Jeśli weźmiemy pod uwagę ilość wniesionych spraw sądowych dotyczących nierównego traktowania, w Polsce mamy do czynienia z wyraźną dyskryminacją mężczyzn, szczególnie w pracy zawodowej.
Liczba spraw sądowych o odszkodowania z tytułu naruszenia zasad równego traktowania kobiet i mężczyzn, wnoszonych przez panów, wyraźnie przewyższa w ostatnich latach liczbę spraw wnoszonych z tego powodu przez panie. I tak, w 2011 r. mężczyźni wnieśli do sądów 546 takich spraw, zaś kobiety – 368. W 2012 r. panowie wnieśli 517 spraw, zaś panie – tylko 416.
Podstawowe zgłaszane przez panów przejawy nierównego traktowania w pracy to:
- zwolnienia z pracy z powodu chęci skorzystania z przywilejów rodzicielskich (jak urlop ojcowski) lub odmowa przyznania tych świadczeń,
- odmowa honorowania przez pracodawcę zwolnień lekarskich z powodu choroby dziecka,
- niższe od kobiet wynagrodzenie na analogicznych stanowiskach,
- brak możliwości rozpoczęcia pracy w sfeminizowanych zawodach i dyskryminujące mężczyzn ogłoszenia o pracy (typu: sekretarkę / opiekunkę do dziecka / pielęgniarkę zatrudnię...), zjawisko to doczekało się nawet swojej nazwy: szklana piwnica (w odróżnieniu od szklanego sufitu, zarezerwowanego dla kobiet),
- przywileje pracownicze przewidziane wyłącznie dla kobiet (jak np. możliwość umieszczenia dziecka w firmowym żłobku),
- większe wymagania pracodawcy wobec mężczyzn w zakresie osiąganych wyników, pracy po godzinach, wyjazdów służbowych itp.
Oprócz dyskryminacji czysto zawodowej, mężczyźni skarżą się też na inne przejawy nierównego traktowania, jak:
- przyznawanie zwykle matkom opieki nad dziećmi po rozwodzie rodziców,
- lekceważenie przez policję i sądy aktów przemocy w rodzinie lub molestowania, jeśli ofiarą jest mężczyzna,
- dyskryminujące mężczyzn reklamy i filmy ukazujące się w polskich mediach i w kinach.
Słysząc o powyższych zjawiskach wiele kobiet chciałoby w pierwszej chwili zakrzyknąć: - Nareszcie! Nareszcie mężczyźni mogą poczuć, jak to jest być gorzej traktowanym, poniżanym, nie dopuszczanym i odsuwanym od należnych przywilejów, i jak to jest, kiedy odmawiana jest im pomoc w trudnych sytuacjach.
Wielu mężczyzn zaś, widząc ilość spraw sądowych dotyczących dyskryminacji mężczyzn przewyższającą o co najmniej 25% ilość spraw dotyczących dyskryminacji kobiet, chętnie ogłosiłoby ostateczne i skuteczne wdrożenie zasady równości płci, a nawet pewne zachwianie tej równowagi na niekorzyść mężczyzn.
Kiedy jednak rozejrzymy się wokół: i w pracy, i w naszych domach, kiedy obejrzymy dowolny blok reklamowy, kiedy policzymy ilość kobiet w zarządzie firmy, w której pracujemy, kiedy przyjrzymy się, kto przed świętami myje okna w okolicznych domach, kto robi zakupy w pobliskim spożywczaku i wraca do domu z ciężkimi torbami lub ze specjalnie do tego przeznaczonym wózeczkiem, albo kiedy policzymy ilość panów na przeciętnym zebraniu w szkole, okaże się, że triumfalne obwieszczenie pełnego i ostatecznego wdrożenia równości płci jest więcej niż przedwczesne.

Dlaczego zatem to mężczyźni częściej czują się dyskryminowani, a przynajmniej znacząco częściej niż kobiety podnoszą sądownie problem dyskryminacji?
Może po prostu mężczyźni łatwiej niż kobiety dostrzegają przejawy dyskryminacji własnej osoby, uważają takie zachowanie za niewłaściwe, a także częściej niż kobiety postanawiają ten problem rozwiązać? A może mężczyznom bardziej zależy na zemście (w tym przypadku – sądowej) wobec osób dopuszczających się wobec nich dyskryminacji? Nie bez znaczenia jest też fakt, że wniesione z tytułu naruszenia zasad równego traktowania kobiet i mężczyzn sprawy sądowe dotyczą głównie odszkodowań. Może zatem mężczyźni po prostu bardziej przedsiębiorczo podchodzą do tematu dyskryminacji i aktywniej niż kobiety dostrzegają możliwość uzyskania konkretnych pieniędzy w ten sposób?
Bo oni w ogóle są tacy dzielni.... Tu przypomina mi się reklama jednego z banków, na którą można się obecnie natknąć w telewizji. Miła i śliczna pani z wdziękiem sprząta tam dziecięce zabawki. Podchodzi do niej uroczy i przeczuły małżonek, który informuje, że w ramach noworocznych porządków uregulował sprawy ich oszczędności, przenosząc je z jednego banku do drugiego. Zrobił tak, bo kocha swój dom i rodzinę, i chce jej zabezpieczyć przyszłość. Nie wyjaśnia, dlaczego w tej ważnej decyzji nie poprosił o zgodę małżonki, nie informuje też, czy konto założył tylko na samego siebie, czy na oboje małżonków, ani czy małżonka może mieć jakikolwiek dostęp do zgromadzonych rodzinnych oszczędności. Ze zrozumiałych względów nie rozwodzi się też nad tym, czy do nowego banku przeniósł całość rodzinnych oszczędności, czy tylko część, resztę przelewając na założone wcześniej w tym celu specjalne konto w Szwajcarii... A małżonka w odpowiedzi, uśmiechając się z wdzięcznością, bierze tylko do ręki jedną z zabawek dzieci, służącą do robienia baniek mydlanych, i dmuuuucha. Bańki wesoło fruwają.... (w reklamie nie jest już pokazane, jak następnie pękają jedna po drugiej...). ;)
Inne tematy w dziale Społeczeństwo