W niedziele o 20:30 w warszawskim "Lewandowski Boxing" odbędzie się debata dwóch kontrowersyjnych Januszów: Korwin-Mikke i Palikota. Pewnie wiele z moich Czytelników nawet nie wie, że te dwie postacie się spotkają na debacie. Za to debatą, która się jeszcze nie odbyła, i nie wiadomo czy w ogóle dojdzie do skutku - czyli pojedynkowi Tusk vs. Kaczyński, żyje każdy.
Cóż to oznacza? Oczywiście oznacza to banały: jak ciebie nie ma w mediach, nie istniejesz. Świadczy to też o upadku Palikota - kiedyś chwalonym narzędziem do plucia w PIS i Lecha Kaczyńskiego. Dziś, gdy Palikot nie jest już narzędziem PO, chlapnął co nie co o stylu i pracy Donalda Tuska, i zobaczył, że cała jego pozycja i miłość lemingów skończyła się wraz z oddaniem legitymacji poselskiej i zostawieniu PO, po prostu walczy o przetrwanie.
Korwin, ten nielubiany konserwatywny liberał, skupił wokół siebie młodzież, kusi legalizacją i gospodarczym liberalizmem, podsycając antykomunizm, gdzieś tam będąc w genach tych młodych ludzi, też walczy. Ale on walczy o wejście do Sejmu. Cóż, jego ludzie posiadają umiejętności mobilizacyjne i potrafią dyskutować też w innych kwestiach, niż obezwładnienie samolotu oraz innych kwestiach, podawanych przez dziennikarski mainstream.
Ale ci dwaj panowie - mimo sporych różnic - potrafią zasiąść do stołu. Inni dwaj panowie zasiąść do tego stołu nie chcą. Nie tutaj, nie teraz, nie o tym. I wielu twardych wyborców z PIS czy z PO obrzuca się tekstem: po co dyskutować z kłamcą?
Powiem, że ta debata dla mnie teraz jest niepotrzebna. Bo w sumie cała gra nie idzie o debatę, ale o dyskusję okołodebatową, która nakręca wrogie elektoraty. Wiem już, że Tusk to kłamca, i z nim się nie rozmawia, ale czy to jakieś obawy Kaczyńskiego są powodem niechęci. Mamy też straszny problem - gdzie. Najlepiej w TRWAM, bo TVN to Powska telewizja. Ale to ma być debata do jednej bramki, znęcanie się nad którymś przeciwnikiem czy co? To już lepszy pojedynek w stylu Kmicica i Wołodyjowskiego.
Pomysł z serią debat quasi-merotyrycznych to też chyba kapiszon. Minister Hall nie przyszła, to kto przyjdzie? Chociaż wielu już widzi oczami wyobraźni debatę Gilowska vs. Rostowski i Gilowską maskarującą Jana Vicenta a'la JKM. Ja też widzę taką debatę - ale pewnie tylko w kwestiach marketingowych, uważając rze p. Zyta pokaże słabośc Jana Vicenta i przysporzy popularności PIS (choć i tak wolę prof. Rybińskiego)
Więc pewnie jedyną debatą tej kampanii będzie JKM vs. Palikot. I pewnie zobaczy ją garstka wyborców. Może to i lepiej - będzie bardziej mertorycznie, a mniej pokazowo.