Grudeq Grudeq
386
BLOG

Czytać książki! Z analfabetyzmem politycznym trzeba walczyć

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 20

 

Pod poprzednim postem miałem dyskusję z blogerem p. Torvikiem. Dyskusję ciekawą, w której zarzuciłem temu blogerowi analfabetyzm polityczny. Analfabetyzm ten polega na tym, że pan Torvik, człowiek bez wątpienia dobrej woli i inteligencji, co można sprawdzić wchodząc na jego blog http://torvik.salon24.pl/384236.html jest jednak analfabetą politycznym, absolutnie nie znającym się na polityce. Cały czas prosi mnie abym pokazał mu układ, z którym walczył PiS, a gdy mu pokazuje Kaczmarka, konferencje Engelkinga to on mówi, że to go nie przekonuje do istnienia tego układu. No tak, ale jak wytłumaczyć komuś istnienie tęczy kto nigdy nie widział światła? Pan Torvik jest także analfabetą politycznym, ponieważ uczciwie się przyznał, że nie przeczytał żadnej ksiązki poświęconej polityce lub książki okołopolitycznej (pytałem o „Ojca Chrzestnego”, jakiekolwiek pamiętniki polityczne). Pocieszam się, że z analfabetyzmu się wychodzi, i może pewnego dnia Torvik napisze na swoim blogu, że trochę pogłębił swoją szeroką wiedzę.
 
Dzisiaj też natrafiłem na salonie na post pana Bartosza Wasilewskiego http://wasilewski.ego.salon24.pl/384184.html traktujący o pokoleniu roku 1989, które pan Bartosz mocno wychwala. Pisze mianowicie tak:
 
Kubeł na śmieci nałożony na głowę nauczyciela z Torunia nie jest ikoną naszego pokolenia. Ikoną naszego pokolenia jest młody, oczytany człowiek znający języki obce, studiujący, pytający, szukający. Biegły w nowinkach technologicznych. Stawiający pierwsze kroki na rynku pracy. To nie jest pokolenie naszych rodziców, którzy negowali system nosząc długie włosy i śpiewając rock'n'rollla. My kwestionujemy stary porządek realnie go zmieniając. To jest nasza siła, która ukształtuje nową Polskę, którą, miejmy nadzieję, jeszcze lepiej i efektywniej będą zmieniac nasze dzieci
 
Oczywiście my z tym się nie zgadzamy, i to nie zgadzamy się głęboko. Pana Bartosza jak i całe jego pokolenie musimy niestety zaliczyć do pokolenia analfabetyzmu politycznego. Pan Bartosz, podaje zresztą mocne argumenty za naszą decyzją, bo według niego decyzją świadczącą o olbrzymiej dojrzałości politycznego jego i jego pokolenia jest udział w wyborach roku 2007 i głosowanie przeciw PiSowi. Pisze o tym zresztą z taką bezczelnością, traktowaną przez niego jako powód do dumy:
 
Nasza bezczelność polega na tym, że potrafimy wziąć sprawy w swoje ręce (vide: wybory 2007) i głośno się tego domagamy. To źle? Woli pani, pani Magdo Polskę Leppera, Rywina, Ziobry i teczek? Ktoś musi to zmienić. Ktoś bezczelny.
 
Jak napisałem wyżej Panu Torvikowi, tak i napiszę Panu Bartoszowi, z analfabetyzmu politycznego się wychodzi. Najważniejsze aby ten analfabetyzm sobie jednak uświadomić i czym prędzej przejść się do czytelni. Póki co ludzkość nie wymyśliła nic lepszego do przekazywania wiedzy i mądrości jak książki. Chcesz być prawdziwie mądry, wypada się od czasu do czasu pochylić nad jakąś zakurzoną księgą, przeczytać ją od deski do deski. Potem fajnie jest porównać to co człowiek przeczytał z Brykiem, przynajmniej wie na czym autor Bryka się skupił a co pominął. Swego czasu też byłe zagrożony analfabetyzmem politycznym. Swoje pierwsze kroki w polityce stawiałem w Młodych Demokratach wówczas jeszcze młodzieżówce świętej pamięci Unii Wolności (błędy młodości, ale jak człowiek miał 16 lat to profesorski spokój Geremka bardzo mu imponował, a tylu podstawowych faktów nie wiedział). Na szczęście coś niecoś czytałem i miałem dużo znajomych z którymi o tym co czytam mogłem dyskutować. Nie przerobili mnie na Uwola. Pozwolę więc przedstawić kilka swoich pozycji do walki z analfabetyzmem politycznym.
 
