Praca, robota, fucha, chałtura …. Czy to nie mylące, że nasz język polski, jest tak ubogi w określaniu rodzajów pracy? To, co nie nazwane – jakby nie istniało, a przecież każdy chyba się ze mną zgodzi, że praca pracy nie równa tak jak robota robocie nierówna. Dopiero, gdy proponuję kandydatowi ofertę pracy albo zwracam uwagę na możliwości pracy – słyszę, że nie o taką pracę chodziło, ale już z opisem o co kandydatowi chodzi – gorzej jest mu się wysłowić.
Tak więc sposób rekrutacji i sposób prowadzenia rozmowy muszę dostosować nie tylko do kandydata, ale również do rodzaju pracy, choć mam tylko jedno słowo na jej określenie.
PRACA – moim zdaniem jest zbyt ogólnym określeniem, bo określa dosłownie wszystko i w zasadzie nic.
A przecież mamy najwięcej mamy roboty – a nie pracy. Formalnie nie mogę używać takiego słowa, że oferuję robotę specjalisty. No bo jakby to brzmiało, gdybym zadzwoniła do kandydata z kwalifikacjami do pracy administracyjno-biurowej i powiedziała, że „Mam robotę w sekretariacie zarządu dużego koncernu. Tak, stanowisko nazywa się Office Manager”. Bo robota to:
- Praca byle jaka, której podjęcie wymusza zaspokojenie najbardziej elementarnych potrzeb życiowych; moim zdaniem taka praca powinna być nazywana robotą
- Praca fizyczna za pieniądze – najczęściej nazywaną robotą np. robota w gastronomii albo w house keeping
- Praca – robota, która polega na wykonywaniu rutynowych czynności, ale osoby są zmuszone do jej wykonywania wzgl. na finanse lub aby nie być potępionymi przez rodzinę, że nie pracują i nie wnoszą kasy do budżetu rodzinnego np. księgowa, operator systemu SAP
I tutaj się nie dziwię, że przy rekrutacji osoby w ogóle nie operują takim słownictwem jak satysfakcja albo coś podobnego. Rozmowa jest krótka: „Ile płacicie?” , a ja na to „10zł na godzinę”. Kandydat odpowiada „Za mało” albo pyta „A ciepły obiad będzie?”, (w innej wersji „A prywatna opieka zdrowotna dla rodziny będzie?”
Najlepiej opłacaną pracą jest praca, która pierwotnie nie była uważana pracą. Dopiero od niedawna przecież zarządzanie traktowane jest jak praca. To zajęcie zarządzania uwolnione jest od wysiłku fizycznego, a jego charakter określany jest jako niesienie ryzyka i odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Czyli pracą nazywamy teraz niesienie odpowiedzialności i ryzyka i tutaj faktycznie osoby są zadowolone i najczęściej o takiej pracy opowiadają w kategoriach satysfakcji i zadowolenia. Taka najlepiej płatna praca polega na delegowaniu pracy do innych, odbiorze efektów tej pracy i ocenie jej jakości. Jej trudność stanowi podejmowanie decyzji bez pełnych danych i w ryzyku popełnienia błędu. Ta praca związana jest z reprezentowaniem.
Istnieją również inne prace, które jeszcze niedawno cieszyły się dużym szacunkiem, ale dziś na szacunku straciły, ponieważ te prace nie są płatne. Chodzi mi o:
- Pracę bez wynagrodzenia na rzecz własnej rodziny
- Pracę nad sobą samym, nad własnym rozwojem – również bez wynagrodzenia dla siebie samego
- Pracę w wolontariacie – pracę na rzecz innych niż siebie lub członków swojej rodziny, ale jednak bez wynagrodzenia
Mimo, że te prace wykonywane są bez wynagrodzenia – jak najbardziej należy wpisywać do CV jako doświadczenie zawodowe. Fakt, że kobieta za prowadzenie domu i wychowywanie dzieci nie dostaje wynagrodzenia nie zmienia faktu, że gdyby na jej miejsce chciano do tych czynności kogoś zatrudnić to rodzina musiałaby zapłacić od 2-3 tyś pln.
Gdzieś przeczytałam, że dlatego mamy tylko jedno słowo PRACA na tak wiele różnych jej odmian, i
dlatego o PRACY mówi się najczęściej w kategoriach pozytywnych, bo politycznie chcemy sami siebie uśpić. Po co budzić czujność pracujących mas i naruszać istniejący porządek władzy managerów. Kłopotów mamy dość. No bo jeśli już ktoś nie ma ciekawej i satysfakcjonującej pracy z godziwymi zarobkami, to czy tak łatwo jest mu znaleźć alternatywę do roboty, którą ma? Nie – nie jest łatwo. I dlatego lepiej, żeby siedział cicho i połykał znieczulającą tabletkę o nobilitującej nazwie PRACA.
Mam wrażenie, że samo słowo PRACA jest używane przede wszystkim do takich czynności, które wiążą się z dobrymi zarobkami. Choćby miały one polegać na pozowaniu do zdjęć czy uświetnianiu swoją obecnością bankietów. Tak jak ta tancerka obok. Natomiast rzadziej przychodzi do głowy ludziom nazywać pracą i podziwiać poświęcenie gospodyń domowych czy wolontariuszy. Oni nie przynoszą pieniędzy. Zapracowane osoby bez dochodów nazywamy nierobami lub kurami domowymi. Czy jednak sami nie strzelamy sobie taką logiką w kolano?
Pozdrawiam
Ewa Pióro
Empatyczna - postrzegam świat oczami kandydatów i pracodawców, wspieram jednych i drugich w rozwoju. . :0) . "Nawet najciekawszą dyskusję można stłamsić pieprzeniem." - nieznany cytat blogerki
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo