Krótka notka na portalach: "Maszynista za stacją Warszawa Centralna zatrzymał pociąg i odmówił dalszej jazdy". Historia z pozoru banalna. Ot mechanik zatrzymał skład, bo na semaforze wyświetlał się sygnał "Jedź z maksymalną dozwoloną prędkością", (tu 70 km/h) a zwrotnica przed czołem pociągu była ustawiona do jazdy w bok (w tym przypadku max. 40 km/h). Przecież i tak jechał z małą szybkością, bowiem dopiero ruszał ze stacji i nawet gdyby zignorował awarię i tak nikomu by się nic nie stało...
Tymczasem wyobraźmy sobie identyczną sytuację np. na trasie z Warszawy do Poznania, przypuśćmy między Kutnem a Koninem. Podobny semafor wskazuje jazdę na wprost z maksymalną dozwoloną prędkością (tam 160 km/h) i tak samo przed pociągiem wyrasta nagle rozjazd z ustawionym kierunkiem jazdy w bok (także dostosowany do 40 km/h). Katastrofa i możliwe dzisiątki ofiar byłyby tego pewnym skutkiem. Tu maszynista nie miałby najmniejszych szans na wyhamowanie składu i "zwoływanie komisji". Niestety - jak widać polska kolej mimo serii katastrof nadal nie jest bezpieczna. Nie zrobiono kompletnie nic dla poprawy bezpieczeństwa podróżnych. Przed tragediami ratuje nas tylko zimna krew maszynistów. Oby to wystarczyło.