Wychodzę z przedszkola. Boli mnie każde włókienko mięśniowe, szczególnie mięśnie obręczy biodrowej podczas przebierania nogami. A całe ciało mam jak z waty. Wiem, potęguje to odczucie jeszcze proces trawienny jaki właśnie rozpoczął się w moim organizmie po obiedzie. 30 % energii człowiek zużywa na trawienie. Nic dziwnego, że już nie starcza dla moich uszkodzonych mięśni, pracujących na maxymalnie obniżonym woltażu (wyniki badania EMG).
Nie powinnam po obiedzie ruszać się. Powinnam położyć się i leżakować jak te przedszkolne maluchy. W ogóle nie powinnam pracować. Ale weź tu nie pracuj. Renta jaka mi przysługuje (najniższa) – to siedemset złotych z kawałkiem do ręki. 530 zł czynsz, 50 zł podatki: lokalowy i dzierżawa gruntu pod mieszkaniem, 80 zł prąd, 30 zł telefon, 40 zł TV z Internetem i po rencie. A co jeść, w co się ubrać, za co kupić coś do mieszkania – garnek, talerz, wersalkę, pralkę... etc? Z czego opłacić remont? Mój pokój nie jest remontowany już od 30 lat.
Krok… krok… jeszcze jeden, i jeszcze jeden… czas dłuży się w nieskończoność. Wydaje mi się, że zrobiłam już milion kroków, a droga do przystanku autobusowego przede mną – ciągle taka sama. Co jest kurcze? Czyżby czasoprzestrzeń była rozciągliwa i przede mną właśnie się rozciągała? Kiedy ja dojdę do tego przystanku?
Najgorzej bywa jesienią podczas dreszczów i silnych wiatrów. Muszę utrzymać parasol, który wyrywa mi wiatr. Łzy wtedy napływają do oczu z bólu… tańczę z tym parasolem dookoła i wracam do domu przemoczona do suchej nitki.
Boże! Dlaczego ja muszę tak strasznie cierpieć? Tak strasznie długo…! Przecież to dłużej, niż niektórzy żyją. Ja już nie wytrzymuję, ja nie daję rady, ja nie chcę żyć! Czy Ty tego Boże nie widzisz, nie czujesz?
Dlaczego mama mnie nie wyskrobała przed narodzeniem? Dlaczego ja muszę tego wszystkiego doświadczać? Dlaczego mnie nienawidzisz? Dlaczego 41 lat temu nie popchnąłeś mojej mamy do wykonania na mnie aborcji? Przecież podobno jesteś wszechmogący? Mogłeś nasłać jej natchnienie do powzięcia takiej decyzji ! Dlaczego tego nie zrobiłeś?
Wiem. Nie powinnam pracować. Gdyby kaleka dostawała rentę wysokości średniej krajowej pensji – moje życie może byłoby do zniesienia?
No ale przecież te kur…y i złodzieje, matoły pierd…ne tępaki, śmundaki, buraki, dorwą się do władzy, w stołki pierdzą, rządzić nie potrafią, i tylko rozkładają ten kraj na łopatki!
W samo ratunku, jak z automatu zaczynam się nakręcać. Potrzebuję adrenaliny. Adrenalina w układzie nerwowym pośredniczy w przenoszeniu bodźców z włókien nerwowych do tkanek, podnosi siłę skurczu mięśniowego. Nie da rady bez adrenaliny. Jak się nie wkurzę, to nie dojdę do domu.
A te pro-life’y! To są dopiero tumany, łachudry, ułomy… etc! Szaleją jak w psychozie, żeby na takie warunki w kraju, kaleki sprowadzać na świat! Jakim to kurde debilem trzeba być, żeby nie uświadamiać sobie ogromu tragedii tych kalek – osobistych, społecznych, ekonomicznych! Gdzie te stwory mają mózgi??? Czy nie wiedzą jakiego piekła doświadczają takie zwykłe kaleki jak ja, w każdej minucie życia? Tego cholernie długiego jak papier toaletowy życia?
I te rozanielone gębusie młodych księżusiów w telewizji. Rozmemła tą minę jak marmeladę na kanapce, oczy w jakiejś ekstazie i mieli ozorem do kamery, o cudzie życia…
Cudzie? Może dla takiego wypieszczonego, wychuchanego, wypielęgnowanego, zdrowego księżunia życie jego jest cudem. Ale on oprócz czubka własnego nosa – niczego nie widzi, niczego nie czuje. Gorzej ograniczony niż koń z klapkami na oczach. Albo jest zwykłym sadystą.
Kurrrrde… Coś ty Panie Boże za świat stworzył? Ile tych pokręconych na umyśle ziemia nosi? Ty jakiś partacz do sześcianu jesteś! Ty sobie jakieś eksperymenty prowadzisz na ludziach – kto ile wytrzyma. Sadysto pier….ny! Ty łachudro! Czekaj jak cię po śmierci dorrrrwę, to tak ci tyłek skopię, że końca Kosmosu będziesz szukał i nie znajdziesz! Ty podły kur...! Ty… ty… ty… - leci cały słownik języka alternatywnego… Na koniec wrzeszczę sobie w myślach: AAAAAAAA….!!!
Wrzeszczę ze złości! Z ogromnej złości! Złości, która nabija mi adrenalinę, kortyzol i inne katecholaminy. Złości, która odwraca uwagę od cholernego bólu! Złości, która wręcz znieczula mi na chwilę ból mięśni.
Boże… Dzięki! Dotarłam do domu… Jestem już na klatce schodowej. Jeszcze tylko na trzecie piętro… Na każdym piętrze przystaję i odpoczywam. Czasem siadam na schodach, by zaczerpnąć tchu.
Wchodzę do mieszkania.
Zasrane kocie kuwety… Smród na całą chałupę. Babcia nie dopełzła po ścianach do ubikacji i zlała się pod ubikacją. Rozdeptała dookoła. Dobra. Trudno. Muszę się położyć na tapczanie i zrelaksować mięśnie, bo czuję jakbym miała je poodrywane od kości. Aż kłują jakby kto siekał nożem. Ruchy mam niezborne. Wszystko wylatuje z rąk. Właśnie wyrżnęłam się o framugę… Nie przeskoczę samej siebie i nie sprzątnę teraz. Muszę godzinę poleżeć. Śmierdzi? Niech śmierdzi. Trudno. Od smrodu jeszcze nikt nie umarł.
Kładę się. W jednej chwili film mi się urywa. Śpię.
Cdn.
I będzie fajny. Bo zacznie się o łomotaniu durniów na Salonie, żeby znów napędzić sobie adrenaliny i sprzątnąć to co zastałam w domu po pracy. ;DDD
Inne tematy w dziale Rozmaitości