Wyrosło nam nowe pokolenie, które nie pasjonuje się samochodami. Traktują je tak samo jak zmywarki, pralki czy inny duży sprzęt AGD.
To są UŻYTKOWNICY. Ale jest jeszcze paru niedobitków, którzy się autami pasjonują, znają ich historię, budowę, mają w garażu kanał do napraw, umieją wyregulować wtrysk mechaniczny Kugelfisher, umieją naprawić skrzynię biegów, wyregulować zębatki w tylnym moście, czy też raz do roku sami wymieniają płyn hamulcowy czy też regulują zawory. To są AUTOMOBILISCI. Powiem nieskromnie, że ja jestem właśnie takim automobilistą. Jazda ciągle mnie pasjonuje, a na drodze staram się być wspierający dla innych kierowców. Ale.....
Sytuacja 1: Wracamy z ze szkolenia w Wiśle. Około północy przejeżdżamy przez Katowice. Jedzie się dobrze, z tym że ja się przeziębiłem i mam gorączkę. Na drodze dosłownie - pusto. Jedziemy dobrze oświetloną wielopasmówką przejeżdżającą w takich jakby tunelach. Aż tu widzimy, jak starszy Pan rozpaczliwie pcha auto marki Opel Omega. Pomimo dosłownie trzęsącej mną gorączki i obiekcji pasażerki zatrzymałem się, wycofałem i pytam o co chodzi. Padła elektryka. Starszy Pan trochę zagubiony i niezborny, nie ma ani CB, nie ma też latarki, długo i bezskutecznie szuka linki holowniczej.... Wziąłem więc swoją linkę, (zwykle wożę dwie) i podpiąłem do aut. Nie było pomysłu na łączność więc poprosiłem żeby Pan do mnie zadzwonił a ja wziąłem telefon na system „głośnomówiący” i Pan nas instruował. Pan już starszy, nie ogarnia całej sytuacji, trzeba go wyholować serpentynami pod blok. Co jakiś czas bez powodu hamuje szarpiąc niemiłosiernie. Wreszcie podjeżdżamy pod blok. Pan szarpie hamulcem zrywając moją zrobioną na zamówienie linkę (te linki z CPN to syf!). Podziękował, ale nie na tyle żeby zwrócić mi za zerwaną linkę.
Pół godziny później...
Po tej holowniczej udręce znów w błogiej ciszy jedziemy w stronę Warszawy... Dzwoni telefon. To dzwoni Pan już z domu żeby nam podziękować. Mówię mu, że to nic takiego. „przecież gdybym to ja pchał tam samochód Pan by też się zatrzymał i mi pomógł... Prawda? ”
Pana zamurowało.
Yyyyyyy... Nie! Noooooo, no pewnie tak... Nie, no pewnie bym się zatrzymał. Jasne....” powiedział Pan mocno fałszywym tonem i się rozłączył. A ja byłem dziwnie pewny, że gdybym to ja pchał tam swoją Kia Sportage, to on by tylko obojętnie przemknął i miał mnie w dupie...
Sytuacja 2. Przemykam przez las bo mam krócej a to legalne dla ruchu lokalnego. Śnieg i mróz. Drogę zatarasował Polonez a w nim dwóch młodzików biegających bezładnie wokół auta. Wtopili „na dębowo” w wielkiej kałuży i na dodatek padł im akumulator. Nie mieli kabli, łopaty, linki, ani latarki. Jednym słowem - pajace! Moja linka pomimo, że robiona na zamówienie okazała się o metr za krótka . Ominąć ich zaś nie ma jak. Przedzierałem się przez las z innej strony, ale zatrzymało mnie spore rozlewisko. Dotarłem więc do nich zupełnie inną drogą ale nadłożywszy prawie godzinęi 6 kilometrów drogi. Zajechałem i sprawnie wyciągnąłem Poloneza z bagnistej kałuży..
Chłopaki podziękowali mi, ale broń Boże nie aż tak żeby dać mi 50 PLN za paliwo i poświęcony czas - o co to to nie... Ja powiedziałem „przecież gdybym ja tak tu utknął też byście tu podjechali żeby mnie wyciągnąć.."
Chłopaki parsknęli szczerym śmiechem! Po czym jeden z nich opamiętał się i wystękał : Nie no.... Peeewnie że tak...
Po czym zniknął w aucie....
Dwie sytuacje, a ja pomogłem ludziom którzy w trudnej sytuacji na 100% by mnie olali. To co - w ogóle nie pomagać ludziom?
Rozwiązanie nadeszło samo!
Sytuacja3. Znowu jadę przez las, aż tu na bocznej drodze stoi na skos w zaspie Mercedes ML. Strasznie wieśniacza stylistyka auta i jak widać dzielność terenowa też nieszczególna. Obok auta stoi Pan wymachując rękami z tego co w mroku zauważyłem. Włączyłem więc biegi terenowe i podjechałem. Mój Boże - czego tam nie było! Bordowe welurki w bagażniczku i nawet tylna klapa była zamykana elektrycznie...(sic!)
Wyszedłem z auta wprost w kopny śnieg i pytam:
-
Ma Pan łopatę do śniegu ? – Nie mam, odparł Pan.
-
A ma Pan linkę holowniczą? Nooo nie, odparł Pan.
-
A latarkę Pan ma? - Też nie mam, - odparł po raz kolejny.
No to z Bogiem człowieku! - powiedziałem, wsiadłem w auto
i odjechałem za swoimi sprawami mając w bagażniku łopatę, linkę i latarkę..
Bo pomagać ludziom trzeba, ale tylko tym, którym warto pomagać. W przeciwnym razie to tylko frustrujące marnowanie energii...
I mam wrażenie że dotyczy to wszystkich aspektów życia. Aktywności zawodowych, relacji z partnerami, czy też działalności społecznej....
Pomaganie bowiem to specyficzny rodzaj inwestycji. Niech więc to będzie inwestycja dobra i z widokiem na przyszłość...
Pozdrawiam pogodnie i poniedziałkowo :)
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości