konarowski24 konarowski24
293
BLOG

Elbląg, Elbląg i po Elblągu...

konarowski24 konarowski24 Polityka Obserwuj notkę 1

Znamy nowego prezydenta Elbląga został nim Jerzy Wilk – kandydat Prawa i Sprawiedliwości. Zakończyła się trwająca od dłuższego czasu polityczno-wyborcza gorączka. Czas wzmożonej aktywności polityków (i to nie tylko lokalnych, ale być może przede wszystkim tych z pierwszych stron gazet i rzędów sejmowej sali plenarnej), ogólnonarodowej (medialnej) ekscytacji, przewidywań, prognoz, analiz socjologicznych, którymi byliśmy zewsząd bombardowani, boju angażującego wszelkie liczące się stronnictwa na polskiej scenie. Skąd to niezbyt duże, niewojewódzkie miasto wzbudziło swoją przyspieszoną samorządową elekcją tak ogromne zainteresowanie? Co było stawką w bitwie o władzę w rzeczonym mieście dla dwóch największych ugrupowań? Jakie jest znaczenie Elbląga?  

Zacznijmy od początku. Ze względu na skrajnie nieodpowiedzialne rządy prezydenta z Platformy Obywatelskiej – Grzegorza Nowaczyka - szeregu nieudanych inicjatyw, fatalnej administracji, potężnego zadłużenia miasta, mieszkańcy postanowili go odwołać, a właściwie propozycja zbierania podpisów pod referendum wyszła od członków lokalnego Ruchu Palikota. Oczywiście spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem i zaangażowała wszystkie opozycyjne siły polityczne. Referendum przeprowadzono w kwietniu br., ponad 96% wyborców opowiedziało się przeciw platfonieudolnemu prezydentowi. W skali krajowej Elbląg, dotąd przecież bastion PO (wcześniej SLD), stał się synonimem postępującego procesu znużenia partią rządzącą, w dyskursie publicznym często przytaczany jako rzeczywista porażka ugrupowania Tuska oraz prognostyk zerwania kurtyny odporności na wyborcze niepowodzenia.  

Elbląg, przy tak silnej niechęci elektoratu do stronnictwa, które przez długi okres bezsprzecznie dominowało, stał się szansą dla pozostałych frakcji na ugranie pewnych profitów, a konkretnie zagospodarowanie tzw. „porzuconych” - wyborców zawiedzionych przez Platformę. Stąd z pewnością była to niemała szansa dla partyjnych liliputów, którzy obserwując słabe notowania PiS-u z poprzednich lat, koncypowali, iż to najlepsza szansa właśnie dla nich by przejąć schedę po partii rządzącej, a także wypromować swój ewentualny sukces na forum ogólnokrajowym oraz podnieść morale wewnątrz ugrupowań na dwa lata przed elekcją parlamentarną.  

Niewątpliwie wojna, choć być może lepszym, bardziej uzasadnionym byłoby nazwanie tej kampanii bitwą o Elbląg, między głównymi antagonistami polskiej polityki była przede wszystkim walką o morale partyjne. PiS do stracenia miał bardzo niewiele, zaś dużo do zyskania. Natomiast PO ze względu na to, iż mieszkańcy miasta od dawien dawna tłumnie ją popierają, zupełnie odwrotnie - mogła nieporównywalnie więcej stracić, zyskać relatywnie mało. Ugrupowanie premiera Tuska przechodzi obecnie największy kryzys od czasu powstania. Mocno skłócona, współtworząca niepopularny rząd - popełniający coraz to nowe gorszące wpadki, do tego butny, arogancki, nie liczący się z obywatelem - tracąca w sondażach, przegrywająca w kolejnych starciach z partią Kaczyńskiego (m.in. Rybnik, utrata władzy w sejmiku podkarpackim) Platforma silnie podupadła. Wszyscy wiemy, że PO nie jest stronnictwem ideowym, któremu bez jakiegokolwiek problemu moglibyśmy przyporządkować określoną doktrynę polityczną. Jest pragmatyczną partią władzy, której jedynym spoiwem łączącym jej członków, od socjaldemokratów po konserwatywnych-liberałów, jest właśnie władza, kasa, prestiż. Kiedy to wymyka się z rąk, partia również ulega rozproszeniu. Nie inaczej będzie w opisywanym przypadku. Donald Tusk dobrze o tym wie, dlatego pamiętając o zaniedbaniu rybnickim, które „podłamało” na duchu większą część działaczy, starał się zrobić wszystko by zapobiec elbląskiej klęsce i tym samym odwlec, zatrzymać fatalistyczną tendencję dla jego ugrupowania, a zarazem powstrzymać destrukcyjne nastroje wewnętrzne oraz zmotywować platfoaktywistów do działania, dać nadzieję na poprawę katastrofalnej sytuacji. Tak się jednak nie stało. Wybory minimalnie, ale mimo wszystko, wygrał Jerzy Wilk z Prawa i Sprawiedliwości. Jak widać nie pomogły groteskowe taśmy prawdy opublikowane w najlepszym możliwym czasie na podobne niespodzianki kampanii, których źródła pochodzenia nawet chyba nie musimy się specjalnie domyślać. Zresztą Pan poseł Michał Szczerba podczas swojego występu w Polsat News nieopatrznie się do autorstwa PO przyznał. Co to zwycięstwo oznacza dla PiS?

Partia Jarosława Kaczyńskiego może mieć od teraz poczucie zdecydowanego przewodzenia wśród pozostałych ugrupowań. Jeżeli wybory odbyłyby się w najbliższym czasie byliby stanowczymi faworytami, a rozmiar przewagi nad PO zaskoczyłby niejednego komentatora politycznego. Jak obserwowaliśmy dotychczas sukcesy oddziałują na Prawo i Sprawiedliwość mobilizująco, nie inaczej będzie z w przypadku Elbląga. Zasiadający w opozycyjnych ławach, przegrywający wszystkie od 2006 r. wybory, nareszcie mają swoją szansę i jestem przekonany prędko jej nie oddadzą. Jeśli obecny trend się utrzyma, a Kaczyński nie popełni jakichś zasadniczych błędów, w niedługiej perspektywie czasowej zobaczymy sondaże, które wskażą 40% poparcie dla PiS-u.  


Pewnie za dwa lata, przededniu wyborów parlamentarnych mało który wyborca będzie pamiętał o „bitwie o Elbląg”. Z całą pewnością to wydarzenie przełoży się na doczesną rzeczywistość polityczną, której skutki mogą dotkliwie zaważyć na przyszłości... 

 

Jestem prawicowym republikaninem, a przede wszystkim zagorzałym zwolennikiem, miłośnikiem wolności. Mam poglądy chrześcijańsko - konserwatywne, mocno tradycjonalistyczne w sprawach obyczajowych, zaś umiarkowanie liberalne w kwestiach gospodarczych. Oprócz tego określam się jako skrajnego antykomunistę, przeciwnika "salonu" i obecnej "elyty" rządzącej. Jednym słowem - nonkonformista, idywidualista idący pod prąd politycznej poprawności.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka