A woman casts her vote during parliamentary elections at a polling station in Tehran (File photo: Reuters)
A woman casts her vote during parliamentary elections at a polling station in Tehran (File photo: Reuters)
Paweł Rogiewicz Paweł Rogiewicz
196
BLOG

Ostatnia prosta wyborów prezydenckich w Iranie

Paweł Rogiewicz Paweł Rogiewicz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Do wyborów prezydenckich w Iranie zostało kilkanaście godzin i chociaż ich rezultat jest już w zasadzie znany, to establishment w Teheranie na czele z Najwyższym Przywódcą może obawiać się o frekwencję przy urnach.

Dlaczego wynik wyborów jest w zasadzie przesądzony, a walka tak naprawdę toczy się o, jak największą frekwencję? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w poniższym artykule.

Kto może kandydować na urząd Prezydenta Islamskiej Republiki Iranu?

Aby uzyskać odpowiedź na pierwsze zostawionych pytań, musimy najpierw zrozumieć to, jakie kryteria musi spełniać osoba kandydująca na urząd prezydenta. Tutaj z pomocą przychodzi nam konstytucja irańska, która mówi, że dany delikwent lub delikwentka musi przede wszystkim być: osobą wierzącą, wierną konstytucji, Najwyższemu Przywódcy (Rahbaraowi) oraz zasadom welajat-e faghih (zwierzchność władzy duchownego prawnika), a także samej Islamskiej Republice Iranu, co oznacza, że nie może działać na jej szkodę. Sedno selekcji kandydatów stanowi interpretacja tych wytycznych przez tzw. Radę Strażników. Podkreślmy, że ten element ustroju jest niczym innym, jak narzędziem do odstrzału niewygodnych kandydatów. Natomiast Rada Strażników jest to organ odpowiedzialny za dopuszczanie kandydatów do udziału w wyborach. W jej skład wchodzi 12 członków, z czego sześciu wybiera bezpośrednio Najwyższy Przywódca, a pozostałych sześciu szef sądownictwa. Co ciekawa oraz kluczowe jest on również typowany przez Najwyższego Przywódcę. W skrócie oznacza to, iż Rahbar kontroluje listę kandydatów na prezydenta. Podczas tegorocznych wyborów Rada Strażników odrzuciła aż 585 osób chętnych do zastąpienie prezydenta Rouhaniego.

Faworyt wyborów

W tym roku Rada Strażników zaakceptowała tylko 7 kandydatur. Podkreślmy jednak, że 6 nazwisk, jakie widnieje na liście wyborczej, nie stanowi poważnego zagrożenia dla faworyta tych wyborów Ebrahima Raisiego. Człowieka o poglądach skrajnie konserwatywnych, a także będącego w bliskiej relacji z Alim Chameneim. Warto zauważyć, iż ubiegał się on już o urząd prezydenta w 2017 r. Poniósł wówczas porażkę z walczącym o reelekcje Hassanem Rouhanim. Natomiast w 2019 r. został on wyznaczony przez Chameniego na szefa sądownictwa, co może pokazywać, jakim zaufanie darzy on tego człowieka. Obok Raisiego na liście znalazło się także dwóch kandydatów reprezentujących umiarkowane skrzydło irańskiej sceny politycznej. Pierwszym z nich jest Abdolnasser Hemmati były szef banku centralnego. Reprezentuje on tureckojęzyczną mniejszość w Iranie. Ciekawostką jest, iż zabiegał on o niezależność tej instytucji, a także ograniczenie interwencjonizmu państwowego w gospodarkę. Natomiast drugi z kandydatów reprezentujących umiarkowane skrzydło to Mohsen Mehralizadeh. On również wywodzi się z tureckojęzycznej mniejszości. Warto podkreślić, iż był on wiceprezydentem za czasów Chatamiego, a w latach 2017-2018 był gubernatorem jednej z irańskich prowincji. Startował on w wyborach prezydenckich w 2005 r., jednak bez większego sukcesu. Obaj kandydaci, zresztą jak pozostała czwórka są opisywani przez media jako niezagrażający Raisiemu rywale, których kandydatura musiała zostać przyjęta, aby sprawiać pozory demokratycznej konkurencji.

Interesującą kwestią jest także fakt odrzucenia przez Radę Strażników kandydatur innych konserwatywnych polityków, którzy mogliby zagrażać Raisiemu w wyścigu po fotel prezydencki. Organ został za to skrytykowany przez część środowisk konserwatywnych.

Nie ulega zatem wątpliwości, iż Ajatollah Ali Chamenei chce mieć prezydenta, co do którego nie będzie miał obaw, a po działaniach establishmentu można wnioskować, iż Raisi takim człowiekiem właśnie jest. Na ten moment poparcie dla reprezentanta ultrakonserwatystów wynosi ok. 62%. Na drugim miejscu uplasował się Moshen Rezai, były dowódca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, który osiągnął wynik 6%. Badanie było przeprowadzone po trzeciej debacie telewizyjnej zorganizowanej przez International TV.

Walka o frekwencje

Zatem skoro przyszły prezydent jest już raczej znany, to w takim razie, o co toczy się walka polityczna?

Według wielu obserwatorów, a z ich opiniami się zgadzam, celem tej rozgrywki jest uzyskanie jak największej frekwencji wyborczej. Dlaczego? Otóż moim zdaniem można wyróżnić tutaj dwa główne powody. Po pierwsze, duża frekwencja wyborcza to duża legitymizacja społeczna dla przyszłego prezydenta. Mając wysokie poparcie społeczeństwa, osoba pełniąca ten urząd może realizować założone postulaty bez obaw, że dojdzie do jakichś protestów. Natomiast mała frekwencja będzie zmuszała wygranego do udowadniania swojej wartości elektoratowi, który na niego zagłosował. Będzie musiał także dać sygnał tym obywatelom, którzy go nie poparli, iż jest godny ich zaufania. Jest to kluczowe, gdyż przy niskim poparciu może zostać odsunięty od władzy po pierwszej kadencji. Oczywiście, jeżeli wcześniej nie wybuchną poważne protesty znacząco utrudniające mu pracę. Drugą kwestią jest charakter irańskiego ustroju, który można określić mianem teokracji. Establishment, aby utrzymać nastroje społeczne na poziomie, który umożliwia mu rządzenie krajem, musi dać obywatelom namiastkę wolności. Tą namiastką jest możliwość wpływania na wybór władz. Co prawda ta możliwość jest mocno ograniczona, co wynika z systemu doboru kandydatów przez Radę Strażników. W momencie, gdy władza, mówiąc potocznie, przeholuję z faworyzowaniem jakiegoś kandydata, a więc odrzuci możliwość walki o urząd polityków mogących mu zagrozić, społeczeństwo może mieć poczucie umacniania się tendencji autorytarnych w kraju, co grozi wybuchem kryzysu społeczno-politycznego. Do takiego zjawiska doszło po reelekcji Mahmuda Ahmedineżada. W 2009 r. Irańczycy uznali, że wybory były sfałszowane, dlatego wyszli na ulicę, aby zaprotestować swoje niezadowolenie. Doszło wówczas do walk ze służbami bezpieczeństwa, w wyniku których życie straciło wielu obywateli Iranu. Natomiast w tamtym roku podczas wyborów parlamentarnych, kiedy Rada Strażników wyeliminowała wielu kandydatów reformistycznych, byliśmy świadkami najmniejszej frekwencji wyborczej od czasu Rewolucji Islamskiej. Wyniosła ona wtedy 42%, podczas gdy średnia z wyborów parlamentarnych to około 62%. Mimo iż parlament został praktycznie przejęty przez tzw. Twardogłowych, czyli konserwatystów, to Establishment otrzymał pierwsze ostrzeżenie, iż społeczeństwo nie zgadza się na takie ograniczenie ich wolności. W sondażu przeprowadzonym podczas sobotniej, telewizyjnej debaty około 32% obywateli mogących głosować wyraziło chęć udziału w wyborach. Natomiast aż 58% badanych uznało, że nie odda swojego głosu na żadnego z kandydatów. Niezdecydowanych było 10% ankietowanych. Powiedzmy sobie szczerze, taka frekwencja oznaczałaby olbrzymią porażkę reżimu, gdyż średnia wyborów prezydenckich po 1979 r. wynosiła około 67%.

Obawy Rahbara

Nic więc dziwnego, iż Najwyższy Przywódca Ajatollah Ali Chamenei podczas środowej przemowy transmitowanej na żywo w radiu i telewizji gorąco zachęcał Irańczyków, zwłaszcza młodych do udziału w wyborach. Zapewniał, że los państwa leży w ich rękach, a pójście do urn jest zgodne z duchem państwowości irańskiej. Natomiast bojkotowanie wyborów jest niczym innym, jak osłabianiem Iranu. Według mnie frekwencja jest dla Chomeiniego ważna z tego względu, iż zapowiada on wprowadzenie w Iranie kolejnej fazy rewolucji islamskiej, a bez poparcia społecznego dla władzy to zadanie może być niezwykle utrudnione.  

Czytam i pisze o Bliskim Wschodzie. Badam ten niesamowity obszar świata i ciągle się nim fascynuję. Strona na FB: Głos Orientu: https://www.facebook.com/glosorientu Insta: glos_orientu

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka