Dall-E
Dall-E
Paweł Kasprowski 2 Paweł Kasprowski 2
90
BLOG

Czy Chiny to element "osi zła"?

Paweł Kasprowski 2 Paweł Kasprowski 2 Polityka Obserwuj notkę 4
W Europie uważa się zwykle Chiny za niechcianego partnera, którego nie możemy się pozbyć, ale jakby się to udało to byłoby to tylko z korzyścią dla nas. Czy na pewno jest to sensowne podejście?

„Oś zła” to termin, który w 2002 roku wprowadził George W. Bush, żeby stygmatyzować „złe” państwa, które według niego prowadzą agresywną politykę i „wspierają terroryzm”. Oczywiście lista państw należących do „osi zła” w optyce amerykańskiej zmieniała się od tego czasu wielokrotnie. Na przykład wypadł z niej Irak po tym jak Amerykanie go zajęli i pogrążyli w chaosie. Różne państwa się na tej liście pojawiały i znikały. Najlepszy przykład to Kuba, która z nikim nie walczy i nikogo nie wspiera a jej przynależność do „osi zła” zależy od widzimisię aktualnie panującego prezydenta.

Ja jednak dzisiaj chciałbym przeanalizować „oś zła” nie z punktu widzenia USA ale Europy, a w szczególności z perspektywy polskiej. Zacznijmy od pytania podstawowego: czy „oś zła” z perspektywy USA musi być tożsama z osią zła Europy czy Polski? Przyjęło się tak sądzić, bo przecież dzielimy wspólną „kulturę zachodnią”, „tradycje demokratyczne” i „tożsamość”. Jednak – moim zdaniem – nie zawsze powinniśmy ślepo podążać za tym, co nam dyktują politycy amerykańscy. W ostatnim czasie do „osi zła” z oczywistych przyczyn zaliczane są Rosja, Białoruś i Iran. Ale czy do „osi zła” należy zaliczyć Chiny? Tak sugeruje wielu komentatorów (szczególnie amerykańskich i koreańskich!) [1].

Na Chiny tradycyjnie patrzymy jako na wielkie zagrożenie. Tak rzeczywiście było w czasach Mao. Wtedy Chiny prowadziły mniej lub bardziej otwarte wojny z prawie wszystkimi sąsiadami (Indie, Tybet, Rosja, Wietnam, Korea, Tajwan) a sam Mao nie ukrywał, że chętnie rozpocząłby wojnę nuklearną. Na szczęście nie udało mu się to. Od czasów Deng Xiaopinga Chiny prowadzą zupełnie inną politykę. Chińczycy zaprzestali agresywnej polityki i postawili na gospodarkę. I trzeba im przyznać, że startując z bardzo niskiego poziomu osiągnęli ogromne sukcesy.

Oczywiście, ktoś czytający ten tekst zada natychmiast pytanie: a co z demokracją? No cóż, demokracja to wspaniałe osiągnięcie „kultury zachodniej”. Jak jednak wiemy, nie zawsze się sprawdza – szczególnie w sytuacjach kryzysowych, gdy trzeba podjąć decyzję szybko i nierzadko wbrew temu, co oczekiwałoby społeczeństwo (a więc wyborcy). Patrz: podwyższenie wieku emerytalnego, do którego nigdy nie dojdzie i przez co moja (i Wasza) emerytura nie pozwoli na godziwą egzystencję.

Model chiński jest inny: przy władzy pozostają ludzie wyznaczeni nie przez ludność ale przez Partię. Jednak w teorii idea jest taka, że swoje decyzje podejmują po konsultacji z ludźmi. Ale zawsze na koniec to do nich należy głos ostateczny i – co ważne - nie zależy od ich decyzji wynik kolejnych wyborów. Liczą się wyniki i to na tej podstawie są oni oceniani przez „wierchuszkę”. Oczywiście ten model jest bardzo dziurawy i pojawia się wiele nadużyć. Ale czy nadużycia nie pojawiają się także w demokracji? Nie chcę tu wchodzić w porównania, napiszę tylko, że oba modele mają swoje wady i zalety (choć osobiście jednak wolę demokrację).

Druga wątpliwość, która może się pojawić to ta „nieagresywność” polityki chińskiej. A co z Tajwanem, ktoś zapyta? A ekspansja na Morzu Południowochińskim? No cóż, jeśli porównamy to z inwazją na Afganistan i Irak, wspomaganiem najpierw Państwa Islamskiego, potem Kurdów w Syrii, bombardowaniem Libii i Serbii i wieloma innymi akcjami armii amerykańskiej to chińskie pohukiwania w okolicach Tajwanu wydają się zupełnie nieistotne. Nie powinno być chyba wątpliwości, który kraj jest bardziej agresywny na arenie międzynarodowej.

Tak więc pojawia się pytanie: czy Europa (jako trzecia gospodarka świata) powinna rzeczywiście iść ręka w rękę z USA czy może jednak powinna zacząć prowadzić swoją własną politykę i na przykład przestać traktować Chiny jako „zło konieczne”. Chiny mają bogatą kulturę, bardzo silną gospodarkę i nie próbują wpływać na naszą politykę. Chcą tylko (póki co) robić z nami dobre dla obu stron interesy. Może warto się zastanowić czy to nie opłaca nam się bardziej niż „sojusz” z USA, w którym coraz częściej stajemy się „klientem” proszącym o względy. Europa wspólnie z Chinami stanowiłaby siłę, której USA nie mogłoby lekceważyć.

[1] https://www.money.pl/gospodarka/nowa-os-zla-ekspert-za-porozumieniem-rosji-z-korea-stoi-pekin-7085898770061920a.html


historiakolemsietoczy2 - mój blog

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka