wyjaśnić: nie o to idzie! Zaabsorbowanie porcji żurku zawsze kończyło się u mnie najgłębszą satysfakcją, a ten wyżej wspomniany niesmak dotyczy spraw pochodzących z całkiem innej parafii i pozostających na medialnym topie od bez mała tygodnia - a więc od czasu, kiedy premier dokonał politycznego posunięcia nazywanego przez niego rekonstrukcją rządu. Czemu to nazwał rekonstrukcją - nie mam pojęcia, bo przecie nie stało się to w zgodzie z definicją tego terminu zawartą w "Słowniku wyrazów obcych"; ot, jeszcze jedna rzecz taka, jak ją Donald Tusk rozumie. Ale to odczucie niesmaku nie dotyczy tego nieprawidłowego stosowania pojęć, natomiast gdy przejść do towarzyszących temu szczegółów - ono zaczyna się pojawiać i to tak natarczywie, że nie sposób mu się oprzeć.
Jednym z elementów tej nie-rekonstrukcji, a raczej przekształcenia czy przebudowy (a może remontu?) jest sędzia do niedawna, a obecnie minister Waldemar Żurek - i raptem dowiaduję się, że on żąda zwrotu pieniędzy, co je swego czasu wypłacił na rzecz córki tytułem alimentów. Wiem o tym tylko z mediów, bo - jak się to mówi - przez okno nie zaglądałem ani pod łóżkiem nie siedziałem. Media o tym jednak trąbią bez ogródek - co więc człowieka w związku z tym nawiedza? - niesmak i tyle, bo - bądź co bądź - są rzeczy, których się wedle powszechnego przekonania nie powinno robić. Nie inaczej jest, kiedy widzę filmik pokazujący, jak rzeczony osobnik - wtedy jeszcze sędzia - spotyka się na korytarzu z myjką i upiera się potem, żeby to zdarzenie traktować jako wypadek przy pracy. Filmik nie pokazuje, aby mu coś nogę urwało albo wyrządziło inną szkodę - no, może poza ewentualnością, że po tym może - jak to mówił pan Michał do Kmicica - "na umyśle szwankować". To jednak należałoby drogą badań wykazać nie zaniedbując przy tym udowodnienia, że wcześniej w tej materii sprawy miały się zadowalająco; nie wiem, czy się co do tego jakiś ekspert wypowiadał. A inna sprawa - zęby starte z winy PiS; znów rzecz trafia do sądu i zniesmaczenie tym wszystkim wydaje się być reakcją oczywistą a wzmacnianą przez fakt, że to przecie minister sprawiedliwości chce się sądzić, jak rodzina Rzędziana o gruszki otrząsane na miedzy. Ten niesmak powiększa jeszcze okoliczność, że tak bzdurnymi sprawami muszą zajmować się instytucje poważne, jakimi przynajmniej wedle powszechnego oczekiwania powinny być sądy. Jak się do tego doda poczynania tej osoby możliwe tylko w przypadku posiadania daru bilokacji (chodzi o jednoczesne przebywanie w KRS oraz w sądzie) - to niesmak rośnie do poziomu zgagi lub refluksu.
Na pana W.Ż. wcale się nie uwziąłem - po prostu pierwszy się nawinął, a gdyby poszukać u samej góry, to proszę: Donald Tusk powiada, że jak ktoś na posiedzeniu R. M. zagłosuje przeciw decyzji rządu - to fora ze dwora! O ile te sprawy rozumiem - decyzja powstaje w wyniku głosowania i przed głosowaniem jeszcze jej nie ma, więc głosować przeciw niej nie ma jak; logika tak mówi, a premier inaczej - i to także coś w rodzaju niesmaku wzbudza, podobnie, jak wypowiedzi zaczynające się od: - kto podniesie rękę..
Gdyby te rzeczy, o których powyżej, dawało się skwitować wyłącznie niesmakiem - to pół biedy. One jednak - poza tą reakcją pochodzącą raczej ze sfery estetyki - zaczynają budzić obawy całkiem konkretne. No, bo popatrzmy na policjantów molestujących 90-letniego, zasłużonego w przeszłości starca - i zauważmy przy tym , że prokuratura oskarża Roberta Bąkiewicza o czyny niepopełnione, bo przecież on, jako żywo, strażników granicznych nie znieważył. Do tego - nie zapominajmy, że policja czepia się mieszkańca Dolnego Śląska za to, że się w internecie dzielił swoimi uwagami o działaniach rządu w związku z powodzią - a pani posłanka Pawliczak alarmuje, że pisowska hydra podnosi głowy i w Pałacu Prezydenckim powstaje gangsterska twierdza. Jak do tego dodać choćby te wypowiedzi z widowni podczas spotkania D. T. z narodem w Pabianicach - a wśród nich freudowską pomyłkę pana wskrzeszającego Ewę Braun - to niesmak swoją drogą, ale świadomość, że naszymi adwersarzami nie są łagodne baranki powinna być oczywista i powszechna. Podobnie zresztą, jak i przekonanie, że rzeczy złe odchodzą na szczęście w niebyt prędzej czy później. To, że przez jakiś czas nieuchronnie pozostaje po nich niesmak - da się znieść.
Inne tematy w dziale Polityka