Żarty żartami, ale prohibicja naprawdę prowadzi do śmierci. Kilka dni temu w Wielkiej Brytanii zginęła Polka, która znalazła się w złym miejscu o złym czasie - konkretnie: w trakcie strzelaniny gangów zajmujących się handlem i produkcją narkotyków.
Oczywiście lewicowcy i przeciwnicy zasady "chcącemu nie dzieje się krzywda" winą za tę tragedię obarczą pistolety, zbyt małą ingerencję państwa w życie młodych ludzi, internet, gry komputerowe - bądź też same narkotyki. Prawda jest jednak taka, że sytuacje takie jak ta nie miałyby miejsca, gdyby prohibicja nie istniała.
W latach 1920-1933 w Stanach Zjednoczonych trwała prohibicja alkoholowa. W ciągu zaledwie ośmiu lat liczba aresztów spowodowanych pijaństwem wzrosła o 400% (!!!), gwałtownie wzrosło spożycie wódki, wina i piwa. Dodajmy do tego ogromną liczbę wypadków śmiertelnych spowodowanych spożyciem nieczystego alkoholu i mafię, która na czarnym rynku handlowała tym, czego ludziom brakowało na sklepowych półkach - oto obrazek, który powinien przekonać ludzkość do tego, że prohibicja to nic więcej jak niewyobrażalna głupota. Eksperyment, który się nie udał.
Niestety, z jednej strony mamy przekupionych polityków, którzy sami korzystają z tego, że mafia ma monopol na narkotyki - z drugiej strony tych, którzy "chcą dobrze" - tzn. myślą, że jak zabiorą dzieciom zabawki, to one nie będą miały do nich dostępu.
I dochodzi potem do takich tragedii jak w Anglii. Ale to nieważne. Ważne, że Zbigniew Ziobro palił marihuanę.