Moja pierwsza najważniejsza książka. Na 11 urodziny (rok 1993) dostałem wielką Kronikę XX Wieku. 900 stron zdjęć, dat, wydarzeń, postaci. Utrzymane w gazetowej formie. Wydarzenia zawsze opisywane z perspektywy tego dnia w którym się wydarzyły. Ksiązką wspaniała. Siedział człowiek i przeżywał cały XX wieku. Tym fajniej go przeżywał, że nie była to książka okraszona ideologicznymi komentarzami. Po prostu kronika wydarzeń. Co się wydarzyło. Kto umarł, i jak to zostało przyjęte. Kto się urodził. Źródła wiadomości o polityce w XX wieku nie ma od Kroniki lepszego. Pozycja obowiązkowa.
 
To, że Młodzi Demokraci i wskazana lektura w tym gronie Gazety Wyborczej nie przerobiła mnie na swoją modę można zawdzięczać, że na przełomie szkoły podstawowej i liceum zachorowałem na postać Józefa Becka. Nie Kaczyński ale właśnie ostatni przedwojenny Minister Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej był moim pierwszym politycznym idolem. Stąd też biografia polityczna Józefa Becka, pióra Olgierda Terleckiego. Ksiązka przyjemna. Gdy się zna całość biografii polityka o wiele łatwiej idzie ocena polityki. Plus tej ksiązki był jeszcze taki, że napisana była jeszcze w latach 80-tych i trzeba było uważać na różne wkrętki, prostujące „przedwojennych sanacyjnych faszystów”. Jak nic pobudziło to człowieka, do tego aby znalazł w bibliotece źródła, czyli chociażby pamiętnik sekretarza Becka Ludwika Łubińskiego (ach i potem znów to uczucie, gdy się porównywało co przeniósł do biografii Becka z pamiętnika Łubińskiego Terlecki), czy dalej Dernier raport samego Becka. Rzecz jasna jeżeli chce się walczyć z analfabetyzmem politycznym, to nie trzeba zacząć czytać biografii Becka, ale wystarczy jakakolwiek biografia, jakiegokolwiek polityka, od Aleksandra Macedońskiego po Charlesa de Gaulla. Tak aby byli to politycy, którzy skończyli już swoje kariery polityczne. Uczy się wtedy człowiek oceniać polityka po całej jego polityce, a nie tylko na podstawie jednego wyrywka. Uczy się też człowiek, że opinie o politykach tak często się zmieniają, że ta ostateczna ocena bardzo często jest odmienna od tej wystawianej na samym początku.
 
Kontynuuje wątek z Beckiem. Gdy tak nad tym Beckiem siedziałem, to zawsze doczytywałem, że nieprzejednanym jego wrogiem, przeciwnikiem jego polityki był niejaki Stanisław Cat Mackiewicz. I tak pewnego dnia, w bibliotece mojego liceum znalazłem jego „Historię Polski od 11 listopada 1918 roku do 17 września 1939 roku”. Wypożyczam, i zobaczymy dlaczego on tak nie lubił mojego Ministra.
 
Mackiewicza czyta się genialnie. Ale żebym się o tym przekonać trzeba go samemu przeczytać. Czytałem.. czytałem. Sporu Beck – Mackiewicz do dziś nie rozstrzygnąłem w sobie. Mam argumenty za równo za wileńskim żubrem, jak i tym wyniosłym dżentlemenem z Pałacu Bruhla. Ale jedno po tej lekturze było pewne, Mackiewicz stał się moim ulubionym pisarzem. A marzeniem każdego polityka czy publicysty powinna być taka praca jak jego „Historia…” gdzie można w całości wyłożyć swój pogląd na dzieje polityczne. Człowiek czytał i uczył się o wydarzeniach historycznych z podręcznika do historii, ale już po komentarz sięgał do Mackiewicza. Dzięki temu można uniknąć sytuacji w której wszystko się wie, ale nic nie rozumie. Mackiewicz doskonale tłumaczył co było przyczyną takiego wydarzenia politycznego i jakie będą jego skutki. Tak więc pozycja numer 2 do walki z analfabetyzmem politycznym to jakakolwiek książka Cata Mackiewicza. Po biografii umiemy już politykę oceniać, po Mackiewiczu nauczymy się ją rozumieć.
 
Dalej idźmy z Beckiem. To była miłość ogromna. Więc trzeba było sprawdzić co o nim sądzili jego koledzy z zagranicy. I jak nic napatoczyły mi się pamiętniki brytyjskiego ministra spraw zagranicznych w czasach Becka sir Anthonego Edena. Miła lektura. Z niej najlepiej wspominam rozdział poświęcony wizycie Edena w Warszawie w kwietniu/maju 1935 roku. Wiadomo, cóż ten Anglik, który pół świata widział, pochodził z ówczesnego najbardziej imperialnego narodu sądzi na temat naszego kraju. Była tam wspomniana rozmowa Edena z Piłsudskim i Beckiem. Eden zrelacjonował ją w swoich pamiętnikach tak, że Marszałek Piłsudski był już schorowany i nienajlepiej kontaktował z rzeczywistością, bo kiedy Eden zaczął rozmowę o polskiej polityce wobec Ukraińców po zabójstwie Pierackiego, to Piłsudski odpowiedział mu coś o Jamajce i o handlu dziewczynkami. W relacji Becka, sytuacją wyglądała tak, że rozmowa była prowadzona w języku francuskim, którym Eden nie najlepiej władał i stąd mogły wyniknąć pewne nieporozumienia, zaś Komendanta przede wszystkim wściekło to, że Eden zwraca uwagę na wewnętrzne problemy Polski, podczas gdy Polska nie wtrąca się do wewnętrznych spraw Wielkiej Brytanii, jakimi są rozruchy na Jamajce. Pamiętniki rzecz ważna, człowiek uczy się jak czasem politycy dążą do maksymalnego wyniesienia swojej osoby. Najlepiej to widać gdy czyta się pamiętniki, dwóch „przeciwstawnych” polityków. Uczą też, jak drobne sprawy – znajomość języków, stan gorączki mogą wpływać na jakość polityki. Czytajmy więc pamiętniki, będziemy wiedzieć jak wygląda polityka. Swoją drogą po długim czasie przyznałem w relacji Piłsudski – Eden rację Piłsudskiemu. Był chory, ale sprawność umysłową zachował do końca. W dojściu do tych wniosków: M. Lepecki „Byłem adiutantem Piłsudskiego”
 
Ludzie którzy chcą rozumieć politykę nie mogą być pozbawieni poczucia humoru. Najlepiej tego uczy lektura „Przygód Dobrego Wojaka Szwejka” Jarosława Haska. Pan Bartosz przyznał się, że tej pozycji nie zna, tak więc ma już ode mnie zadanie bojowe. Zwłaszcza że czyta się świetnie. Napiszę nawet, że to co jest najważniejsze dla zrozumienia polityki jest w tej książce w pierwszym rozdziale, kiedy to Szwejk przewiduje jak potoczy się I wojna światowa. Jego logiczne rozumowanie jest następujące (oczywiście w skrócie): Turcy zabili arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie, bo nie mogą darować najjaśniejszemu panu Franciszkowi Józefowi I to że dokonał aneksji Bośni w 1908 roku, w tym wypadku Austro-Węgry w przymierzu z Serbią, która z Turcją wojowała całkiem niedawno w 1912 roku, zaatakować Turcję. Do wojny włączy się po stronie austriackiej Rosja, która też jest śmiertelnym wrogiem Turcji. No oczywiście Szwejk dostrzegł też, że Turcy mają bardzo dobrą komitywę z Niemcami, wiec gdy koalicja Wiednia, Belgradu i Petersburga ruszy na Turków, to do wojny po stronie Porty wystąpią Niemcy, ale Szwejk na to miał radę w postaci przymierza z Francją, wszak ona ma na pieńku z Niemcami od 1870 roku. Jak to się czyta, te rady Szwejkowe w rozmowie z policyjnym detektywem – genialne. Przecież wszystko jest logicznie wywiedzione. Tak więc czytajcie Szwejka, a nabierzecie troszeczkę dystansu do wszelkich arcylogicznie wywiedzionych analiz sytuacji politycznej.
 
Pozycją o którą najmocniej zapytywałem pana Torvika jest Mario Puzo „Ojciec Chrzestny”. Trzeba to przeczytać. Oglądając film skupiamy się bardziej na stronie wizualnej i różnego typu efektach. Czytając zaś, myślimy, myślimy. Szukasz układu, zobacz jak Don Corleone nie boi się policji (bo ma swoich policjantów) sądów (bo kiedyś znalazł na sędziego jakiś hak), polityków (bo oni za każdą sumę potrafią powiedzieć wszystko). Jak mnie ktoś jeszcze raz zapyta gdzie jest w Polsce układ, a nie pochwali się znajomością Ojca Chrzestnego – będę zmuszony znów sięgnąć po epitet analfabety politycznego. Swoją drogą ciekawe, ale w GW nigdy nie widziałem pochlebnych recenzji książek Puzo, a oprócz „Ojca Chrzestnego” genialnie tłumaczy także zawiłości polityki „Rodzina Borgiów” – XVI wiek, a tu nic się nie zmieniło, natomiast William Wharton zawsze mógł liczyć na dwie albo trzy strony. Chociaż jak „Ptasiek” pomaga zrozumieć świat, do dzisiaj nie zrozumiałem. Czytając Puzo definiujemy sobie takie pojęcia jak: układ, zamoczenie, przysługa, hak, przeszłość, przyszłość. Ja sobie zawsze jedno pytanie po „Ojcu Chrzestnym” stawiam: czym mafia różni się od państwa i co jest lepsze?
 
Na moment jeszcze przytoczę fragment odpowiedzi pana Bartosza Wasilewskiego na mój komentarz, w którym bronił się przed moimi zarzutami, że jego pokolenie nic nie czyta:
 
Gdyby Pan jednak podsłuchał rozmów na ławce Kampusu Centralnego, to usłyszałby Pan, że nasze pokolenie zna Mickiewicza i Dostojewskiego. Czyta Szekspira i Goethego,Stiglitza i Friedmana, Ziżka i Fukuyamę... No, może ze Szwejkiem jest trochę gorzej :)
 
Tak. Czyta, ale czy rozumie? Skupię się tu może nad Dostojewskim, którego też wciągnę na listę autorów walczących z analfabetyzmem politycznym. Jego książkami można się zachwycać bo są ładnie napisane, mają ciekawą akcję, czytelnik nie może przewidzieć jaki będzie koniec, jest miłość, jest dylemat życiowy. Można się zachwycić tylko fabułą ksiązki, i obejść to co nas interesuje w Dostojewskim jako pisarzu politycznym. Aby zrozumieć Dostojewskiego jako pisarza politycznego, czytając „Zbrodnie i Karę” czy „Braci Karamazow” trzeba mieć przy boku dobrze napisaną Historię Rosji. Trzeba wejść w to czym dla Rosji były reformy Aleksandra III. Dostojewski bardzo często akcję swoich powieści umieszcza w sądzie, jest proces, dlatego koniecznym jest poznanie rosyjskiej reformy sądownictwa z 1864 roku. Mamy przeczytanego Dostojewskiego zaczynamy rozmieć co to jest sprawiedliwość, i zastanawiamy się czy jednostka czy zbiorowość. I tak trzeba czytać Dostojewskiego, a nie pod kątem tego czy Sonia pójdzie za Raskolnikowem na zesłanie czy nie pójdzie. Poza tym miło spojrzeć, że mieliśmy w osobie Dostojewskiego tak wielkiego przeciwnika Polaków i poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak mu przeszkadzaliśmy.
 
Oczywiście powyższy wykaz lektur jest jawnie subiektywny. Więc walcząc z analfabetyzmem politycznym można sięgać po inne pozycje.. ale właśnie. Wiedzieć po jakie. Bo Ziżka i Fukyama rzeczywistości niestety nie wyjaśnią. Aby podejść do tych panów trzeba mieć jakąś wiedzę. Podobnie jest z Friedmanem. Z faktu przeczytania tych książek nic nie wynika. To jest tak jakby zacząć uczyć jeździć samochodem od momentu gdy samochód pędzi już po szosie z prędkością ponad 100 km. Na początku trzeba nauczyć się ruszać, hamować, a dopiero później szaleć. Analfabeta polityczny jest właśnie takim kierowcą, który pędzi 100 na godzinę, wydaje mu się, że na całej polityce się zna tak samo jak na prowadzeniu samochodu.. ale zahamować czy ruszyć autem już nie potrafi.
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka