Grudeq Grudeq
57
BLOG

Komentarz do Brukselskiego szczytu

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 14

 

Nasze media przestały relacjonować szczyty Unii Europejskiej. Zajęły się tylko i wyłącznie ich nagłośnieniem propagandowym. W zdaniu w którym podmiotem jest: Premier Rządu Rzeczypospolitej Donald Tusk, a orzeczeniem: był na szczycie Unii Europejskiej, dopełnienie dodawane przez naszych dziennikarzy brzmi zawsze: który zakończył się sukcesem.  Tym razem sukces był podwójny. Bo oprócz tradycyjnego sukcesu naszego pana Premiera na szczycie Unii Europejskiej, doszedł jeszcze sukces na miniszczycie państw Europy Środkowo-Wschodniej zainicjowany przez stronę Polską. Zewsząd spływają do nas pochwały, co już powinno z naszego doświadczenia historycznego wzbudzać pewne podejrzenia. Polacy zawsze byli chwaleni, kiedy robili coś wbrew swojemu interesowi za ku chwale kogoś drugiego – jak wtedy, gdy ruszał Sobieski na odsiecz Wiednia, czy jak w 1939 roku pierwsi zgłosiliśmy się do odstrzelenia przez III Rzeszę, co by Anglicy mieli rok na przygotowanie się do wojny, a Francuzi rok na dumanie o sensie walki. Przyjrzyjmy się zatem co mądrego szczyt ustalił. (ach jak Pan Premier Tusk uwielbia to sformułowanie: mądre rozwiązania. No tak, ale czy jakikolwiek polityk powie, że jego rozwiązania są głupie?)
 
Informacja pierwsza, jest taka, że Unia Europejska nie zgodziła się na propozycję rządu Węgier, aby krajom Europy Środkowej w celu walki z kryzysem dać ponad 160 miliardów Euro. Premier Tusk za swój sukces uznał, że Europejski Bank Inwestycyjny zgodził się na pożyczkę 4 mld Euro dla Polski. Pytanie moje jednak jest takie, co skłoniło Gyurcsanyego do zaproponowania tak olbrzymiej sumy? Tutaj wyjdzie zaraz słabość mojego wykształcenia politologicznego, ale na egzaminie z Międzynarodowych Stosunków Politycznych miałem wałkowaną przede wszystkim Ameryką Południową, natomiast nic z obszaru Europy Środkowej, I tak Polski politolog wie doskonale co to jest wojna futbolowa, kiedy była nacjonalizacja United Fruits, natomiast nic nie wie o tym kto rządzi na Węgrzech, czy w Rumunii, jaką orientację reprezentuje FIDES. Więc o Węgrzech wiem tyle, że w 2006 roku były tam jakieś wielkie zamieszki, gdy dowiedziano się, że Gyurcsany okłamywał swoje społeczeństwo w temacie stanu gospodarki. Nic z tych zamieszek nie wynikło. A obecnie forint jest najsłabszą walutą europejską.
 
Mogę spekulować, że Gyurcsany musiał mocno zadłużyć swój kraj, by utrzymać się u władzy i teraz pierwszy krzyczy o pomoc. Jednakże nie wyklucza to, że źle przewidział potrzeby gospodarek środkowoeuropejskich i to Donald Tusk się myli, będąc zadowolonym z sumy nieporównanie mniejszej jaką są 4 mld Euro. Gyurcsany poprosił o olbrzymią pomoc, ale gdy tą sumę porówna się z planami ratunkowymi Prezydenta Obamy, przestaje być ona sumą dramatyczną. Brak nam, też porównania tego „Planu Gyurcsanego” z planami ratunkowymi stolic zachodniej Europy.
 
W tym momencie trzeba będzie się przyznać, że wyjścia z kryzysu szukać będę w metodach Keynsistowskich, a nie monetarnych. Do Keynesa przekonał mnie jeden przykład o tym jak ważny jest obrót pieniądza. Przykład arcy prosty. Dajemy komuś 100 $, ten ktoś idzie do fryzjera robi sobie tam fryzurę za 100$, fryzjer następnie za 100$ kupuje sobie nowe nożyczki, fabryka nożyczek składa zamówienie za 100$ do huty stali, a huta stali daje pracę za 100$, temu kto później pójdzie do fryzjera. Monetaryści będą przeciwnikami takiego rozwiązania, z tego powodu, że wprowadzanie nowego pieniądze powoduje inflację, czyli spadek jego wartości. Tylko, że monetaryści patrzą na sytuacją z punktu widzenia najbogatszych. A dla najbogatszych jest różnica kiedy mają 100 mln $, i stać ich na zakup 100 samochodów, a za półroku te same 100 mln $ można zamienić tylko na 70 samochodów. Dlatego najbogatsi będą się wystrzegać Keynesa bo jest on drogą do ich zubożenia. I teraz oczywiście będą używać wszelkich metod propagandowych, aby przekonać wszystkich do tego, że wyjściem z kryzysu jest monetaryzm. Tylko, że jeśli ktoś ma nic, to przy monetaryzmie nadal ma nic, a przy Keynsizmie chociaż też nadal ma nic, to jednak ma pracę i poczucie, że jego życie ma sens i do czegoś prowadzi. Nie można żadnego zjawiska społecznego czy ekonomicznego nie analizować z punktu widzenia psychiki człowieka.
 
Dlatego też, z całych sił będę popierać wtłaczanie pieniędzy w gospodarkę. I spór możemy toczyć tylko w temacie co jest mądrym wtłaczaniem pieniędzy, a co fatalnym. Bo te pieniądze trzeba tak wtłaczać, aby się nam zwróciły i były tym kołem zamachowym, który po kryzysie rozpędzi naszą gospodarkę. Jeżeli więc 4 miliardy złotych z EBI pójdą na autostrady – zgoda. Natomiast jeżeli pójdą na kolejne plany budowy sieci autostrad, łącznie z wizualizacjami i makietami przyszłych węzłów autostradowych – na to zgody nie może być.
 
Informacja druga. Widziałem wczoraj dziennikarkę, która z przejęciem mówiła o tym, że wszystkie kraje Europy Środkowej patrzą na postawę Polski. Pytała się dziennikarka czy Polska może być liderem naszego regionu, i pytała się w taki sposób jakby to była rzecz z kat. kosmicznych. Przypomnijmy może, że Polska ma więcej obywateli, niż wszystkie 9 krajów, które wchodziły razem z nami do Unii w 2004 roku. Więcej. Obywatel ma takie znaczenie, że jest podstawowym źródłem konsumpcji. Czyli gdy padnie gospodarka Łotwy to słowacki producent maszynek do golenia traci rynek rzędu 1 miliona, ale gdy padnie gospodarka Polski to słowacki producent traci rynek 19 mln. Dlatego też moda na brodatych facetów w Rydze Słowaka nie będzie interesować, ale czy faceci noszą brody w Warszawie i owszem. Tak więc nasza pozycja lidera jest rzeczą jak najbardziej naturalną. Bo możemy tym wszystkim krajom dać pracę.
 
Tylko teraz wyjdzie znów nasze nieprzygotowanie. Bo tak naprawdę czy my wiemy co o nas myślą ludzie w Bratysławie, Pradze czy Talinnie? Och tysiąckrotnie bardziej interesuje nas opinia Berlina, Paryża i Londynu. Błąd, bo teraz nie wiemy czy prasa Słowacka odczytuje Premiera Tuska jako bajkopisarza, co może powodować nieufność Słowaków do gospodarczego liczenia na Polskę, czy jednak traktuje Tuska i jego obietnice jako rzeczy realne i wmawia Słowakom, że kryzysu w Polsce nie ma.
 
Najważniejsze zaś pytanie jest takie czy Polska będzie w stanie postawić się interwencjonistycznym zapędom państw Europy zachodniej?
 
Tu na tej szachownicy rozróżniamy trzy strony. Państwa zachodniej Europy, które doskonale wiedzą, że tylko interwencjonizmem (Keynsizmem) wyjdą z kryzysu, i że tylko interwencjonizm utrzyma rządy w Berlinie, Madrycie czy Londynie. Bo póki co rządy w tych miastach nadal wybierają tylko obywatele tych krajów, a nie europejskie narady. Drugą stroną są państwa Europy Środkowej, które doskonale wiedzą, że jeżeli Państwa Zachodnie zastosują interwencjonizm, to ich gospodarki będą pozamiatane, gdyż ani Praga, ani Warszawa, ani Budapeszt nie ma takich środków jakie mogą dać stolice gospodarki. Nie ustaliłem jeszcze, czy rządy środkowoeuropejskie wiedzą, że innej drogi na wyjście z kryzysu nie ma. Tu dochodzimy do całej dwulicowości polityki: bowiem z punktu widzenia położonego w Al. Ujazdowskich musi być widoczne, że interwencjonizm nad Sekwaną czy Renem jest zły, natomiast ten sam interwencjonizm nad Wisłą i Wełtawą jest dobry. Tylko, żeby to zrozumieć i przekonać do tego innych to trzeba być politykiem a nie cudakiem. Wreszcie mamy stronę trzecią, czyli Komisję Europejską i całe to wesołe Brukselskie towarzystwo, które pewnie też wie, że interwencjonizm jest jedyną możliwością, ale z drugiej strony wie, że interwencjonizm to jest wyrok śmierci na instytucję europejskie i ich pracę. Bo teraz rządy w poszczególnych stolicach będą decydować co jest dobre dla ich gospodarek a nie urzędnicy w Brukseli.
 
Dlatego też, Barrosso póki co pochwalił Donalda Tuska i kraje naszej części Europy, ale ten sojusz nie będzie długotrwały, bo Tusk musi jednakże dążyć do interwencjonizmu i tak przekonać ludzi w Brukseli, że gdy będzie dawał pieniądze na ratowania Polskich stoczni to urzędnicy w Brukseli potraktują to jako działanie zgodne z prawem. Natomiast gdy Sarkozy będzie chciał przenieść montownie samochodów z Polski do Francji, to komisja europejska odnotuje to jako działanie niezgodne z wolnym rynkiem. Kwestią zaś, która interesuje nas przy zachowaniu członków Komisji Europejskiej to jest sprawa ich lojalności wobec swoich ojczyzn, i czy nie zostaną wymienieni przez bardziej narodowo, a mniej europejsko nastawionych polityków.
 
Tak więc potraktowałbym ten miniony szczyt jako przetarcie do bitwy, i deklaracji poszczególnych stron o co się będą bić. Każdy oczywiście bić się będzie o siebie i swoje interesy (no może za wyjątkiem dyżurnego Chrystusa Narodów, jakim zawsze jest Polska). Ale widać, że Europa Środkowa chce walczyć pod hasłami solidarności i integracji europejskiej, czym można omamić lewicowe środowiska europy, które zgodzą się na biedowanie, byle nie było żadnej wojny. Europa zachodnia, zaś widząc jak hasła interwencjonizmu zostały przyjęte, będzie omamiać nas, że też walczy o solidarność. Solidarność pojmowaną jako Polski hydraulik i francuski kierownik hydraulika.
 
Sarkozy co prawda wycofał się ze swoich zapędów, ale to jak na wojnie, wiele ruchów jest pozorowanych i maskowanych. I trzeba dokładnie patrzeć, czy Rząd Francuski nie przekazuje gdzieś potajemnie pieniędzy swoim przedsiębiorcom, chociażby jako wielkie rządowe zamówienie. I jeżeli takie coś Warszawa zauważy, to albo bić w bębny brukselskie, albo robić dokładnie to samo nad Wisłą. To właśnie jest polityka.
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka