Planeta płonie. Bo płoną lasy w Hiszpanii, Grecji czy Portugalii. Jak co roku. Bo globalne ocieplenie. Bo tam w sierpniu panie, to 40 stopni! Tak, od tysiącleci.
Dla ekoświrów mam przykrą informację. W temperaturze 40 stopni nic nie płonie, nawe słoma punkt zapłonu ma powyżej 200 stopni.
Niemniej ta podprogowa propaganda jest nastawiona na potężne zyski koncernów. Można się na wrzasku ekoświrów nieźle obłowić. Wiatraki. Panele słoneczne, Elektryczne samochody. Biznes kwitnie. Samochody spalinowe zutylizować. Setki milionów, może miliard, samochodów. Elektryczne wyprodukować. Setki milionów, może miliard. Na każdym można zarobić kilka tysięcy, co najmniej. Proszę to pomnożyć przez setki milionów, może miliard. To jest kasa do wydojenia od frajerów, prawda?
Tymczasem jak piszę od lat, całe te OZE to drogie i ogromnie niestabilne źródło energii elektrycznej. Nigdy nie wiadomo kiedy, gdzie i z jaką siłą będzie wiał wiatr. Nigdy nie wiadomo kiedy, gdzie i z jaką siłą będzie świeciło słońce. Nawet usłużne ekoświry tego nie wiedzą. Ale pyszczą i protestują przeciw stabilnym źródłom energii. Mają za to płacone? Nie wiem, ale jeśli robią to za darmo, to są wyjątkowymi kretynami.
"Akcje duńskiego giganta energetycznego spadły w poniedziałek o ponad 31 proc. i osiągnęły rekordowo niską wartość. Władze firmy ogłosiły plany emisji praw poboru o wartości 9,4 mld dol. Firma zmaga się z problemami wysokich kosztów projektów morskich farm wiatrowych."
https://energia.rp.pl/oze/art42840351-wiatraki-slabna-w-oczach-dunski-gigant-potrzebuje-pomocy
"Iberdrola, Endesa, TotalEnergies, Shell, Repsol, Forestalia, Capital Energy, EDP oraz inne firmy z sektora energetycznego oferują na sprzedaż niemal wszystkie swoje projekty fotowoltaiczne w Hiszpanii - donosi hiszpański serwis El Espanol. Według szacunków branży łączna moc tych projektów przekracza 50 gigawatów."
https://www.money.pl/gospodarka/kryzys-na-rynku-fotowoltaiki-w-hiszpanii-farmy-sloneczne-ida-pod-mlotek-7150902776580864a.html
"Farma wiatrowa Markbygden Ett położona na wietrznym płaskowyżu tuż pod kołem podbiegunowym miała być przyczynkiem do zielonej rewolucji w energetyce. Kiedy powstawała, była przedstawiana jako klejnot w koronie największego europejskiego lądowego projektu wiatrowego. Gdy wystartowała, wydawało się, że stoi za nią solidny, długoterminowy kontrakt gwarantujący dobre ceny, a także świetne warunki wietrzne. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Wiatr wieje, ale nie tak mocno, jak wykazywały badania, a przez to solidny kontrakt — zamiast dodawać wiatru w żagle, okazał się wiatrochronem."
"Podpisana umowa PPA (Power Purchase Agreement, chociaż ze świetnymi warunkami - według ekspertów jej wartość wynosiła zaledwie 25 euro za megawatogodzinę, a więc ponad dwukrotnie mniej niż średnia wynosząca ok. 60 euro za MWh, którą w 2023 roku odnotował BloombergNEF dla podobnych kontraktów w Szwecji - okazała się nierealistyczna.
Co więcej, 19-letni okres obowiązywania umowy był wyjątkowo długi na tle innych tego typu kontraktów. Co do zasady przyznać należy, że to świetne warunki - operator farmy posiada stały i pewny kontrakt na wiele lat i ma pewność co do lokalizacji, a odbiorca tanie źródło energii i pewność dostaw. Problem w tym, że tej pewności jednak nie ma. "
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Mialo-wiac-mialy-byc-miliardy-a-sa-setki-milionow-euro-strat-Natura-nie-podpisala-kontraktu-ze-Szwedami-8906208.html
"Jest kwiecień roku 2010. Wielka Brytania i Dania czerpią już energię z offshore od dobrych kilku lat, a na Morzu Północnym, w odległości około 45 km od wyspy Borkum, otwierana jest z opóźnieniem, bo po prawie dziesięciu latach od ogłoszenia budowy, pierwsza niemiecka morska farma wiatrowa - Alpha Ventus. Jest marzec 2025 roku i po niecałych 15 latach działalności przyszedł czas na przyśpieszony, o ponad 10 lat, koniec pilotażowego projektu, który wart był w momencie powstawania około 250 milionów euro. "
"Jak czytamy w Pulsie Biznesu z kwietnia 2010 roku: “Ukończenie Alphy Ventus stało się możliwe, gdy rząd na początku zeszłego roku uchwalił subsydia dla morskich elektrowni wiatrowych, gwarantując 15 eurocentów za kilowatogodzinę przez 12 lat. Dopóki więc niemiecki rząd generował wiatr, wachlując euro, dopóty biznes się zgadzał. Wszystko zmieniło się pod koniec zeszłego roku, kiedy definitywnie wygasła preferencyjna stawka, która gwarantowana była przez ustawę o odnawialnych źródłach energii. “Urealnienie” okazało się zbyt bolesne dla 15-letniej farmy, której operatorzy otrzymują jedynie wynagrodzenie w wysokości 3,9 eurocenta za kilowatogodzinę, a więc blisko cztery razy mniejsze. To nie wystarczy, aby utrzymać działalność gospodarczą, więc wiatraki czeka rozbiórka. Chyba że zmieni się sytuacja rynkowa i ceny na giełdzie energii wzrosną lub pojawią się inne opłacalne rozwiązanie, na przykład kolejne subsydia. "
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Nie-ma-komu-dmuchac-Niemcy-zamykaja-swoja-pierwsza-morska-farme-wiatrowa-I-to-grubo-przed-czasem-8903003.html
itd itd itd. Można by takie info ciągnąć przez setki stron. Wszędzie ten sam schemat. Póki są rządowe dotacje czy subsydia oraz preferencyjne rządowe kredyty na eko fanaberia, to korporacje chętnie realizują ogromne zyski. Gdy kontrakty się kończą i preferencyjne warunki znikają, okazuje się, że bez dotacji OZE produkuje najdroższy prąd na tej planecie. A korpo znikają wtedy jak sen złoty.
Oczywiście dochodzą jeszcze spore koszty związane z utrzymaniem ruchu tych kapryśnych urządzeń, no i last but not least - utylizację milionów ton zużytych częsci, głównie łopatek i paneli. One są zrobione z takich materiałów, że będą się rozkładać w ziemi tysiące lat. Dłużej niż odpady z elektrowni atomowych. Ale o tym cicho sza, bo się wyda.
W ogóle, żeby takie wiatraki mogły działać przez kilkadziesiąt lat, muszą być zrobione w iście kosmicznej technologii. Gdy konwecjonalna elektrownia pracuje, ma bardzo stabilne warunki pracy. Turbiny kręcą się równomiernie z niezwykła precyzją, z mikroskopijnymi odchyleniami, w równomiernej temperaturze. Czy to elektrownia węglowa, czy atomowa. A i tak muszą być co roku remontowane i sprawdzane, czy tam cos złego się nie dzieje.
W turbinach wiatrowych warunki pracy są ekstremalne . Turbiny pracują w zarówno w 40 stopniowych upałach, jak i w czasie siarczystych mrozów. W czasie długiej suszy, jak i w czasie ulew. Łożyska i samr do nich to kosmiczna technologia. Są narażone na częste wyładowania atmosferyczne. Siła wiatru bywa bardzo różna. Od lekkiego zefirku, do huraganowych wiatrów. Jednak najgorsze sa ekstremalne i raptowne podmuchy wiatru. Takie podmuchy potrafią nawet zrzucić wielką ciężarówkę z wiaduktu. A wiatraki to wytrzymują. Kosmiczna, niesłychanie droga technologia. I niewiarygodnie solidne, głębokie, betonowe fundamenty.
Inna sprawa to infradźwięki wysyłane przez wiatraki. Niesłyszalne ludzkim uchem, ale ze sporą szkodliwością dla ludzkiego zdrowia. Ale co tam ludzkie zdrowie, gdy planeta płonie! O strącanych ptakach łopatkami nie chce się nawet pisać. Bo czyż warto się jakimiś głupimi ptakami przejmować, gdy płonie planeta?
Kilka lat temu jeździłem do serwisu masztów jednej z firm telefonii komórkowej. W takim maszcie jest zainstalowanych mnóstwo urządzeń wymagających regularnych konserwacji. Podobnie zresztą jak we wiatrakach. Te falowniki i cała elektronika to niemal NASA. Przejeżdżałem tam raz w miesiącu obok wielkiej farmy wiatraków. Wiatraki standardowej wielkości. Mimo to przejeżdżając 100 metrów obok tych potężnych maszyn czuło się ich moc. I takie dziwne dudnienie łopatek. Mnie zaskoczył widok leżących w konwulsjach ptaków co kilkadziesiąt metrów. I duże ilości lisów oraz dzikich kotów. Żarcia im nie brakowało.
Kilka lat temu czytałem o brytyjskim projekcie ogromnej farmy fotowoltaiki na Saharze . Podobno podpisali już jakiś wstępne porozumienie z rządem Maroka. Farma miała produkować ogromne 3,5 GW/h. Miała ta energia zasilać brytyjski sytem kablem podmorskim. Brytania zużywa ok. 29 GW/g. Byłaby to spora część potrzeb. Do kontraktu nie doszło. Dlaczego? Hmm, to może dziwić tylko ludzi, którzy na Saharze nie byli. Niby słońca przez cały rok nie brakuje. Niemniej na Saharze wieje niemal bez przerwy. Wiatr nawiewa pył na wszystko. Co więcej, kilka, czasem kilkanascie dni w roku wieje południowy wiatr zwany bodajże Gibley czy cos w ten deseń. Wtedy jest jak przy zaćmieniu słońca. Widoczność na kilkanaście metrów. I tony piasku na wszustkim. Gdy się po pracy brało prysznic w ta pogode, to dobre kilka minut z człowieka płynęła strużka żółtego piachu. To samo spotykałoby miliony paneli słonecznych. Ciekawym, kto by panele odkurzał? Ostatecznie Brytyjczycy stwierdzili, że bardzo prawdopodobna, nawet kilkudniowa strata 3,5 GW/h byłaby nie do zastąpienia w systemie energetycznym i zapewne spowodowałaby perturbacje podobne do tych jakie niedawno przydarzyły się Hiszpanii, Portugalii czy Czechom.
Cóż, świat odchodzi od tych dziwactw, bo Niemiec, Hiszpanii, Danii, Stanów itd nie stać na te fanaberie. Ale stać Polskę. A kto bogatemu zabroni? Pani Kulczyk wyłoży 700 mln na farmę wiatrową na Bałtyku! Wiatraki znakomitej firmy Siemens! Nikt ich co prawda nie chce, ale Pani Kulczyk wzięła jak swoje. To znaczy nie za swoje. Za KPO. Bo ona biedna , więc musiała się tym kredytem posiłkować. Szkoda tylko, że spłacać ten kredyt będą polscy podatnicy. Pan Mietek z budowyy, Pani Jola z warzywniaka, Pani Urszula fryzjerka. Także ci "turyści" z Jagodna. Pani Kulczyk nie, bo ona jest do wyższych celów stworzona. Głównie do żerowania na cudzych kredytach. Ale cóż, tak ludzie w Polsce wybrali, taką ekipę do rządzenia, to znaczy że chcącemu nie dzieje się krzywda. No to teraz płacz i płać coraz wyższe rachunki za energię.
Wieczny tułacz, wciąż szukający swego miejsca na ziemi. Prawe, stabilne poglądy. Wróg bolszewii wszelakiej.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka