Na studiach żyliśmy biednie, ale godnie. Jak biednie? Bardzo biednie przynajmniej przez pierwsze trzy lata. Kolejnych siedem lat studiów było bardziej znośne, czasem wręcz syte.
W czasie biedy chleb pozyskany ze stołówki smażyliśmy na margarynie „Palma” (koszmarny syf! Cuchnący jak jakiś podły smar techniczny!) Staliśmy pod stołówką „na sępa” - kto studiował na KUL – ten wie. Kolega Darek z którym mieszkałem wydawał kasę na książki a wszystkie, nawet minimalne nadwyżki finansowe wysyłał ufnie i z miłością swojej przyszłej żonie – Danusi. Ja zaś całą kasę przeznaczałem na materiały fotograficzne, odczynniki, papiery, klisze, koreksy itp. żeby fotografować swój świat. A więc bieda, studia, książki i czasem kiedy kolega wracał z rodzinnego Wrocławia - uczta! Otóż kolega we Wrocławiu kupował w sowieckiej jednostce wojskowej miód, skondensowane mleko w puszkach czy też konserwy. Pamiętam jak to w chwili słabości zjedliśmy litrowy słój miodu naraz. Siedzieliśmy sobie przy stole mrużąc oczy z zadowolenia... Wiesz ty co – zaczął niespodziewanie kolega. Spotkałem człowieka, który mi powiedział że przynajmniej jedną rzecz w życiu muszę obić absolutnie doskonale! Powiedział nawet tak; – ciągnął leniwie kolega - możesz być nawet złodziejem – ale bądź w tym doskonały! Co o tym myśleć?
Kolega był wówczas bardzo religijny i w jego ustach takie pytanie, skierowane bardzie w przestrzeń niż personalnie do mnie było nieco szokujące. Wtedy nie wiedziałem co o tym myśleć, ale pytanie zapadło we mnie na resztę życia...
Później pojechałem do Francji i tam zobaczyłem XIX wieczne drewniane okna intensywnie używane na co dzień, szczelne i doskonałe niczym współczesne „plastiki”. Okna zrobione przez natchnionego rzemieślnika. Zobaczyłem mozaikę na tarasie domu, która zachwycała mnie każdego dnia. W Danii zobaczyłem instalację centralnego ogrzewania z lat '60 , która mnie zachwycała pięknem, detalem i natchnioną kompozycją rur, rurek, zaworów, kolorem (rury były w kolorze makowym i na białej ścianie tworzyły zapierającą dech kompozycję)...
Każdego ranka idąc do pracy oglądałem o dzieło natchnionego rzemieślnika i podziwiałem detal...
Teraz wiem, że tylko robiąc coś absolutnie doskonale stykamy się z czymś niezwykłym. Dostępujemy specyficznego błogosławieństwa i uczestniczymy w budzącym dreszcze na plecach sacrum w jakim uczestniczył Antonio Stradivari, Paul i Wilhelm Mauser, Karl Abarth. Uczestniczą w tym nimbie Jean-Louis Schlesser, Ugo Zagato czy będący u szczytu formy Igor Akrapovic....
A my?
Smutni poranni rozwoziciele mleka? Królowie sytej przeciętności?
No cóż, możemy układać butelki pod drzwiami niezwykle starannie i cicho.
Tak cicho, cichuteńko, jakby nas w ogóle nie było....
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości