O sprawie - że niby ten tytułowy obywatel miał siedzieć, ale jednak nie będzie - było głośno; tu i ówdzie pooburzano się i nawydziwiano, ale w końcu - jak to często z wieloma sprawami bywa - rzecz spowszedniała i tylko patrzeć, a całkiem przycichnie. No, bo też ile i jak długo rozsądnym jest o czymś rozprawiać, skoro skutków tego rozprawiania nie widać ani za grosz? Tak, tak - wyszło, jak w zapamiętanym z odległej przeszłości wierszyku: - "popadało i przestało, słonko jasno świeci; ach, jak to się dobrze stało dla starszych i dzieci!"
Nie sposób nie stwierdzić, iż w rzeczonej sprawie "dobrze się stało " dla Sławomira Nowaka. Co, że kratki go oddzielały od przestrzeni publicznej przez trzy razy po trzy miesiące? To prawda, ale warto zauważyć, że dziewięć miesięcy - to dla rodzaju ludzkiego okres znamienny, kończący się zdarzeniem nadzwyczaj pozytywnym: na świat przychodzi nowy człowiek. Co do SN - to on po dziewięciu miesiącach spędzonych w pisowskiej ciemnicy wyszedł na jasny świat i poczekawszy mało - wiele staje się teraz czyściutki i niewinny, jakby się właśnie narodził. No, bo trudno na rzecz patrzeć inaczej, skoro o tej jego czystości i niewinności orzekł sędzia - nie dość, że niezawisły, to na tyle świeży, że nieobciążony rutyną i żadnymi przyzwyczajeniami ani skłonnościami; jednym słowem - też niewinny, choć w nieco innym niż nasz bohater sensie. Choć może także - jak mówią niektórzy - niewinny tylko do czasu.
Na tym, że SN ze wspomnianej ciemnicy wyszedł i już za kraty nie wróci, sprawa zakończyć się nie może; zaliczenie na powrót do grona obywateli poczciwych - to ok., ale zdecydowanie za mało. Człowiek przez dziewięć miesięcy pozbawiony był możliwości uzyskiwania dochodów - i choć w tym czasie na Ukrainie raczej by już nie zarobił, to przecież w kraju możliwości były nienajgorsze, czego dowiodła obrotność jego partyjnych towarzyszy: a to - niepozbawione zawartości koperty, a to - apartament nad ciepłym morzem czy jeszcze inne wygibasy, za które wystarczyło zapłacić omdleniem. Nie chcę nikogo zachęcać do powtarzania tych oklepanych i wyświechtanych numerów, ale nie sposób nie zaznaczyć, że Polska - szczególnie przy obecnej władzy - to kraj przyjazny poczynaniom ludzi z inicjatywą. A skoro ta inicjatywa przez dwieście siedemdziesiąt dni nie znajdywała ujścia, to jakieś zadośćuczynienie chyba się należy? ("rękopensata" - jak swego czasu przeczytałem na odręcznie napisanej wywieszce w jakimś urzędzie). Że tę "rękopensatę" zafunduje państwo, a więc my - to w porządku; w sprawie słusznej tak trzeba.
I jeszcze jedno - a mianowicie ta forsa znaleziona w niezwykłych miejscach; jak się domyślam - państwo ją przytuliło, ale zatrzymać chyba nie będzie mogło? Gdyby mnie ktoś o zdanie pytał - to tak właśnie uważam. No, bo jakże - skoro człowiek jest niewinny - to i kasa znaleziona w jego mieszkaniu - choćby i w nodze stołowej - jest czysta; można nawet powiedzieć, że wyprana najlepiej, jak można. On się od niej wprawdzie podobno odżegnywał - być może przez skromność - ale dowody w postaci charakteru pisma i śladów biologicznych są nie do obalenia i one właśnie świadczą, że co by nie mówił - forsa jest jego i przyjęcia jej odmówić nie może. Taki paradoks... to, co miało pana Sławomira pogrążyć - świadczy na jego korzyść. I tak jest w porządku, bo - jak wiemy z ostatnich stron "Potopu" - "słusznym jest, ażeby cnota nie zostawała bez nagrody". Tyle o tej sprawie można powiedzieć: trwała długo i działo się dużo, a w końcu - tak, czy owak... wiadomo.
Inne tematy w dziale Polityka