www.thesun.co.uk
www.thesun.co.uk
Paweł Kasprowski Paweł Kasprowski
672
BLOG

Kto korzysta na terroryzmie?

Paweł Kasprowski Paweł Kasprowski Terroryzm Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Przeczytałem ostatnio książkę Petera Frankopana „The Silk Roads: A New History of the World”. Autor omawia historię świata z perspektywy Bliskiego Wschodu (a szczególnie Persji). Można nie ze wszystkim się zgadzać, ale przy okazji można na wiele spraw spojrzeć z innej perspektywy.

No i właśnie za sprawą tej książki trochę świeższym okiem spojrzałem na dzisiejszy Bliski Wschód. Karmi się nas w mediach wizją dzikich Arabów, którzy nie potrafią stworzyć normalnego demokratycznego państwa i którym świat zachodni próbuje jak może pomóc. Biedni rządzący USA, UE czy Rosją najchętniej nie zajmowaliby się tymi „peryferiami” ale cóż, należy przecież „w imię solidarności” pomóc ich mieszkańcom w „zaprowadzeniu demokracji”.

To bardzo duże – nazwijmy to tak – uproszczenie.

Po pierwsze tak się składa, że ten rejon to nie są żadne peryferia, lecz najważniejszy obecnie region świata. Powód jest oczywiście jeden: ropa naftowa. Ropa naftowa absolutnie rządzi światem. Bez ropy nasza cywilizacja po prostu przestanie istnieć. Transport, tworzywa sztuczne, elektryczność i nawet produkcja żywności są w 100% uzależnione od ropy naftowej.

Tak więc kraje Zachodu, aby przetrwać, muszą mieć kontrolę nad ropą. A przy tym na Bliskim Wschodzie znajduje się ponad 50% światowych rezerw ropy – i są to rezerwy w miarę łatwo dostępne (w przeciwieństwie np. do rezerw kanadyjskich).

Jak więc zdobyć kontrolę nad tą ropą? Najprostsze rozwiązanie to zająć tereny roponośne i wydobywać ją samemu. To rozwiązanie działało mniej więcej do okresu międzywojennego. Później lokalne społeczności zaczęły się organizować i tworzyć własne państwa. Nie udało się tego procesu powstrzymać, udało się tylko spowodować, że te nowe państwa miały zupełnie sztuczne granice, nie mające się nijak ani do historii ani do podziałów narodowościowych (patrz Irak czy Syria).

Pozostało wobec tego inne rozwiązanie: „wkupić” się w łaski rządzących państwami bliskowschodnimi i zdobyć kontrakty na wydobycie na zasadzie „my wydobywamy i zajmujemy się wszystkim a Wam odpalamy część zysków”. To rozwiązanie działało dobrze mniej więcej do lat 60-tych XX wieku. Później lokalni przywódcy stali się mądrzejsi i stwierdzili: „to MY jesteśmy właścicielami ropy i to MY zatrudnimy Was do jej wydobycia - za część zysków”. Kraje Zachodu robiły wszystko, co było w ich mocy, żeby uniknąć utraty wpływów - wliczając w to zamachy stanu i mordowanie przywódców (np. w Iranie). Jednak to się nie udało. Powstały silne państwa arabskie, które co gorsza porozumiały się ze sobą, tworząc OPEC. Podstawowy minus takiego rozwiązania dla państw Zachodu to fakt, że kraje posiadające ropę mogły odtąd kiedy chciały zakręcić kurek (co zresztą stało się w latach 70-tych i 80-tych przy okazji wojen z Izraelem). 

Co można więc było w tej sprawie zrobić? Było tylko jedno rozwiązanie: zdestabilizować sytuację w regionie tak, żeby przywódcy państw bliskowschodnich nie czuli się zbyt pewnie – i potrzebowali pomocy z zagranicy.

Są dokumenty potwierdzające, że USA dały Saddamowi Husseinowi zielone światło w sprawie inwazji na Kuwejt. Jak się to skończyło wszyscy wiemy – była to świetna okazja, żeby przejąć kontrolę najpierw nad Kuwejtem a potem nad Irakiem.

Co dalej? Wszyscy wiedzą, że w imię demokracji USA i UE popierają rebeliantów syryjskich. Zarówno UE jak i USA aktywnie wsparły też rebelię w Libii. Efekt: dzisiaj rządy w Iraku, Syrii i Libii nie przeżyją miesiąca bez pomocy z zagranicy a rządy w Arabii Saudyjskiej czy Kuwejcie nie czują się zbyt pewnie i także współpracują blisko z USA.

W tym kontekście pojawia się ciekawe pytanie: jaki interes ma USA czy UE, żeby pozbyć się ISIS? Odpowiedź jest prosta: nie ma absolutnie żadnego! ISIS, w postaci, w jakiej jest aktualnie – małej, ale groźnej enklawy na granicy Syrii i Iraku jest im jak najbardziej na rękę. Podobnie jak na rękę jest im niestabilna sytuacja w Syrii i Iraku. Dopóki oczywiście nie są zagrożone dostawy ropy – dlatego np. trzeba było odbić Mosul. Typuję więc, że ofensywa przeciw ISIS niedługo straci impet.

I kolejne ciekawe pytanie: komu na rękę są zamachy w Europie? Przyjrzyjmy się, co one powodują: zaostrzenie nastrojów antymuzułmańskich, wzmocnienie partii prawicowych, wzmocnienie społecznego poparcia dla wysyłania wojsk na Bliski Wschód i – co może najważniejsze – wszystko, co teraz mówią i robią muzułmanie mieszkający na Zachodzie jest widziane przez pryzmat terroryzmu. Kolejny skutek zamachów to wewnętrznie skłócenie środowisk muzułmańskich – część jest przeciwna zamachom i chce spokojnie żyć, a część cieszy się, że dzięki zamachom muzułmanie „powstają z kolan” i Zachód zaczyna się ich bać.

Podsumowując: nie twierdzę, że USA czy UE sponsorują ISIS albo, że neonaziści wysyłają zamachowców samobójców. Twierdzę tylko, że to oni są największymi beneficjentami aktualnej sytuacji.

A to daje do myślenia.

Jestem informatykiem ale ponieważ interesuję się historią - staram się pisać o historii. Pasjonuję się znajdowaniem analogii pomiędzy historią a dniem dzisiejszym. Interesują mnie też różne interpretacje tych samych zdarzeń.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka