fisher fisher
610
BLOG

Wypraszamy z Trójki

fisher fisher Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

Żaden gest i żaden komentarz nie ukazuje lepiej genezy konfliktu wokół radiowej Trójki niż odpowiedź red. Jerzego Sosnowskiego skierowana do dr. Tomasza Rożka, który również postanowił ostatnio zrezygnować ze współpracy z rozgłośnią. Rzecz w tym, że ogłaszając swoje odejście Rożek nie omieszkał wspomnieć o tym, jak zamykano przed nim w Trójce drzwi przed rokiem 2015, kiedy radiem kierowała Magdalena Jethon.

Sosnowski, pracujący w Trójce w latach 1990-2016, w protekcjonalnym tonie chwali decyzję Rożka, a następnie jasno daje mu do zrozumienia, że na pracę w elitarnym zespole Trójki w ogóle nie zasługiwał. Niewybaczalnym błędem Rożka było to, że zaczynał współpracę z radiem w roku 2010, kiedy trójkowa szlachta zajęta była protestowaniem przeciwko dyrekcji kojarzonej z poprzednim rządem Prawa i Sprawiedliwości. Moralnie wzmożone towarzystwo, na co dzień zajmujące się muzyką rozrywkową, kulturą lub sportem, toczy wojnę z pozostałościami wrogiego reżimu, a do redakcji przychodzi jakiś Rożek i chce robić programy popularno – naukowe.

Szlachta nie ma do chama pretensji o to, że jest chamem i świata wartości wyższych nie rozumie, ale chamowi należy wskazać jego miejsce w szeregu i wyjaśnić mu, dlaczego w czasach prawowitych rządów w Trójce nie mogło być dla niego pracy. I w przyszłości też nie będzie.

Poniżej pełny, dość przydługi, tekst listu Jerzego Sosnowskiego do Tomasza Rożka.

                                                                                                          *   *   *

Szanowny Panie Tomaszu,

Znamy się niezbyt intensywnie, ale już od 10 lat. Znalazł się Pan teraz w gronie dziennikarzy, którzy zgorszeni działaniami władz Polskiego Radia, w tym szefa Programu Trzeciego, opuszczają Trójkę. Ten gest, zważywszy, czym była Trójka dla jej pracowników i Słuchaczy, zasługuje na szacunek i wyrazy tego szacunku proszę przyjąć.

Jednocześnie jednak w ogłoszonym na FB pożegnaniu ze Słuchaczami znalazły się słowa, które nie powinny chyba pozostać bez komentarza. Formułuję go po namyśle i niechętnie, bo czas na tego rodzaju sprostowania nie jest dobry. Niemniej sądzę, że i Panu, i odbiorcom Pana słów, należy się naświetlenie wydarzeń, o których Pan pisze, niejako z drugiej strony. Nawet jeśli się Pan na mnie obrazi, co przyjmę ze smutkiem, ale i z pewną dozą zrozumienia.

Chodzi o następujący fragment Pańskiego tekstu:

„Do Trójki z naukowymi treściami próbowałem się dostać wiele razy. Przed tzw. Dobrą Zmianą słyszałem jednak, że dla kogoś kto pisze dla Gościa Niedzielnego, w Trójce nie ma miejsca (to samo słyszałem zresztą nie tylko w Trójce). Moje pomysły zaczęły się podobać, gdy zniknęła szklana ściana, ściana, której wielu nie chciało widzieć”.

Jeśli tak widzi Pan swoją drogę w ciągu ostatniej dekady, to rzuca mi to światło na Pańską osobę, w gruncie rzeczy dość enigmatyczną dla mnie. Wydawał mi się Pan bowiem zawsze człowiekiem generalnie sympatycznym, który z jakichś powodów nie widzi, że występuje często w niesympatycznym kontekście. Jeśli sądził Pan, że przeszkadzał Panu w karierze „Gość Niedzielny”, to niejedna Pańska decyzja robi się dla mnie jaśniejsza. Kłopot w tym, że – w najlepszym razie – nie uwzględnia Pan okoliczności, w których odbijał się Pan od Trójki. Ponieważ byłem świadkiem wydarzeń, proszę pozwolić mi na przedstawienie swojej (uzupełniającej?) relacji.

Mianowicie: początek rok 2010. Dyrektorem Trójki jest niesławnej pamięci Jacek Sobala, który rozpoczyna wojnę z zespołem. Kolejnym dziennikarzom odbiera audycje i przekazuje je do prowadzenia współpracownikom, głównie, choć nie wyłącznie, z „Gazety Polskiej”. To Sobali – ufam, że nieświadomy, co się dzieje na Myśliwieckiej – proponuje Pan swoje umiejętności. Wtedy zetknęliśmy się po raz pierwszy. Był Pan u mnie w Klubie Trójki (na życzenie Sobali), a innego dnia, w stołówce, próbowałem Panu wytłumaczyć (pewnie nie wprost, bo przecież nie wiedziałem, z kim tak naprawdę rozmawiam), że staranie się o własne audycje w momencie, kiedy trwa wojna o antenę między zespołem a dyrekcją, jest opowiadaniem się w tej wojnie po stronie dyrekcji. Może mnie pamięć zawodzi, ale zdaje mi się, że oświadczył Pan wówczas, że Pana ta wojna nie interesuje. Pańskie prawo, tylko że postawiła ona Pańskie starania w fatalnym świetle. „Gość Niedzielny”? – bez znaczenia.

  Końcówka tego samego roku, podejście trzecie. Dyrektorem znów jest Jethon, ale spełnia się to, przed czym Pana uprzedzałem: ciągnie się za Panem pamięć o rozmowach z Jackiem Sobalą w tym, a nie innym momencie dziejów Trójki. Ale ponieważ jest Pan naprawdę dobry w popularyzacji, to zostaje Pan znów zaproszony do mojej audycji. Jest to, o czym Pan nie wie, sprawdzian – i nie wypada on najlepiej. Decyzja: gość – tak, gospodarz audycji – na razie nie. Znów – nic wspólnego z „Gościem Niedzielnym”, tylko, proszę wybaczyć, z usterkami językowymi, które się Panu zdarzały zbyt często, jak na standardy Programu Trzeciego. Ale że jest Pan ambitny, proponuje Pan w ciągu następnych tygodni mnóstwo tematów do audycji, co nie tylko w moich oczach zostaje odczytane tak: „to TR powinien poprowadzić Klub Trójki, a nie JS”. Jestem tym zmęczony, nasze kontakty się urywają.

 Po czym podejście czwarte: zaczyna się czyszczenie Trójki, wyrzucani są z niej pierwsi dziennikarze, w tym ja – i odkrywam Pana w charakterze gospodarza nie tylko audycji w Trójce, ale także w TVP Jacka Kurskiego. Widzę Pana także w telewizyjnej reklamie LOTOSU. Nie mówi Pan nic, o co miałbym prawo mieć do Pana pretensję natury moralnej. Tylko ma Pan, jak to ktoś kiedyś określił, fatalny „timing”.

 Być może powinienem Panu to wszystko powiedzieć w oczy kilkanaście miesięcy temu, kiedy natknęliśmy się na siebie w redakcji „Gościa Niedzielnego” podczas wieczoru poświęconego Krzysztofowi Zanussiemu. Ale dlaczego miałbym być szczery w stosunku do człowieka, który w mojej ówczesnej opinii pozwolił skwapliwie, żeby zassała go „dobra zmiana”? Dziś, honorowo rezygnując z pracy w Trójce, zyskał Pan w moich oczach – i stąd otwartość (może chwilami okrutna) tych słów. Nie, nie był Pan prześladowany za „Gościa Niedzielnego”. Na Pana niepowodzenia złożyły się: seria zbiegów okoliczności i brak wyczucia, kiedy, do kogo i z jaką intensywnością warto zwracać się z propozycją zatrudnienia.

 A Pana książka o kosmosie była naprawdę dobra i żałuję, że nie było okazji o niej porozmawiać na antenie.

Z wyrazami szacunku - JS


fisher
O mnie fisher

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura