Zapamiętałem z jakiegoś westernu definicją wolności w interpretacji trapera, głównej postaci filmu: „bo wolność bracie, to mój wybór czy pójdę w góry czy na prerię”.
U nas w Polsce takiego prostego wyboru nie ma. Politycy sprawujący władzę licencjonują nam wolność w „trosce” o nasze dobro, oni też definiują pojęcie tego dobra więc są – ich zdaniem – kompetentni do sprawowania rządów.
Historia Polski to nieustająca lekcja owego „zatroskania”, ze strony różnego autoramentu grup i jednostek ludzkich o „dobro wspólne”, któremu sami nadają różne miana w zależności od koniunktury politycznej niesionej „wiatrem historii”.
Raz był to „interes korony”, innymi razy „szlachty”, „chłopów - co to żywią i bronią”, „mieszczaństwa – nośnika rozwoju”, „klasy robotniczej – soli ziemi”, itd., itp.
Wszystkie te filozofie „dobra wspólnego” przyoblekane w formy ustrojowe z czasem się zużywały więc zastępowano je coraz innymi i innymi aż do obecnie nam „panującej” mieniącej się „dobrem narodu”.
Cóż znaczy owe „dobro narodu” w rozumieniu jego twórców czyli PiS? Jest to państwo jednolito narodowe zamieszkałe przez samych Polaków, katolików oddanych pod opiekę najświętszych symboli naszej wiary czyli Chrystusa Króla i Matki Boskiej Królowej Polski. Ten patriotyczny fakt „dobra ogólnego” nic nie może zmącić, dlatego wszelka inność i obcość w formach istniejących na świecie nie będzie do Polski wpuszczona, bo mogła by zaszkodzić temu najwyższemu „dobru ogólnemu” demoralizującymi przykładami odmiennych kultur i wyznań przez polskie władze nie pożądanych.
Ta opisana skrótowo wizja państwa polskiego pod rządami PiS znajduje praktyczne potwierdzenie w inicjatywach ustawodawczych tej partii rugujących z życia publicznego wszystkie elementy ustrojowe Polski określone konstytucyjnie w duchu tolerancyjnej otwartości na wszystkie intelektualne dobra tak jednoznacznie wyartykułowane w preambule konstytucji:
„My Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski,…”
PiS nie przyjmuje do wiadomości wskazania konstytucyjnej preambuły ignorując jej ustrojowe przesłanie dyskryminowaniem politycznych postaw i poglądów niemiłych tej partii.
W oficjalnych wydawnictwach rządowych i podręcznikach szkolnych jest zaprojektowana prezentacja punktu widzenia PiS od medycyny (rozrodczość ludzka) po historię (minimalizowanie historycznej postaci Lecha Wałęsy).
Utwierdzaniu takiej wizji Polski służą wszystkie projektowane i już dokonane zmiany demokratycznych reguł ustrojowych zinstytucjonalizowanych podporządkowaniem władzy wykonawczej – samozwańczego strażnika „dobra wspólnego” - począwszy od marginalizowania trójpodziału władzy oraz wszelkiej samorządności obywatelskiej zarówno w strukturach terytorialnych jak i organizacjach pozarządowych.
W rozumieniu PiS pluralizm mediów powinien być modelowany przez państwo systemem kapitałowych proporcji właścicielskich narodowości polskiej i zagranicznej, blokującej przewagę kapitału zagranicznego. Tak rozumiane modelowanie pluralizmu mediów jest polityczną blokadą wolności przepływu informacji przez państwowego licencjodawcę według kryteriów poprawności politycznej partii rządzącej.
To jest turecki model blokowania przepływu informacji w imię urzędowego redukowania wszystkich uznawanych za szkodliwe dla reputacji obozu władzy, bez skrupułów narzucającej społeczeństwu medialną dominację wyłącznie przekazów pozytywnych oficjalnej propagandy rządowej.
Tytułowe koncesjonowanie wolności ma na razie charakter sporów politycznych, ale powoli zyskuje oblicze restrykcji policyjnych, np. wobec kontrmanifestacji miesięcznic smoleńskich w ponurej ulicznej scenerii metalowych barier i kordonu policji.
Zastanawia też militaryzacja młodzieży (w dużej części z politycznym rodowodem narodowców) w formacjach paramilitarnych (formalnie nazwanych Wojskami Obrony Terytorialnej) utworzonych przez polityka partii rządzącej – ministra obrony narodowej – i wyłączonej z podległości apolitycznego dowództwa wojskowego a podporządkowanej tylko temu politykowi.
Jest pytanie dlaczego? Nie wiadomo, choć tę zagadkową „dyskrecję” rozjaśnia nieco niepokojąca informacja o planie posiadania w domach przez żołnierzy WOT broni palnej, jako instrumentu pełnej gotowości bojowej tych oddziałów natychmiast po ogłoszeniu przez ministra obrony narodowej alarmu bojowego. Czyli jeżeli obóz rządzący uzna (a minister obrony to ważny polityk tego obozu), że sytuacja w kraju stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa (czytaj władzy) choćby masowymi demonstracjami antyrządowymi – to może sięgnąć po owo zbrojne ramię rządu nie angażując apolitycznego wojska.
Ktoś kto uzna moje domniemania za przesadzone może mieć rację, bo refleksje powyższe to tylko maja osobista nieufność do władzy, która wszystkie dotychczasowe działania skonfliktowane z prawem konstytucyjnym interpretuje na swoją korzyść, to może także niekonstytucyjnie użyć WOT i w interpretacji własnej uznać to za zgodne z prawem.
Może jestem w błędzie, ale polityczna lawina kontrowersyjnych decyzji rządu w większości autorstwa ministra obrony narodowej rodzi u mnie te ostożnościowe podejrzenia.
To typowa reakcja dmuchania na zimne.
Komentarze