Dzisiejszy strajk na kolei to tak naprawdę wierzchołek góry lodowej, którą jest polska kolej. Po 1989 roku zderzyła się ona z boomem ciężarówkowym, z zwiększającą się ilością samochodów, z busiarzami i z upadkiem wielu zakładów pracy. Wiadomo, że wiele połączeń wożących powietrze lub samych kolejarzy trzeba było się pozbyć, wiele torów należało zwinąć, bo weszły TIRy i mniejsze dostawczaki, albo nie było już po co jechać - bo zakład stał się ruiną.
Ale PKP nadal borykało się z problemami, więc postanowiono podzielić moloch na mniejsze spółki, przy okazji wywalić trochę ludu. Więc od 2001 r. mamy PKP, PKP PR, PKP IC, PKP PLK, Nieruchomości, Informatyka, Energetyka etc. Oszczędności może były, ale i tak zarobili ci, którzy zapewnili sobie posadkę w nikomu niepotrzebnych radach nadzorczych. Ale to wszystko jakoś hulało.
To 2008 r. i usamorządowienie - PKP PR zamieniają się w Przewozy Regionalne (nie ma PKP PR, dziennikarze!) i stają się własnością samorządów - staje się powodem całego kryzysu. PKP Intercity, która przejęła pośpiechy (TLK) też sobie nie poradziła. Wielu MK nienawidzi IC za kasowanie połączeń na liniach spalinowych - IC szybko pospuło wiele loków spalinowych, cięcia rozkładowe no i ten cały bajzel, który widzieliśmy w grudniu. PR zostało z osobówkami i długami. Problem jest w tym, że właściciele ZPR - czyli marszałkowie, zaczynają robić swoje koleje na bazie PR. Na Mazowszu to ładnie wygląda - nowy tabor, eleganckie barwy, zyski. Reszta natomiast musi korzystać z usług PR, bo nie mają tyle własnego taboru. Prawdopodobnie niedługo PR padną, a w każdym woj. będzie inna spółka kolejowa - Koleje Pomorskie, Śląskie, Opolskie, Kuj - Pomorskie, co pewnie wywoła konflikty - bo na teren 2 woj. to ja nie wjadę, bo obsługuje tylko swoje, mogą zniknąć też pociagi interRegio, niezwykle konkurencyjne dla TLK.
Jednak 24 godzinny strajk wielu ludziom się nie podoba. Ogólnie związkowcy to grupa, która cieszy się złą sławą, bo darmozjady, bo mają swoje etaty, chronią przywileje, czy blokują kraj. Szczególnie obrywa się związkowcom od ludzi popierających obecną władzę.
Powstaje więc pytanie - to po co były strajki 31 lat temu, w Stoczni Gdańskiej i w całym kraju? Po co "S" chciała niezależnych, smaorządnych związków zawodowych, skoro dla wielu lepiej, by ich nie było, z powodów wyżej wymienionych. Ciekawe, jakie zdanie na ten temat mają tacy ludzie jak Mazowiecki czy Michnik, którzy 31 lat temu podpowiadali "S" - bo teraz grupa ludzi hołubiąca tamtym bohaterom chciałaby pozbycia się związków zawodowych. Może to ze względu na Solidarność - do niedawna blisko związaną z PIS. Ale teraz rządzi p. Duda - który chyba pisowcom średnio się podoba - tu zaprasza Wałęsę, tu nie chce Kaczyńskiego, bo polityk. A związek "S" Śniadka z PIS był pewnie jakimś powodem, dla którego lemingi mają takie, a nie inne zdanie.
Ale - potężne związki zawodowe działają też w Niemczech, Francji, Włoszech i też nieraz skutecznie blokowały kraj. A u nas co - nie ma być strajków, demonstracji, akcji, bo to bije w rząd, a rząd PO rzecz święta i nietykalna, a każdy kto mu przeciwny ten idiota, pisowiec i oszołom?
Obrona praw pracowników to fundament Solidarności, tej, której tyle zawdzięczamy. Owszem, płatne etaty dla związkowców i ich pensje oraz wiele zagrań związków są do naprawy.
Ale nie może nie być związków. Wtedy cały Sierpień 80 nie ma sensu. Bo bez Sierpnia bym tu nie pisał, i ani Kaczyński, ani Tusk by nie istnieli.
