Juho Paasikivi pojawił się ponownie na Kremlu na czele fińskiej delegacji 23 października 1939 roku. Przygotowując się do drugiej tury rozmów Finowie zakładali, że Stalin postawił absurdalnie wysokie żądania, by w trakcie negocjacji pójść na kompromis i podpisać fińsko-sowieckie porozumienie. Rząd w Helsinkach był gotowy na oddanie Sowietom niektórych fińskich wysp i przesunięcie granicy o kilkanaście kilometrów na Przesmyku Karelskim, ale nie było mowy o pozwoleniu na budowę sowieckiej bazy wojskowej na fińskim terytorium. Według Stalina minimum na co mógł zgodzić się rząd sowiecki to Przylądek Hanko, Półwysep Rybacki i Przesmyk Karelski. Kiedy Finowie przygotowywali się już do podróży powrotnej, zostali ponownie wezwani na Kreml, gdzie Mołotow odczytał memorandum, w krórym Sowieci zgadzali się na zmniejszenie swojego garnizonu na Przylądku Hanko z 5 tys. na 4 tys. żołnierzy oraz na jego “dzierżawę” tylko na okres trwającej wojny. Stalin jako przykład podał Gibraltar, który jako zamorskie terytorium brytyjskie znajduje się na terenie Hiszpanii. Tak więc precedens w stosunkach międzynarodowych już istniał. Fińska delegacja opuściła Moskwę 24 października, kiedy mobilizacja fińskiej armii została zakończona. Dwa dni później Beria złożył raport Stalinowi o nastrojach panujacych w kręgach rządowych w Helsinkach, gdzie jeden z członków delegacji miał mówić o potrzebie rozszerzenia mobilizacji o kolejne roczniki.
Masy powinny być prowadzone do rewolucji stopniowo, dlatego też – według Stalina – Armia Czerwona nie powinna ingerować w wewnętrzne sprawy okupowanych krajów. Dyktator miał na myśli Litwę, Łotwę i Estonię, a nie Polskę. Należało wstrzymać się z sowietyzacją, co prawdopodobnie znaczyło tyle, że tamtejsze rządy nie zostały jeszcze w pełni zinfiltrowane przez NKWD. Naciski wywierane na Finlandię oznaczały, że sowietyzacja nordyckiego kraju nie była brana pod uwagę. Fińscy negocjatorzy wsiedli do pociągu jadącego do Moskwy 31 października. Stalin postanowił wywrzeć na nich presję, podając do publicznej wiadomości swoje “minimalne” żądania, a zrobił to za pośrednictwem Radia Moskwa. Oznaczało to, że nie zamierza ustąpić. Było już po północy 1 listopada, kiedy fiński premier Aimo Cajander podjął decyzję o wezwaniu delegacji z powrotem do Helsinek. Na pośpiesznie zwołanym posiedzeniu rządu doszło do wymiany argumentów o możliwym odczytaniu tego gestu przez Sowietów jako decyzji o zerwaniu negocjacji. Na ostatniej stacji w przygranicznym Terijoku delegacja telefonicznie poinformowała rząd, że zamierza kontynuować podróż, aby podjąć ostatnią próbę zażegnania kryzysu. Gdy 2 listopada Finowie dotarli do Moskwy zostali zaproszeni na posiedzenie Rady Najwyższej ZSRS, w którym łącznie udział wzięło 2 tys. ludzi. Tego dnia północno-wschodnia część Polski została przyłączona do Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Nazajutrz na Kremlu na Paasikiviego i resztę członków delegacji czekał Wiaczesław Mołotow. Stalin tym razem się nie pojawił. Podczas tego spotkania nie osiągnięto niczego, co skłoniło Mołotowa to złowrogiego komentarza, że cywilne środki rozwiązania konfliktu zostały wyczerpane.
Poważnym błędem rządu polskiego był brak wypowiedzenia wojny Związkowi Sowieckiemu po 17 września 1939 roku. Błąd ten próbowano naprawić w październiku, kiedy nowy premierem został gen. Władysław Sikorski, jednak ostatecznie minister spraw zagranicznych August Zaleski ogłosił później członkom Rady Narodowej, że zrezygnowano z takiego kroku, ponieważ mógłby on narazić rząd na śmieszność. Prawdziwym powodem było prawdopodobnie nastawienie rządu Wielkiej Brytanii, próbującego osłabić sojusz Trzeciej Rzeszy i Związku Sowieckiego. Winston Churchill, będący w rządzie Chamberlaina pierwszym lordem admiralicji, w przemówieniu wygłoszonym 1 października stwierdził, że Sowieci poprzez wkroczenie do Polski kierowali się potrzebą zapewnienia „bezpieczeństwa Rosji w związku z niemieckim zagrożeniem”. Na łamach „The Sunday Express” były premier David Lloyd George entuzjastycznie podszedł do „wyzwoleńczego pochodu Armii Czerwonej”. Taki punkt widzenia przyjęła także część brytyjskiej opinii publicznej, a zwłaszcza wyborcy Partii Pracy.
Uległość wobec aliantów zachodnich była spowodowana prostym faktem zależności finansowej od Londynu i Paryża, nie tylko w zakresie działalności rządu, ale także w wydatkach na tworzenie wojska. Internowany w Rumunii były minister spraw zagranicznych Józef Beck komentował to słowami: „Nowy rząd polski powinien wiedzieć i pamiętać, że korytarze Quai d'Orsay czy Foreign Office nie mogą być terenem jego działania”. Beck zapomniał chyba jak sam był przestrzegany przez ambasadora we Francji Juliusza Łukasiewicza w depeszy z 29 marca 1939 roku, po tym gdy minister spraw zagranicznych zdecydował się na podróż do Londynu, by tam przyjąć brytyjskie gwarancje:
Komentarze