Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie mały domek myśliwski. Ale nie gdzieś tam, zbudowany na betonowych fundamentach, bo coś stałego jest tylko kulą u nogi, tylko taki mobilny, taki jak ten na zdjęciu... Problemu żadnego z tym nie ma, tylko niewielki prawny, bo ciężarówka powinna być typu Gaz 66 a może okazać się, że nie spełnia jakiejś chorej normy Euro3 czy innej wydumki... Tak, że w grę wchodzi zabudowa na przyczepie, a wtedy to jako pojazd wolnobieżny uniknę rejestracji, świateł i całego tego pajacowania, w zamian za ograniczoną do 30 km/h prędkość przemieszczania się...
Tak czy inaczej taki właśnie mobilny domek, z porządnych desek, z dwuspadowym dachem jest projektem do jakiego się przymierzam. Wewnątrz stół i krzesła. Składane łóżko wygodny fotel. Półki na kilka książek które lubię i kącik higieniczny 70cmx 70cm. No i piecyk typu koza do palenia jesienią i zimą. Całość ciężka, masywna z desek lub grubej sklejki wodoodpornej i do tego bez żadnych „bajerów”.

A przypomniałem sobie to w kontekście pewnego ćwiczenia: mianowicie „wirtualnie” kładziemy się do trumny i kiedy już wczujemy się w to, że jesteśmy martwi nagle wyobrażasz sobie głos Pana Boga który mówi: „wstań, dałem Ci jeszcze jeden dzień życia.... Co z nim zrobisz? „
Zastanawiałem się chwilę.... i już wiem co bym zrobił...
A gdyby Bóg powiedział że daje nam tydzień?
No tak, też bym wiedział co zrobię...
Idąc dalej, począwszy od miesiąca wzwyż wiedziałem co zrobię - pojadę do Rosji. Gdzieś daleko, żeby polując na Syberii przeżyć ostatni najlepszy miesiąc/kwartał/rok swego życia... Z daleka od tego całego szitu. Gdy ma się tylko rok życia można/trzeba mieć w dupie ZUS, perspektywiczne relacje z ludźmi, inwestycje przeglądy i raty... Żyje się tylko życiem, życiem tu i teraz, nie rozwadniając, nie oczekując, nie mając żalu...
Gdy tego życia jest więcej (ech te złudzenia! :) zaczynają być ważne inne sprawy....
Rok można przejeździć nie zmieniając opon z zimowych na letnie, i nie widząc dentystki..
Dwa lata już trudniej...
Do Rosji ?!? Dlaczego – zapytał zdumiony kolega?
Bo tam jest życie, a tutaj gnicie - odpowiedziałem. Bardzo racjonalne gnicie, z bidetem, laptopem, szerokopasmowym Internetem i 52 calowym TV, i wszechobecnym strachem, przeplecionym raz po raz głupią beztroską...
CDN...
Jechaliśmy ak dalej samochodem, i Pani psycholog zapytała: "czy myślisz że o co się dzieje to jakieś znaki czasu, świadczace o końcu swiata? Nie, odparłem, to po prostu głodne media rozdmychują każdą sprawę, zobacz grypę "hiszpankę". Zabiła około 60-70 milionów ludzi, pusoszały miasteczka i wsie, mało tego zabjała głównie ludzi młodych i silnych. A poza tym jaki koniec świata? Gdy będę myśliwym na Syberii to co? Wyjdę rano przed dom i co? Zgasnie słońce? Nie? Bedzie o samo mydło ta sama woda, ta sama miednica, ten sam chleb i te same naboje w paczce...
Kiedy tam pojedziesz to już ten fakt bedzie dla Ciebie końcem świata - powiedziała towarzyszka podróży.
Końcem - albo dopiero początkiem? Sam nie wiem...
Dalej jechaliśmy milcząc i zastanawiając się zapewne co dla każdego z nas jest końcem swiata a co jego początkiem.....
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości