2008 rok ma duże szanse stać się powtórzeniem roku 1908. Aneksja Bośni i Hercegowiny przez Austro-Węgry stała się zarzewiem przyszłej Wojny Światowej. W 2008 roku takimi zarzewiami przyszłego światowego konfliktu może być uznanie Kosowa za niepodległe państwo, agresja Rosyjska na Gruzję czy wreszcie niesamowite zniecierpliwienie części europejskich elit w sprawie wprowadzenia traktatu Lizbońskiego. I jako przyczynę przyszłego konfliktu europejskiego wskazałbym właśnie tą nerwowość jaką mają eurooptymiści przy sprawie Lizbony.
Zaczniemy od wyjaśnienia stosunku do Unii Europejskiej. Wbrew dużej części współczesnych, nie uważam Unii Europejskiej za coś nowego, wspaniałego, jedynego i ostatecznego. Dążenia do uniwersalizmu europejskiego są tak stare jak Europa. I mieliśmy już Cesarstwo Rzymskie – też z jedną centralną władzą w Rzymie, i wieloma pomniejszymi, autonomicznymi w prowincjach czy królestwach które uznały zwierzchnictwo Rzymu. Była jedna waluta. Było jedno prawo – rzymskie, aczykolwiek niektóre tereny zachowywały swoje dawne prawa. I też Rzymianie twierdzili, że ich dzieło jest jedyne, wspaniałe i ostateczne. Okazało się że nie.
Było Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Też był taki Trybunał w Strasburgu to znaczy Sąd Rzeszy, który miał prawo rozpatrywać apelacje od wyroków sądowych w poszczególnych państewkach. Też chciano ujednolicić prawo we wszystkich państewkach. Stworzyć jedną silną centralną władzę. No i zawsze się to nie udawało. To znaczy raz szło ku integracji a czasem od integracji. Czynnikiem spajającym integrację było na ogół zagrożenie zewnętrzne. Takim zagrożeniem od XVI wieku przez blisko dwa stulecia byli Turcy. I to integrowało wszystkie te księstewka i wolne miasta Rzeszy. Proszę zwrócić uwagę, że wszystkie mury modernizowane chociażby przez miasta Śląskie w wieku XVI były czynione w obawie przed atakiem Tureckim. ( W 1526 roku Turcy się pojawili pod Budapesztem, a to do Wrocławia raptem 500 km – 2 dni dla konnicy, 15 dni dla piechoty). Jednakże gdy zagrożenie mijało, ochota do integracji również. Od razu można się też rozprawić z mitem jedności chrześcijańskiej, bo Francja, co prawda nie należąca do Rzeszy, ale podobnie jak ona dzieląca wyznanie chrześcijańskie to właśnie w tej pogańskiej Turcji widziała możliwość szachowania Habsburgów od tyłu.
Tak więc konkludując. To, że dzisiaj Europa nie wyobraża sobie innej drogi niż integracja, to nie znaczy, że nie zmieni zdania za lat 10 czy 20.
Teraz trochę przewrotnie zajmiemy się stosunkiem do Religii. Religia jest bardzo ważnym elementem życia człowieka. Nadaje mu sens. Tłumaczy, że po coś to życie, które składa się ze spania, porannego wstawania, pracowania, jedzenia i znowu spania, jest potrzebne. Że po coś kochamy, wychowujemy, przekazujemy, uczymy, myślimy. I każda religia taka jest: od buddyzmu przez islam, chrześcijaństwo, po wierzenia Inków. To że wierzymy w chrześcijaństwo, i wyznajemy jej rzymską, katolicką odmianę. Jak mawiał jeden z Ojców starożytnego kościoła – Tertulian – credo quia absurdum – wierzę, bo to niepojęte. Tak właśnie jest, po prostu gdyby się człowiek zaczął za mocno zastanawiać w religii, to zawsze znajdzie jakiś pierwiastek niepojęty, który będzie mógł podważyć. Lepiej korzystać z tej furtki uczynionej przez Tertuliana. Pewnie gdybym się urodził w Indiach, byłbym buddystą, w Iranie byłbym muzułmaninem. Ale urodziłem się w Polsce, więc jestem chrześcijaninem, katolikiem. (mogę jeszcze dodać, że moja rodzina jest katolicka od trzech tysięcy lat)
Ale czasem ludzie przestają wierzyć w religię. Tylko zaczynają wierzyć w jakieś pseudoreligię – na przykład komunizm.. a teraz ekologizm. Idziemy dalej.
Kiedy jakiś czas temu dzisiejsza ludzkość przeżywała tragedię 11 września. Mówiła: to niesamowite, to zmieniło świat, już nigdy ludzkość nie będzie taka sama. Ludzkość już tyle zakrętów przeszła. 31 października 1517 roku. Marcin Luter w kościele w Wirtemberdze przybija swoje tezy. Zakręt ludzkości może być czasem wybijany młotkiem. 95 tez. W tej Europie, która święcie wierzy w Boga, papieża ktoś nagle mówi, że może być inaczej. Przecież to musiał być szok! Pewnie taki sam jak dla nas 11 września, to znaczy ludzkość chwilę pogadała, a potem zajęła się dalej swoim. Część powie: przybicie tych tez przez Marcina Lutra było spowodowane jego głębokimi przemyśleniami i chęcią naprawy świata na lepszy. Do mnie przemawia bardziej ekonomiczna teoria (co oczywiście nie oznacza, że Luter nie kierował się powyższymi przesłankami, bo w historii dane zjawisko ma zawsze wiele, wiele przyczyn). Otóż kawałek czasu przed wystąpieniem Lutra papież Aleksander Borgia (ojciec Cezarego czyli Księcia u Machiavellego) rozpoczął budowę dzisiejszej bazyliki Świętego Piotra. Taki budynek musi kosztować. I dlatego w Europę poszły listy pasterskie, że jest za dużo grzechów i aby je zmyć należy zwiększyć ilość dawanych odpustów.
Tu może na boku anegdotka wzięta od Karola Zbyszewskiego „Niemcewicz od przodu i tyłu”. Otóż w czasie obrony Warszawy przed Prusakami w Powstaniu Kościuszkowskim w walkach masowo uczestniczyli mieszkańcy Warszawy (taki zapanował hura optymizm). Ten optymizm był na tyle silny, że co dzień do chodziło do starć między Warszawiakami, a oblegającymi Prusakami, i Warszawiacy wygrywali. Oczywiście zakonnicy jednego z zakonów w oblężeniu zwietrzyli szanse zarobku i zaczęli sprzedawać święte obrazki chroniące przed pruskimi kulami. Oczywiście głównie dawały się skusić na to żony, troszczące się o swoich walecznych mężów. Zakonnicy na obrazkach mieli interes znakomity. Ale wkrótce okazało się, że jednak obrazki nie do końca są skuteczne bo kilku panów uzbrojonych w takie obrazki poległo. Rzecz doszła do Kościuszki, bo w Warszawie narastało oburzenie, że braciszkowie kit wciskają, i grożono nawet rozruchami. Naczelnik miał dylemat: bo z jednej strony działanie zakonników groziło zwiększeniem niezadowolenia, z drugiej strony żołnierze posiadający obrazki byli najbitniejszymi w boju. Sprawę kazano wyciszyć. Wiara jest rzeczą niepojętą.
Wracamy do Lutra. Jego tezy rozpoczęły w Europie stulecie walki pomiędzy Katolicyzmem a Reformacją. Początkowo katolicyzm był w defensywie. Książęta masowo przechodzili na stronę reformacji. Znów stawiam, że nie dzięki „nagłemu oświeceniu” ale perspektywom przejęcia majątków kościelnych. Od soboru Trydenckiego katolicyzm przeszedł do kontrofensywy – kontrreformacja. Europa miała się czym zajmować.
Przeskakujemy teraz błyskawicznie do wydarzeń z zeszłego tygodnia z zamku Praskiego. To co zrobili panowie Pottering i Cohn Benedit wobec Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Czeskiej byłoby absolutnym usprawiedliwieniem dla kolejnej defenstracji Praskiej. Po prostu Klaus mógł ze spokojem obu panów z Hradczan przez okno wyrzucić. Wyrzucenie przez stany Czeskiej habsburskich urzędników w roku 1618 było wstępem do Wojny Trzydziestoletniej.
W naszej historiografii Wojna Trzydziestoletnia jest traktowana tak jak wobec tej wojny stała ówczesna Rzeczpospolita, to znaczy na uboczu. A szkoda. Chociażby z tej racji, że Wojna Trzydziestoletnia mocno przetoczyła się przez dzisiejsze nasze Ziemie Zachodniego Pomorza i Śląska zasługuje na chwilę zastanowienia. Była to wojna jak każda toczona o interesy najważniejszych państw europejskich – Francji, Austrii, Szwecji. Jednak masy zostały przekonane, że jest to wojna o religię – albo katolicką albo protestancką. Jak to w każdej wojnie dochodziło do różnych zmian sojuszy. Czasem katolicy walczyli przeciw katolikom, czasem protestanci czynili sojusz z katolikami przeciw innym protestantom. Efekt wojny to traktaty westfalskie, które właściwie ustaliły porządek Europejski do Kongresu Wiedeńskiego. Aczykolwiek były Traktaty Westfalskie modyfikowane chociażby Traktatem w Utrecht, Traktatem w Nystad. Traktat w Paryżu kończący wojnę siedmioletnią miał przede wszystkim znacznie dla sytuacji ogólnoświatowej.
Odeszliśmy w naszych rozumowaniach od myśli głównej niniejszego postu. Marzenia o pokoju Europejskim czy światowym. Znów jak te marzenia o uniwersalizmie są tak samo stare. Pokój miał zapanować po 1648 roku, po 1815, po 1919, po 1945.. i panował, tak przez 50, 60 lat gdzie dochodziło do pierwszego remanentu, a później musiało nastąpić nowe rozdanie. Jałta powoli traci swoją moc. Pierwszy bezkrwawy remanent (nie licząc Jugosławii) nastąpił w 1989 roku, ale teraz świat idzie coraz szybciej do nowego rozdania.
A powodem wojny w Europie może być chociażby sprawa ideologiczna, taką jaką jest ekologia. Patrząc na zaangażowania i szaleństwo Cohn Benedita w hradczańskiej rozmowie, ma się wrażenie, że oto gdyby został Prezydentem Francji bez wahania nakazał by Legii Cudzoziemskiej marsz na Pragę w celu wprowadzenia traktatu Lizbońskiego. I tu może trafić kosa na kamień. Stany Zjednoczone wrócą do izolacjonizmu, a Rosja będzie czekała na efekt końcowy starcia, starając się tak sprzedawać swoje surowce by wspierać stronę tymczasowo słabszą i prowadzić tym samym do jak największego wykrwawiania i osłabiania Europy.
Świat, Europa boi się wojny atomowej. Według mnie nie słusznie. Wojna w obecnej Europie byłaby wojną domową. W wojnie domowej nie dąży się do całkowitego zniszczenie materialnego i fizycznego przeciwnika. Zwłaszcza, że teren który posiada przeciwnik jest jak gdyby naszym terenem. Poza tym wydaje się, że wystarczą precyzyjne naloty chociażby na maszty telefonii komórkowej i gdy miliony obywateli nie będą mogły wysłać SMS do swoich ukochanych, że są i nic im nie jest, wytworzy się w nich chęć do jak najszybszego zawarcia kapitulacji. Mamy podobną sytuację jak w czasie wojny trzydziestoletniej. To znaczy ludzie są bardziej poddanymi, niż obywatelami. I jak nagle „poddaństwo” Prezydenta Czech zmienią na poddaństwo Prezydenta „Francji” to nic im się nie stanie. Zwłaszcza, że prawo praktycznie w Europie (dzięki Unii) jest takie same. Elity, te które przywodzą społeczeństwo zawsze będą wybierać tego kto da im więcej. Obecnie więcej może dać im Unia, niż państwo narodowe, ale tu zbliżający się kryzys może dużo namieszać. Też pewna solidarność elit europejskich, to że one nawzajem się znają, będzie powodować powrót do sytuacji z wojen XVIII wieku, gdzie nigdy nie dążyło się do fizycznego unicestwienia przeciwnika, bo to zawsze stryj, wuj, kuzyn żony, brat dziadka etc.
W historii tak samo jak w polityce najgorsze jest operowanie schematami. Historia jest rzeczą tak zmienną i nie stała jak… prawie każda kobieta. W wieku XV rozkwitały konflikty religijne. Protestanci i Katolicy tak sobie ostro dali po mordzie w wojnie trzydziestoletniej, że już więcej nie stanowiło to powodu do konfliktu. W wieku XIX rozkwitały nacjonalizmy. Tak sobie dały po mordzie w dwóch wojnach światowych ( a właściwie w II Wojnie Trzydziestoletniej 1914 – 1945), że już więcej nie będzie to stanowić powodu do wojny. Na przełomie wieku XX i XXI rozkwitają idiotyzmy – wiara w koniec historii, ekologizm. No i pytanie czy muszą sobie dać po mordzie? Przeglądając zapis rozmowy Cohn Benedit z Panem Prezydentem Clausem odpowiedź jest że muszą. Pocieszeniem dla Polski może być to, że w Wojnie Trzydziestoletniej bezpośrednio nie braliśmy udziału i może teraz też nam się uda.
Traktat Lizboński. Lizbona. Piękna stolica Portugali. Widziałem wywiad Cohn Benedita, który mówił, że trzeba walczyć ze zmianami klimatu bo one powodują takie katastrofy jak w Nowym Orleanie. Zawsze uważam, że uczestnicy tych wszystkich konferencji za dużo chleją, a za mało zwiedzają. Przeszli by się po uliczkach nad Tagiem i może dowiedzieli by się o wielkim trzęsieniu ziemi z roku 1755, które zniszczyło Lizbonę. I proszę nie było przemysłu, a katastrofy naturalne były. Nie było Unii Europejskiej, a Lizbona jakoś się odbudowała.
A co najważniejsze. Nikomu jeszcze nie udało się zbudować jednej wielkiej Europy. I niby czemu miałoby się udać Cohn Beneditowi?
Inne tematy w dziale Polityka