Jedną z głównych zalet ostanich polskich parlamentów (poprzedniej i bieżącej kadencji) jest indolencja legislacyjna w sferze gospodarczej. Co prawda PIS-owi i jego koalicjantom udało się znowelizować przepisy o tak zwanym "samozatrudnieniu", utrudniając tym życie setkom tysięcy Polaków, ale było to jedyne znaczące wydarzenie w tej kategorii.
Przypomnę, że wprowadzono 3 warunki, których łączne spełnienie zmuszało właścicieli firm współpracujących ze sobą do podpisania umowy o pracę.
Minister Religa, gdy policzył, jak wiele będą te zmiany kosztowały budżet państwa, (kontraktowych lekarzy trzeba by było przerzucić na umowę opracę) - podniósł raban. Na tyle skuteczny, że Ministerstwo Finansów wydało interpretację, faktycznie neutralizującą nowe przepisy.
Nikt jednak nie policzył ile zastosowanie tej nowelizacji kosztowałoby polską gospodarkę. Na szczęście większość przedsiębiorców podjęło kolejny papierowy wysiłek , żeby na swój użytek i chwałę ojczyzny, sprokurować nową fikcję obchodzącą szerokim łukiem durne wymysły ówczesnego ustawodawcy.
Czy skutecznie, okaże się w nalbliższym czasie.
Wróćmy jednak do czasów obecnych, czyli nowego parlamentu i stworzonej w jego ramach, z wielką pompą, komisji tak zwanego Palikota.
Na szczęście dla polskich przedsiębiorców z tej chmury nie spadła jeszcze ani jedna kropla deszczu; z krowy tej, która dużo ryczy nie wyciśnięto jeszcze ani kropli mleka; a dzwon który tyle hałasu poczynił, pusty jest.
Dlaczego na szczęście? Ano dlatego, że mimo wszystko lepsza jest stabilność prawa niż niepewne eksperymenty gospodarcze podejrzanej komisji, której fundamenty ideologiczne niczego dobrego nie wróżą.
