Beverley Beverley
601
BLOG

Ameryka - wojna politycznych plemion

Beverley Beverley USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Jutro wybory do izby reprezentantów i senatu (35 ze 100 miejsc) oraz na gubernatorów w 36 stanach Ameryki północnej. Wygrać mają podobno demokraci, ale dwa lata temu też miała wygrać kandydatka Partii Demokratycznej, a jak to się skończyło to wszyscy wiemy. Jeden z analityków CNN John King zwrócił uwagę, że w większości county (po polsku to chyba “powiat”) w ostatnich wyborach kandydaci mieli bezpieczną przewagę na rywalem. Demokraci potrzebują 23 dodatkowych miejsc, żeby osiągnąć większość w izbie reprezentantów. Republikanie reprezentują 25 okręgów wyborczych w których wybory wygrała Hillary Clinton. Czyli te okręgi są “zagrożone” przez opozycję i w nich może rozegrać się decydująca walka. King zwraca jeszcze uwagę na okręgi w których startują kobiety. Takich okręgów jest 208, a podział z ostatnich wyborów wygląda tak: 61 demokratek i 23 republikanki. Czyli po tych wyborach prawdpodobnie zwiększy się reprezentacja kobiet w izbie reprezentantów i według CNN to także będzie miało wpływ na wynik. Co do senatu to CNN twierdzi, że pozostanie on w rękach republikanów.

Były kandydat na kandydata w ostatnich wyborach prezydenckich republikanin Ted Cruz zmierzy się w Teksasie z Beto O'Rourke o fotel senatora z tego stanu. O'Rourke robi co może – odwiedził wszystkie 254 powiaty swoją Toyotą Tundrą. Prezentuje się jako człowiek z ludu, który nie ma sztabu wyborczego, pranie robi osobiście w publicznych pralniach, sam prowadzi samochód i jest tak zajęty kampanią, że małżonka z nim podróżująca musi go karmić, gdy ten siedzi za kierownicą. Pojeździ na deskorolce na parkingu, pośpiewa i pogra na gitarze – taki brat łata. Pomysł wydaje się dobry, ale trzeba pamietać, że demokraci nie wygrali w Teksasie od 25 lat i nawet sondaże “mejnstrimowych” mediów nie wskazują na to, aby tym razem miało się to zmienić.

Ciekawe wybory zapowiadają się w stanie Georgia. O fotel gubernatora walczą republikanin Brian Kemp i demokratka Stacey Abrams - różnica w sondażach wynosi jeden procent. Podczas debaty telewizyjnej Stacey Abrams już na początku musiała tłumaczyć się z jednego z grzechów młodości, gdy jako studentka brała udział w proteście, podczas którego spalono flagę stanu Georgia. Pani Abrams tłumaczyła, że protestowała przeciwko emblematom konfederacji znajdującym się wtedy na fladze (ten symbol zniknął z oficjalnej flagi w 2001 roku). Takie zachowanie jej wyborcom pewnie nie przeszkadza, pytanie jak zareagują tak zwani niezdecydowani. Z drugiej strony Brian Kemp może się obawiać, że część jego potencjalnego elektoratu zagłosuje na Teda Metza – kandydata libertarian. No i nie zapominajmy o poparciu celebrytów. Do głosowania na panią Abrams zachęcała sama Oprah Winfrey. Co prawda wiceprezydent Mike Pence twierdzi, że poparcia Hollywood dla któregoś z kandydatów na mieszkańców Georgii nie działa, ale może to być typowe “wishfull thinking”.

Oczywiście nad całą kampanią unosi się duch Donalda Trumpa i głosowanie może się stać referendum z pytaniem: lubisz prezydenta czy nie? Jeśli weźmiemy pod uwagę gospodarkę odpowiedź wydaje się oczywista. Za prezydentury Trumpa wzrost gospodarczy wynosi średnio 2.9%. Zatrudnienie znalazło 3.6 mln bezrobotnych i bezrobocie jest obecnie na poziomie 3.9%. Zatrudnienie wśród kobiet, Latynosów i czarnych jest na najwyższym poziomie od kilkudziesięciu lat. Optymizm wśród przedsiębiorców osiągnął niespotykany wcześniej poziom. Cięcia podatkowe przeprowadzone przez Trumpa pozostawiły w portfelach Amerykanów 1.5 bln dolarów i wydaje się, że to jeszcze nie koniec, po tym gdy prezydent podczas wiecu w Nevadzie ogłosił, że jego administracja pracuje nad kolejną reformą systemu podatkowego. Co prawda deficyt budżetu państwa wyniósł w 2018 roku 779 mld dolarów, ale według prezydenta to wina demokratów, którzy nie pozwalają na zwiększenie wydatków na armię bez dodatkowych pieniędzy na socjal. Wszystko więc wskazuje na to, że wybory do kongresu wygrają republikanie. W normalnych warunkach tak by pewnie było.

W Stanach Zjednoczonych wojna kulturowa zaostrza się. Zwycięstwo Trumpa spowodowało radykalizację lewej strony sceny politycznej. Media głównego nurtu przestały już udawać, że są bezstronny i zaangażowały się otwarcie po stronie demokratów. Oczywiście nie chodzi o obronę demokratów tylko “demokracji” - znamy to z naszego podwórka. W CNN nie jest niczym nadzwyczajnym, że jakiś zaproszony do studia komentator stwierdzi, że “Trump zradykalizował więcej ludzi niż ISIS”. I nie chodzi tutaj o ludzi pojawiających się nie wiadomo skąd, żeby kontrowersyjnymi wypowiedziami podbić ogladalność. Jeden z dziennikarzy CNN czarnoskóry Don Lemon powiedział: “musimy zdać sobie sprawę, że największym zagrożeniem terrorystycznym w tym kraju są biali mężczyźni, zradykalizowani przez prawicę i musimy zacząć coś z tym robić. Nie ma dla nich zakazu podróżowania jak dla muzułmanów – czy coś zamierzamy z tym zrobić?” Absurd doszedł już do takiego stopnia, że firma Ben & Jerry's produkująca lody wypuściła na rynek swój produkt o nowym smaku, który nazywa się “resist” (stawiać opór). Na pudełku możemy zobaczyć rysunek przedstawiający kobiety o ciemnym kolorze skóry.

Sprawa sędziego Kavanaugh była już omawiana, ale chcę ją przypomnieć, bo pokazuje do jakiego poziomu zeszła walka polityczna w Stanach Zjednoczonych. Prezydent zgłosił swojego kandydata do sądy najwyższego. Jego wybór padł na 53-letniego absolwenta Yale Bretta Kavanaugh. Zgodnie z procedurą rozpoczęło się przesłuchanie w komisji senatu. Od początku jego nominacja budziła sprzeciw demokratów, ponieważ jak powiedziała senator Kamala Harris: “sędzia Brett Kavanaugh reprezentuje bezpośrednie zagrożenie dla zasad równości i będę się sprzeciwiała jego nominacji do sądu najwyższego”. Chodziło oczywiście o to, że sędzia jest konserwatystą i z takimi pogladami nie powinien zasiadać w sądzie najwyższym (nominacja jest dożywotnia). Już pierwsze przesłuchanie, które odbyło się 4 września zaczęło się od próby zakłocenia jego przebiegu najpierw przez senatorów z Partii Demokratycznej, którzy twierdzili, że nie mieli wystarczająco dużo czasu na zapoznanie się z wszystkimi dokumentami, a później przez protestujących, którzy znajdowali się na sali obrad. Później próbowano złapać sędziego na kłamstwie, pytając czy rozmawiał na temat danej sprawy z kimś z kancelarii adwokackiej w której pracuje adwokat Trumpa. Czy szanuje Donalda Trumpa? Czy popiera akcje afirmatywną wobec czarnych? I tak dalej... Takie próby zdyskredytowania sędziego Kavanaugh nie przyniosły rezulatu i jego nominacja wydawała się przesądzona. Do czasu gdy dwie kobiety oskarżyły sędziego o próbę gwałtu, co miało wydarzyć się w latach 80-tych. Jedna z domniemanych ofiar Christine Blasey Ford stanęła nawet przed tą samą komisją i opowiedziała w jaki sposób została zaatakowana przez Bretta Kavanaugh. Słowo przeciwko słowu nie poparte żadnymi dowodami. Wystarczyło to jednak do nagonki na sędziego i próby zmuszenia go do rezygnacji z ubiegania się o stanowisko w sądzie najwyższym. Czyli doszło do sytuacji, kiedy oskarżony musiał udowodnić swoją niewinność. Demokraci nie brali pod uwagę, że pojawiły się zastrzeżenia wobec prawdomówności pani Ford – jej były partner zeznał pod przysięgą, że pomagała ona swojej przyjaciółce przygotować się do testu na wykrywaczu kłamstw. Pani Ford przed komisją senatu zeznała, że nigdy nie udzielała ani nie otrzymywała wskazówek jak taki test zdać (sama test na poligrafie zdała). Ten mężczyzna zeznał również, że nigdy nie usłyszał od niej by była molestowana, czy że próbowano ją zgwałcić. Okazało się też, że pani Ford wcale nie boi się latać samolotem, co na początku było jej wymówką, żeby nie stawić się przed senacką komisją. Brett Kavanaugh został ostatecznie zaprzysiężony na sędziego sądu najwyższego, ale gdyby wiedział przez co musiałby przejść, żeby dostąpić tego zaszczytu, pewnie nie zgodziłby się na przyjęcie prezydenckiej nominacji.

Rzecznik prasowa Białego Domu Sarah Sanders w czerwcu tego roku została wyproszona wraz z rodziną z resturacji “Red Hen” w Lexington (Virginia) przez jej właścicielkę. Powód? Pani Sanders pracuje dla prezydenta Trumpa. Zasiadająca w izbie reprezentantów demokratka Maxine Waters w tym samym czasie nawoływała do nękania ludzi z administracji Trumpa: “jeśli widzicie kogoś z tej administracji na stacji benzynowej, w restauracji, w galerii handlowej, zbierzcie się razem i powiedzcie im, że nie są tutaj mile widziani.” W takich warunkach nie ma możliwości prowadzenia normalnej debaty i obserwujemy podział na dwa zwalczające się plemiona.

Zarówno Donald Trump jak i Mike Pence aktywnie zaangażowali się w kampanię wyborczą występując na wiecach wyborczych w Montanie, Wisconsin, Alabamie, Ohio, Arizonie, Nevadzie, Michigan. Stawka jest wysoka, ponieważ od wyniku wyborów zależy do jakich rozmiarów urośnie konflikt polityczny w najpotężniejszym państwie świata. Zwycięstwo demokratów oznacza prawdopodobnie wzrost napięcia, ponieważ przy takim podejściu do urzędującego prezydenta nie walczy się już z przeciwnikiem politycznym tylko z wrogiem.

Beverley
O mnie Beverley

były korwinista, obecnie trochę socjaldemokrata

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka