Pod poprzednim tekstem znalazłem znakomity komentarz, którego fragment przytoczę:
"Dlaczego zakłada Pan, że chińska ekspansja musi skończyć się łagrem? Nie mierzmy wszystkich swoją miarą :) Jestem pewien, że dostrzega pan różnicę cywilizacyjną pomiędzy Chińczykami a Europejczykami. Znam kilkunastu Chińczyków czy to z Hong-Kongu, Szang-Haju czy Pekinu. Znam też Tajwańczyków, których nazwanie "Chińczykami" grozi pobiciem :) Ale o żadnym z nich nie mogę powiedzieć, że ma imperialistyczne podejście w stylu trockistów. Patrząc przez pryzmat Konfucjusza czy Lao Tze, trudno sobie wyobrazić chińskie rakiety niszczące Berlin i Londyn. Bardzo trudno! Oni chyba szanują świat o wiele bardziej niż my. Z resztą po co im te bomby?"
Dla takich komentarzy warto jest pisać bloga. Ten zaś komentarz porusza sprawę ważną, więc się odniosę szerzej. Zakładam, że obecnie to nie Chiny a Rosja przygotowuje się do wojny o bezkresne i słabo zaludnione tereny Syberii. A Chińczycy rosną w siłę – zwłaszcza militarną. Przecieki z Wikileaks pokazują zaniepokojenie dyplomatów australijskich, których dziwi struktura chińskich wydatków zbrojeniowych. Otóż Chiny wydały na uzbrojenie w zeszłym roku ok. 75 miliardów USD, z czego większość wydano na broń jądrową i rakiety dalekiego zasięgu.Po co - dziwią się głupkowate kangury - skoro ich „naturalnym” wrogiem jest Tajwan i Japonia? No a może po to żeby dozbroić swoje liczne łodzie podwodne, których Chińczycy mają już tyle samo co amerykanie? Przeraża też skala wydatków, jakie przeznaczane są na zbrojenia. Podobno są podwajane co rok!!! (sic!). Departament Stanu USA mówi jednak, że to nieprawda... Nieprawda, bo oni co rok POTRAJAJĄ wydatki!!
Oni chyba szanują świat o wiele bardziej niż my. Z resztą po co im te bomby?
No właśnie..... Do jednej z kilkudziesięciu łodzi podwodnych, które teraz bezgłośnie przyczaiły się w okolicach Somalii, USA i Morza Północnego?
W Chińczykach nie ma empatii i troski.. Głośna w swoim czasie była sprawa zatrucia kilkuset i śmierci kilkudziesięciu osób w Ekwadorze. Sprzedawano tam bowiem lek na serce, którego składnikiem była gliceryna. Taki lepki ciężki alkohol o wzorzeC3H5(OH)3, który okazał się brudny. Firma farmaceutyczna z Ekwadoru kupiła glicerynę w Szwajcarii, czyli wszystko powinno być ok? Ale tak naprawdę to te beczki były fakturowane 18 razy (osiemnaście razy !!) , i nigdy nie widziały Szwajcarii, a gliceryna była robiona w jakiejś chińskiej fabryce ze szkła i aluminium, z 30-piętrowym biurowcem i lądowiskiem dla helikopterów na dachu. Już na miejscu okazało się, że ta cała fabryka to kilka brudnych, drewnianych opustoszałych parterowych baraków a obrazek na folderze był skopiowany z internetu... Chiński producent na wieść, że przez jego brudną glicerynę poumierali ludzie wzruszył ramionami i tyle... A że był to program śledczy, więc wypowiedział się młody chiński profesor. Powiedział on tak:
"my Chińczycy mamy specyficzną mentalność, której zrozumienie jest kluczem do zrozumienia nas i naszych działań. Otóż jeśli wskutek naszych działań lub zaniechań poniosą szkodę ludzie z innych nacji czy ras, to nas to nic a nic nie obchodzi. Tacy już jesteśmy..."
Dwa miesiące temu rekrutowałem do pracy pewnego człowieka. Sympatyczny, silny, jeszcze młody, ale bardzo, wprost niewyobrażalnie zmęczony. „Przejechał się” na handlu z chińczykami. Zamówił kontener pięknych butów, a przyszły buty z tektury... Stracił wszystko co tylko miał, cudem udało się zamienić długi na spłatę pod hipotekę domu. Będzie to spłacał ze 20 lat...
Opowiedziałem mu historię o glicerynie a on ją potwierdził, i nawet dodał swoją. Otóż w Pradze spłonęły jakieś magazyny chińskich produktów. Straty były ogromne. Chińczycy swoim natychmiast pomogli kupując jakiś stary blok mieszkalny i go zasiedlając swoimi. Zbankrutowanych czeskich kooperantów Chińczycy pozostawili swojemu losowi...
Pewnie są fajni oczytani i empatyczni Chińczycy, lubiący Chopina i wrażliwi na niedolę europejczyków... Tak samo jak w 1938 roku byli Niemcy, którzy lubili Żydowskie książki, wiersze, sztuki teatralne i kulturę.... Na 100% byli tacy fajni Niemcy... I cóż z tego, skoro rok później wydarzyło się to co się wydarzyło...
Czy Chińczycy szanują świat bardziej niż my? Bo ja wiem? Najpierw musieli by chyba zacząć szanować siebie a na to się nie zanosi...... Tak, że ja wracam do języka chińskiego, bo jakoś tak przez skórę czuję, że w obozie pracy „Słoneczna Przyszłość” pod Radzyminem znajomość chińskiego może być świetną przepustką do pracy na powietrzu - ale pod dachem, i dodatkowej kromki chleba w poniedziałki, środy i piątki... :)
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości