Żeby kogoś dobrze poznać trzeba go polubić – pisał Konstanty Jeleński i myśl tą można by przywołać czytając biografię Adama Michnika, pióra Cyrila Bouyeure, gdyby rzeczywiście francuski dyplomata Michnika poznał. Tymczasem po lekturze dziełka zdaje się, że owszem Bouyeure Michnika lubi, nawet bardzo lubi, ale czy go dobrze poznał? Można mieć wątpliwości.
Po biografię sięgnąłem z ciekawości, ale też i z przekory. Z ciekawości, choć wiem, że biografie manipulują emocjami i podświadomie wiążą nicie sympatii z bohaterem, co z klei tępi krytycyzm. Z przekory, gdy przeczytałem recenzję Terlikowskiego (tak, Terlikowski robi też w kulturze) i niejakiego Gursztyna w Dziennku. Tenże Gursztyn stwierdził, że nikt nie odważy się dziś napisać krytycznej biografii Michnika, czym sobie chyba Gursztyn sam pomnik wystawił, bo skoro krytykować Michnika to wielkie ryzyko, to on, Gursztyn, musi być odważny o tej krytyce wspominając. Tyle o logice i Gursztynie, pora na parę zdań o biografii.
Solidna cegła, z koszmarną okładką, wydana nakładem Wydawnictwa Literackiego jest przekładem z francuskiego. Wersja pierwotna pojawiła się dwa lata temu we Francji, i dopiero dziś dostaje ją polski czytelnik. Tłumaczenie więcej niż zgrabne, książkę czyta się wartko, jest trochę jak podróż przez najnowszą polityczną historię polski, z Adamem Michnikiem jako kierowcą. Kierowcą, nie pasażerem, bo trudno ukryć, że książka pisana jest z punktu widzenia Gazety Wyborczej, co samo w sobie nie jest czymś dziwnym. Tyle, że trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Trudno więc się nie uśmiechnąć gdy autor daje do zrozumienia, że jego dzieło ma być dowodem trzeźwej, wolnej od wszelkiej namiętności analizy. Trzeźwa to analiza z pewnością, nie jest, trzeźwa ona bywa, ale zdecydowanie za rzadko. Można więc przeczytać, że Adam Michnik miał zmysł taktyczny, był wspaniały mówcą, kreślił zapierające dech w piersiach freski, cytował tysiące listów, potrafił przemówić, skarcić, rozbawić, czy też last but not least był wybitny i wyprzedził swoje czasy. Tego się może czytelnik dowiedzieć. Jednocześnie nie dowie się, że Macierewicz był jednym z założycieli KOR, poza Michnikowszczyzną Ziemkiewicza, są inne krytyczne rozprawki o Michniku, Herbert nie tyle rozszedł się Michnikiem, co mu nawrzucał epitetów, a swego czasu Adam Michnik buszował w archiwach SB. Tego wszystkiego się czytelnik nie dowie, co jednak nie jest znowu takim skandalem, bo czytelnik prawicowy i tak to już wie, a lewicowy pewnie tak by nie uwierzył. Z drugiej strony autor wpada w pewne pułapki, które sam na siebie zastawia, zaprzecza sobie na różnych stronach książki, przez co ma się wrażenie, że znowu (który to już raz) zabrakło solidnej, fachowej korekty. Przykładowo Uniwersytet Latający raz więc jest tajny, raz jawny, Michnik raz jest za lewicą gospodarczą, a raz za Sachsem i liberalizmem, rozdziela świadectwa moralności, a jednocześnie nigdy nie osądza. Tyle mego recenzyjnego obowiązku, pora porzucić rzeczy znane i po stokroć dyskutowane, dla tych wątków, które czynią tę książkę, rzekłbym że nawet smakowitą.
Pierwszym takim wątkiem jest wychowanie młodego Adama, a konkretnie wychowanie, czy próby przez Ojca – Ozjasza Szechtera. Bouyeure wspomina o tym, że Ozjasz był przedwojennym komunistą, że był za to torturowany, ale temat postulatów ówczesnych komunistów (obalenie II RP i połączenie z ukraińskimi komunistami) autor przemilcza. Jednocześnie, co najbardziej ciekawe, obraz ojca Adama Michnika zupełnie wymyka się dotychczasowej gębie nomenklaturowego aparatczyka jaki, mam wrażenie, funkcjonuje w powszechnym antymichnikowym obiegu. Ozjasz po tym jak się dowiedział o komunistycznych zbrodniach, przestaje być komunistą, choć boi się (?) nie chce (?), mówić tego publicznie. Po wojnie zostaje więc w cieniu, nie płacze po śmierci Stalina, ruga syna za to, że zamiast pod ambasadą amerykańską powinien protestować pod ambasadą sowiecką. Gdy dowiaduje się, że Stefan Michnik (syn z pierwszego małżeństwa) zostaje wojskowym prokuratorem, wyrzuca go z domu, z czasem przyłącza się do KOR-owskiej symbolicznej głodówki w kościele św. Marcina. Myślę, że odkłamanie czarnej legendy Ozjasza Szchtera, zwłaszcza gdy nie różnił się niczym od Aleksandra Wata, czy ojców paru opozycjonistów, bynajmniej niezwiązanych z Wyborczą, jest pierwszym powodem, dla którego biografię Michnika warto przeczytać.
A jaki jest drugi powód? Otóż po drugie warto przeczytać o stosunku Michnika do Kościoła, a przede wszystkim passusy, że Adam uważa, że życie zaczyna się od poczęcia, jest chrześcijaninem bez Boga, Kościół chce ewolucyjnie zmieniać, ma konserwatywne poglądy obyczajowe, ochrzcił syna a na początku lat 90tych zakazał Barbarze Labudzie publikować tekstu o nadużyciach przy zwrocie ziemi Kościołowi. Czy tak było w istocie, trudno dociec, tezy są zaskakująco słabo udokumentowane, ale już sam fakt ich postawienia może budzić grozę…lub uśmiech. Zależy kto czyta.
Trzecim kąskiem, pewnie najsmaczniejszym, jest stosunek Adama Michnika do antysemityzmu. Tym razem Bouyeure się postarał, i to bardzo, mianowicie nie tylko stwierdził, że Adam Michnik sprzeciwiał się obarczaniu Polaków za antysemityzm, ale podaje cytaty jego wypowiedzi wraz ze źródłami (Liberation, Le Monde, odczyty w Paryżu, The New Republic). Opinia, że Polska wyssała antysemityzm z mlekiem matki – to zdaniem Michnika osąd kłamliwy i jątrzący. Jednocześnie naczelny podkreślał, że to nonsens, i to nonsens szczególnie krzywdzący naruszający godność każdego Polaka, pochodzenia żydowskiego, jak ja. Podczas zagranicznego sympozjum mówił: Wszak należało usprawiedliwiać Jałtę. By Zachód mógł powtarzać: Był taki obrzydliwy, nietolerancyjny naród, który wyrządził Żydom wiele zła. W Jałcie oddano ten naród towarzyszowi Stalinowi i trzeba znaleźć powód, który to usprawiedliwia.” Rzecz jasna (a może i nie) początkowy opór naczelnego budzi pewne zdziwienie francuskiego biografa, który wprost stwierdził, iż skoro Francuzi mieli Petaina i tak chętnie kolaborującą z Niemcami policje, nie oznacza, że nie byli w stanie wypowiadać godnych uwag na temat polskiej historii. Przełamanie Michnika miało zdanie Francuza nastąpić po publikacji angielskiej wersji „Sąsiadów” Grossa. Do tego momentu, polska wersja książki dostał tyko lakoniczną notę w GW, Anna Bikont po sprzeciwie Adama Michnika (sic!) musiała specjalnie brać urlop, by napisać „My z Jedwabnego”, a Michnik miał początkowo Grossa za prowokatora. Ta teza nie została już jednak tak pieczołowicie uzasadniona.
Wreszcie ostatnim wątkiem jest kwestia konwersji, przemiany Adama Michnika antykomunistę w Adama Michnika dla komunistów, co najmniej pobłażliwego. Próba wyjaśnienia tego fenomenu, w mej opinii, spaliła jednak na panewce, choć pogląd, że Michnik taki pomysł wysunął już w latach 70tych (esej „Nowy Ewolucjonizm”) na pewno jest ciekawy i obala argumenty o spisku zawiązanym ad hoc tuż przed Okrągłym Stołem. Autor biografii nie cytuje jednak owego przełomowego stanowiska w sprawie i do końca nie wiadomo, czy rzeczywiście Adam Michnik już wówczas głosił potrzebę przebaczenia i współtworzenia z postkomunistami społeczeństwa obywatelskiego i co na to koledzy z opozycji.
Próba wyjaśnienia fenomenu konwersji spaliła na panewce również z powodu, miałkości argumentów w zestawieniu z wcześniejszymi cytatami Michnika o PRL, Jaruzelskim i Kiszczaku. Skoro Bouyeure tak wychwalał twardą postawę Michnika wobec reżimu, trudno mu parę stron dalej ten reżim głaskać i zaprzeczać stanowisku swego przyjaciela. A co konkretnie mówił Adam Michnik? Warto podać parę przykładów:
„Rządzący komuniści realizują długofalowy program polityki kulturalnej który jest – w swej istocie- planem sowietyzacji, czyli wyniszczenia i stotalizowania kultury polskiej” [Kościół, lewica, dialog s.120]
- Co myślisz o gen Jaruzelskim? – brzmi pytanie.
- Rzadko o nim myślę …Może sobie mieć totalitarną koncepcję życia, by przypodobać się Rosjanom, dal nich i tak będzie to zawsze za mało.
- Czy to jest mniejsze zło?
- Taka myśl jest mi wyjątkowo obca” [Dialog przez kraty, Tygodnik Mazowsze 1983 nr 61]
Niech Pan przy wigilijnym stole pomyśli przez chwilę o tym, że będzie pan rozliczony ze swoich uczynków. Będzie pan musiał odpowiedzieć za łamanie prawa. Skrzywdzeni i poniżeni wystawią panu rachunek” [ A. Michnik List do Kiszczaka, Polskie pytania, Warszawa 1993 s. 306]
PS Jutro o 16 tej będę w Tok FM
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka