Przez „myślenie magiczne” należy, według mnie, rozumieć błędny sposób pojmowania i rozwiązywania rzeczywistych problemów występujących podczas kształtowania się Trzeciej Rzeczypospolitej i przedstawiania go Polakom jako jedynie słuszny sposób działania mający doprowadzić do dobra powszechnego.
Ludzkość, kierując się naukowym światopoglądem, sama może osiągnąć równowagę między dobrem własnym jednostek, a dobrem ogółu. Zastosujmy w życiu zasady konstruktywnego działania ludzkiego. Jeżeli nie zadbamy o powszechną edukację, to będziemy skazani na zły los zgotowany nam przez ortodoksyjnych wyznawców różnych ideologii, gdyż w ich interesie nie leży przekazywanie nam rzetelnej wiedzy. Nauczmy się uważnie obserwować rzeczywistość i wyciągać z tego logiczne wnioski. Jeżeli w jakiejś doktrynie jest niespójność, lub fałsz, to odrzućmy ją w całości. Tylko wiedza naukowa potwierdzona w praktyce, oraz współżycie ludzi oparte na wzniosłych zasadach moralnych, zapewnią wszystkim trwały dobrobyt. Nie pozwólmy się wprowadzać w błąd ludziom niegodnym.
Józef Piłsudski zadbał o przygotowanie kadr składających się z wszechstronnie wykształconych Polaków. Wiedział, że są oni zawsze potrzebni ojczyźnie, by mogła się prawidłowo rozwijać. Zadbał również o to, by inteligencję twórczo wykorzystać do rozwoju gospodarczego Polski międzywojennej. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Kryzys lat dwudziestych został przełamany, kraj zaczął się szybko rozwijać zarówno pod względem gospodarczym jak i naukowym. Nie marnowano talentów, a na uczelniach wspomagano naukowców, którzy umieli twórczo pracować. Kadra naukowa reprezentowała najwyższy poziom moralny i merytoryczny, i dlatego mogła te wartości przekazywać młodzieży. Nie można przecież dać tego, czego się nie posiada. Polska miała pod dostatkiem światłych patriotów. Dzięki nim nadal istniejemy. Przed wojną cały naród dbał o dobro ojczyzny i był w stanie dla Polski dużo poświęcić.
Wyjątek stanowili komuniści, wśród których znajdowali się zdrajcy kolaborujący z Rosją Sowiecką przeciwko wolnej ojczyźnie. Kierowali się oni wypaczonym sposobem postrzegania, rozumienia i tłumaczenia obiektywnie istniejącej rzeczywistości. Ta ideologia przyjęła się i zaczęła najefektywniej rozwijać w Rosji carskiej. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Imperium carskie wkrótce upadło. Rosja jest specyficznym krajem: i okrutnym, i ekspansywnym. Żadna zmiana formy rządów w Rosji nie spowodowała zmiany kierunku w jej polityce zagranicznej i nie wpłynęła na poszanowanie godności ludzi.
Całkiem możliwe, że większość polskich komunistów identyfikowała się z tą mentalnością do tego stopnia, że byli gotowi do zdrady niepodległej Ojczyzny i mordowania Polaków. Czy działanie przeciwko dobru, zdrowiu i życiu ludzi zaspakajało ich nieludzkie żądze?
Dzisiaj już wiemy, że socjalizm spowodował niewyobrażalne szkody we wszystkich narodach, w których się panoszył. W Polsce powojennej, część zagorzałych komunistów, przy czynnej pomocy wyszkolonych do tego celu Sowietów, wymordowała w okrutny sposób ostatek inteligencji polskiej, który z takim trudem wydźwignął i scalił ojczyznę po Pierwszej Wojnie Światowej. Zamiast wszechstronnego rozwoju, wprowadzono terror i propagandę komunistyczną. Promowana była głupota, bierność i posłuszeństwo złym, zdradzieckim władzom. Rozdmuchana do monstrualnych rozmiarów demagogia sowiecka wypaczała myślenie ludzi. Konsekwentnie dążono do osłabienia więzi narodowych i wprowadzenia bolszewickiego sposobu pojmowania świata. Tych, którzy nie dawali się ogłupić, najczęściej mordowano. Skłócano robotników z nieco bogatszymi, bardziej zaradnymi rolnikami, nazywając ich „kułakami”, a inteligencję z resztą narodu. Dlaczego? Ponieważ światłe jednostki były zagrożeniem dla demagogii komunistycznej. Prócz tego skłócone społeczeństwo mniej zwraca uwagę na rzeczy istotne i daje sobą manipulować.
Duża część społeczeństwa skupiła się na dobru rodziny, lecz rozumianym w opatrzny sposób. Zapomniano o ojczyźnie, wolności słowa, sumienia i wyznania. Prawidłowo rozumiany patriotyzm i uczciwość był tępiony. Dlaczego uczciwość? Gdyż korupcja i grabież ogarnęła cały zniewolony kraj od samych podstaw. Dlatego chciano doprowadzić do społecznego przyzwolenia na wszelka nieuczciwość. Większość przejawiała postawy roszczeniowe, nie dając nic w zamian. Udało się Sowietom i tym przedstawicielom rządów Polski powojennej, którzy kolaborowali z wrogą Polsce Rosją Sowiecką, spowodować niepowetowane straty w świadomości wielu pokoleń Polaków, a Polskę zepchnąć na margines. Rządowi spece od propagandy komunistycznej dobrze wiedzieli o tym, że bez ideowych więzi naród polski wkrótce przestanie istnieć i dlatego tak czynili.
Na szczęście wśród przeważającej większości polskich rodzin sprzeciwiano się naporowi tej wrogiej propagandy, przy czynnej pomocy Kościoła Katolickiego. Przepłaciło to życiem wielu duchownych, zamordowanych w okrutny sposób przez siepaczy rządowych. A więc komunizm, to wyjątkowo destrukcyjny sposób myślenia i działania. Zrujnował on nie tylko dusze, ale i sumienia wielu Polaków. Spowodował też olbrzymie szkody w środowisku naturalnym. Cały obóz socjalistyczny niszczył bezmyślnie przyrodę. Niedawno znaleziono wysypisko śmieci i toksycznych odpadów w Gdańsku, w pobliżu budowanego tam stadionu. Te toksyczne odpady są niebezpieczne i trują do tej pory. Jak wpłynie ten fakt na budowę stadionu w Gdańsku? Jak bardzo wydłuży to czas budowy i podroży koszty?
Rządy komunistyczne powołały do istnienia służby specjalne przeznaczone do gnębienia, wynaradawiania i mordowania tych Polaków, którzy byli niewygodni dla tego reżimu. Nie wyobrażam sobie, by mógł tam się znaleźć normalny, prawy Polak. Ze względu na okrucieństwo tych służb, mogli w nich „pracować” jedynie psychopaci. Do dziś boleśnie cała ojczyzna odczuwa skutki tej niebywale zbrodniczej działalności. Szacuje się, że w Trzeciej RP, mają one do dyspozycji około stu tysięcy tajnych współpracowników. Podobno jest wśród nich najwięcej ludzi wpływowych. I taki skutecznie zakamuflowany, były oficer SB mówi: „Załatw nam ten przetarg, bo inaczej powiemy, że z nami współpracowałeś i stracisz dobre imię i posadę, a może nawet będą tobie i twojej rodzinie publicznie w twarz złorzeczyć”. Nie widząc innego wyjścia, człowiek ten wykonuje „prośbę” wpływowego zdrajcy, który dzierży nad nim przeogromną władzę. To samo może się dziać przy przyjmowaniu na atrakcyjne kierunki studiów, dopuszczaniu, lub nie, do obrony prac habilitacyjnych, obsadzaniu wysokich i wpływowych stanowisk lub urzędów, rabunkowej prywatyzacji, a nawet pobiciach i morderstwach na zamówienie. Oczywiście, są to sprawy prawie niemożliwe do udowodnienia. Dlaczego? Gdyż ta niewidzialna dla Polaków armia tajnych współpracowników jest bezwzględnie, lecz sprawnie sterowana przez zawodowców dobrze do tego celu przygotowanych przez Rosję Sowiecką. Są to profesjonalni zdrajcy i przestępcy wyuczeni tego, by szkodzić Polsce i Polakom.
Ile dobrze prosperujących przedsiębiorstw upadło z powodu złej interpretacji prawa przez urzędy skarbowe oraz z powodu złej woli i opieszałości urzędników? Słowem, dawne służby specjalne mogą paraliżować gospodarkę i naukę. Czy mogą również wpływać na wszelkie informacje w wolnej Polsce? Zastanówmy się.
Niedawno pan prezydent RP, wybrany w demokratycznych wyborach przez głosującą większość Polaków, pomylił się i nazwał trenera „Benhałer”. Było to w telewizji wykorzystywane publicznie przez dłuższy czas w celu ośmieszania głowy państwa. Co można powiedzieć o takich dzieciach, które, gdy ojciec się pomyli, biegają po ulicach i publicznie, bez żadnego zażenowania, szyderczo wyśmiewają głowę rodziny? To jaka część ludności będzie z tego powodu miała ubaw? Czy Polska i Polacy zyska dzięki takiemu postępowaniu w oczach świata? Ale co najważniejsze: jakie kraje będą się pogardliwie śmiać z Polski i Polaków? Te nam przychylne, czy te niezbyt przychylne? A czy w ogóle ktokolwiek będzie się liczył z Polską, przez tak nierozsądne postępowanie naszych rodaków? A jednak dopuszczano do tego nieeleganckiego zachowywania się przez długi czas. Było ono również szkodliwe społecznie, gdyż uczy się w ten sposób lekceważenia starszych i cynizmu a nie szacunku i dobrych manier. A co się stanie, gdy rozpowszechni się i utrwali w narodzie nawyk okazywania lekceważenia głowie państwa, rządowi oraz wszelkiej władzy i przełożonym? Czy wzmocni to, czy osłabi Polskę? Za czyim przyzwoleniem się to propaguje? Kto zapewnia bezkarność tym, którzy złymi przykładami wypaczają normy przyzwoitego współistnienia?
Do wielu wpływowych stanowisk w Zjednoczonej Europie i w cywilizowanym świecie nie jesteśmy dopuszczani. Przegrywamy nie zawsze z lepszymi od siebie. Czy jest to spowodowane tylko niedbalstwem rządu? Przyjrzyjmy się temu zjawisku na przykładzie Ministra Spraw Zagranicznych – czyli nie byle kogo. Radosław Sikorki nie został szefem NATO. Odpowiedzialnością za tę porażkę partia D. Tuska obarczyła pana prezydenta. Dlaczego? Przecież rząd nigdy nie zgłosił oficjalnie kandydatury R. Sikorskiego na to prestiżowe stanowisko. Sam R. Sikorski wciąż zaprzeczał, że chce na nie kandydować. Czy dlatego, że chciał pokazać Polakom swe bezgraniczne posłuszeństwo wobec D. Tuska? A może bał się mu narazić? W każdym bądź razie, bez wyraźnego zezwolenia, nie ośmielił wychylić się przed szereg. A i tak miano ogromną pretensję do pana prezydenta o to, że nie spowodował, w cudowny sposób, objęcia tej zaszczytnej funkcji przez R. Sikorskiego. Czyżby uważano, że pan Kaczyński powinien zrobić w jeden dzień to, czego cały rząd D. Tuska nie był w stanie uczynić przez cały rok? A może D. Tusk był zazdrosny o popularność R. Sikorskiego i zapragnął upokorzyć za jednym zamachem i swojego człowieka, i pana prezydenta. Czy mu się to udało? Pokazał, że jest nadzwyczaj ekonomicznym premierem. Nie rozdrabniał się w czynieniu zła. Zaczął działać hurtowo, jak leci, aby tylko zachować swoją pozycję i popularność. I rzeczywiście – nic nie stracił. Ba, udało mu się nawet dokonać cudu. Pan Sikorki – absolwent Uniwersytetu Oksfordzkiego,już po tym fakcie powiadał, niezachwiany w swojej wierze, że to przez prezydenta Kaczyńskiego nie dostąpił tego zaszczytu. Nic innego, tylko cud! Czy można lekceważyć D. Tuska? A czy można go nie lubić?
Inne kraje, forsując w Zjednoczonej Europie swe strategie gospodarcze, też nie liczą się z żywotnymi interesami Polski. Już wkrótce zaczniemy boleśnie odczuwać upadek polskich stoczni i brak skoordynowanej polityki energetycznej. Lecz na tym nie koniec. Czy teraźniejszy rząd wystarczająco dba o rozwój gospodarczy Polski? Już zmniejszył swe zamówienia w przemyśle zbrojeniowym o ok. 60%, czyli o trzydzieści miliardów zł. Specjaliści uważają, że spowoduje to upadek przemysłu zbrojeniowego w wolnej Polsce. Fabryki sprzętu wojskowego nie mają przecież rynków zbytu na swoje wyroby, gdyż zagraniczna konkurencja wyparła Polskę z rynków świata. Często czyniła to nieuczciwymi sposobami, oskarżając rządy polskie o nielegalny handel bronią. Gdyby za te 30 000 000 000 zł zamówiono sprzęt dla wojska, to połowa tej sumy, czyli piętnaście miliardów zł wpłynęłaby do Skarbu Państwa w formie podatku. I rząd mógłby wykorzystać te olbrzymie pieniądze na podtrzymywanie innych dziedzin przemysłu związanego chociażby z infrastrukturą poprzez zamówienia rządowe. A tak część tych pieniędzy pochłonie likwidacja zakładów przemysłu zbrojeniowego, gdyż syndyk masy upadłościowej każe sobie słono płacić za prowadzenie upadłości. A znamy przykłady grabieży dobytku narodowego tak skutecznie realizowane, by niszczone zakłady był nie do odtworzenia. Oprócz tego trzeba będzie wypłacać zasiłki dla bezrobotnych pracowników. Ludzie bez pracy, a więc i bez pieniędzy nie będą w stanie wiele kupić. Spowoduje to obniżenie konsumpcji wewnętrznej i lawinowe upadki innych wytwórców. Wszystkie upadające przedsiębiorstwa muszą wstrzymać produkcję, zwolnić pracowników, a może nawet oddać za bezcen zakłady wraz ze specjalistycznym, bardzo drogim wyposażeniem. Już teraz myśli się o sprzedawaniu w obce ręce nawet tych przedsiębiorstw, które postarały się wcześniej o dopłaty z UE na swą produkcję.
Nic dziwnego, że rządowa filozofia poprawności politycznej podoba się zagranicznemu biznesowi. Czy tak czyniąc długo zachowamy tę, z takim trudem odzyskaną wolność? Nie mówiąc już o olbrzymich kosztach, które cały naród musiał za nią w zapłacić siłom wrogim Polsce.
Jednak taki sposób myślenia i działania rządu D. Tuska wciąż jest rozpowszechniany w narodzie polskim jako jedynie słuszny i zbawienny. Kto ma w tym interes? Czy rząd premiera Tuska przedstawił społeczeństwu rachunek strat i zysków swej działalności? Minister finansów, Jan Vincent-Rostowski uważany jest za specjalistę światowej sławy w dziedzinie makroekonomii. Czyli właśnie od przewidywania i zapobiegania kryzysom, oraz przynoszącemu zyski skarbowi państwa sposobowi prowadzenia gospodarki narodowej. I sprawdził się w innych krajach na tym polu. To dlaczego nie przewidział tego, że w Polsce nastąpi kryzys i tak ogromna stagnacja. A czy skutecznie przeciwdziała totalnej zapaści schładzając gospodarkę narodową? Czy zrobił bilans strat, jakie każdy obywatel będzie musiał ponieść, gdy kraj zostanie wpędzony w recesję? A co na to premier? D. Tusk dotrzymał tylko jednej obietnicy przedwyborczej i rzeczywiście jest jak najmniej rządu w gospodarce. Czyli usprawiedliwia on zaniedbania swego ministra. Lecz do czego to doprowadzi? Jeżeli się spełnią zapowiadane przez niego cuda, to skorzystają na nich jedynie neoliberałowie, którzy swoje koszty działalności gospodarczej przerzucą na zubożałych Polaków.
Minister Skarbu, poprzez Radę Banków, żąda wypłacenia całej dywidendy przez PKO BP. Spowoduje to obniżenie współczynnika kapitału tego jedynego, dużego banku polskiego, do niższego poziomu. Ta wielka instytucja finansowa straci możliwość zwiększenia kredytowania krajowych firm. Potrzeby kredytowe polskich przedsiębiorców nie będą zaspokojone. Nie będzie również możliwe zakupienie przez PKO BP jakiegoś innego banku zagranicznego. A jest ku temu okazja, gdyż inne banki są w kryzysie i można by było kupić je tanio. Ale zostało to zaprzepaszczone. Nadzór Finansowy krytykuje takie posunięcia ministra Rostowskiego. Najlepiej jest zatrzymać kapitał i przeznaczyć na inwestycje. W przypadku PKO BP zatrzymane dywidendy pozwalają na zwiększenie możliwości udzielania kredytów i zakup akcji innych banków po okazyjnych cenach. Czyli, PKO BP mógłby tanio przejąć kontrolę nad jakimś, osłabionym kryzysem bankiem nie polskim. Lecz szansę tę zmarnowano. Pozbycie się dywidend na pewno osłabi PKO BP. Tak też na te informacje zareagowali gracze giełdowi. Akcje PKO BP natychmiast spadły o 5%. Nie zapobiegła temu nawet propozycja wyemitowania przez PKO BP akcji na kwotę 5 miliardów zł. Gdyby się to udało, to PKO BP wypłaciłby dywidendy na kwotę dwóch mld. zł swym akcjonariuszom i jeszcze zarobiłby trzy mld. zł. Ale tak nie musi się stać, gdyż może nastąpić nagła, długotrwała i znaczna obniżka cen większości akcji na polskiej giełdzie. Wówczas akcjonariusze poniosą jeszcze większe straty niż na przełomie 2008 i 2009 roku, gdy cena akcji mocno spadała pomimo zapewnień rządu, że w gospodarce narodowej nic złego się nie dzieje. Może nawet dojść do rozproszenia akcjonariatu PKO BP, co osłabi kontrolę państwa nad tym bankiem. Ale może stać się jeszcze coś gorszego. Gdy wartość akcji PKO BP znacznie spadnie, to po zaniżonych cenach mogą zostać wykupione przez inne zagraniczne banki, działające na ziemiach polskich. Na przykład przez PeKaO S.A., którego prezesem jest Jan Krzysztof Bielecki. A wówczas, nie rząd Polski, lecz kto inny, będzie miał decydujące zdanie w podejmowaniu strategicznych działań przez PKO BP. Czy może PKO BP zostać tak wchłonięty przez obcą spółkę, jak największy polski ubezpieczyciel PZU, przez mało liczącą się wówczas i biedną firmę EUREKO? To się stało za rządów J. Buzka. I co najdziwniejsze: EUREKO kupiło PZU za pieniądze PZU. I co? I nic. Klamka zapadła, winnych brak.
J. K. Bielecki poparł prof. Rostowskiego na stanowisko ministra w rządzie D. Tuska. Minister Rostowski prze do wypłacenia całej dywidendy przez PKO BP. Czy nie osłabi to PKO BP w stosunku do PeKaO S.A., którego prezesem jest J. K. Bielecki? Czy występuje tutaj konflikt interesów?
Cel pozyskania pieniędzy do budżetu jest złudny. Gdy, za przykładem PKO BP, pozostałe banki zagraniczne zaczną odprowadzać dywidendy do swoich banków-matek na Zachodzie, to polscy przedsiębiorcy z nikąd nie dostaną kredytów i polskie przedsiębiorstwa oraz firmy upadną, a bezrobocie znacznie wzrośnie. A może właśnie o to chodzi. Rząd D. Tuska cały czas stoi za bankami zagranicznymi. Zaczęło się to od tzw. „opcji walutowych”. Rząd nie zareagował adekwatnie na rabunkowy sposób zagarnięcia przez filie obcych banków działających na terenie Polski pieniędzy polskich przedsiębiorców. Te nieuczciwe praktyki bankierów wynikały z bezprawnego stosowania dawno już zabronionych na Zachodzie metod oszukiwania przedsiębiorców w oparciu o przewidywany kurs walut. A kto inny, jak nie bankierzy w porozumieniu ze światową finansjerą mogą kreować kursy walut według własnych, strategicznych celów? Lecz Rząd Polski nie zapobiegł na czas temu nieetycznemu zjawisku w Polsce i przedsiębiorcy polscy ponieśli ogromne straty. Teraz muszą sobie radzić sami, gdyż rząd prowadzi strategię poprawności politycznej i nie zajmuje się bankrutami.
Rząd Tuska spowoduje wzrost inflacji w jeszcze inny sposób. Chce pozyskiwać pieniądze do budżetu podwyższając ceny prądu, gazu, transportu, komunikacji. Słowem wszystkiego, co się da. Nastąpi również wzrost podatków, o czym już D. Tusk zaczyna przebąkiwać, gdyż odbyły się wybory do PE i PO w nich zwyciężtło. Wprawdzie min. Rostowski temu zaprzecza, twierdząc, że musi albo zająć dywidendy ze wszystkich spółek z udziałem Skarbu Państwa, albo podwyższyć podatki. Ale już na jesieni 2009 roku, gdy okaże się konieczna ponowna nowelizacja budżetu, zostanie, tym razem bezbłędnie opracowana przez rząd ustawa umożliwiająca wzrost podatków już od następnego roku podatkowego. Wówczas każda polska rodzina, zarabiająca nawet nieco powyżej przeciętnej, będzie musiała oddać urzędowi skarbowemu dodatkowo jeszcze 4,5 tys. zł rocznie, lub więcej. Rząd Tuska określa się jako liberalny. To znaczy, że wpływy do budżetu państwa powinny liczyć się mniej, niż wpływy do budżetu domowego. Lecz okazuje się, że tylko niektórzy tak będą traktowani. Wiadomo przecież, że najbogatsi nie zapłacą tych podatków, gdyż stać ich na prawników, którzy znając kruczki prawne temu zapobiegną. A więc wpływy do budżetu, po raz kolejny, będą niewystarczające. Czy jedynie uprzywilejowany biznes ma szanse przerzucić swoje koszty produkcji na podatników i w ten sposób zwiększyć swój stan posiadania? Rozpatrzmy to na podstawie faktów. Niedawno sąd skazał biedną emerytkę na karę w wysokości kilkuset zł za to, że nie zapłaciła fiskusowi 5 groszy. Koszty sądowe również były niewspółmiernie wysokie. Prócz tego urząd skarbowy zapowiedział, że będzie wnikliwie kontrolował drobne przedsiębiorstwa. Pewnie po to, by równie dotkliwie karać ubogich Polaków. Dlaczego tylko ubogich? Bo są słabi i premier Tusk się ich nie boi. Dziwić może fakt doprowadzenia do przedawnienia spłaty podatku VAT, przez silne, bogate przedsiębiorstwa. Oblicza się, że z tego powodu Skarb Państwa stracił wiele milionów zł. Mówi się również, że to tylko czubek góry lodowej. Dlaczego tak nierówno traktuje się te podmioty gospodarcze? Może dlatego, że znany jest los generała Marka Papały, a nikt przy zdrowych zmysłach nie chce go podzielić. Premier Tusk jest zdrowy. Przedstawił przecież Polakom wyniki swoich badań. Wie również, że o zdrowie trzeba dbać.
Dlaczego Polacy, których wyeliminowano z gry szkodliwymi decyzjami tego rządu, mają pozostać na marginesie z przydomkiem nieudaczników? A na jaki przydomek zasługuje taki rząd i jego ministrowie?
Pani prof. Jadwiga Staniszkis wyraźnie oznajmiła w telewizji, że rząd D. Tuska nie musiał opracować rzetelnie ustawy o mediach publicznych, gdyż prezydent i tak ją zawetuje. No to, skoro ten rząd ma wielu takich doradców, i są to intelektualiści z najwyższej półki, to po co ma się wysilać? I tak jego poczynania zostaną okrzyknięte za jedynie słuszne i sprawiedliwe, a pan prezydent obarczony odpowiedzialnością za paraliżowanie ciężkiej pracy rządu. Cały aparat propagandy i władzy D. Tuska wraz ze swym otoczeniem, na pewno doprowadzi do wzrostu sondażowej popularności premiera, by wykreować go na prezydenta RP. Społeczeństwo nadal będzie utrzymywane w przekonaniu, że to ten zły kryzys, zły prezydent i PiS pustoszy gospodarkę polską w złej wierze. Żeby nie te przeszkody, to rząd sprostałby każdemu wyzwaniu, nawet najbardziej cudownemu. A więc i premier, i całe jego propagandowe i intelektualne zaplecze mogłoby się karmić „manną z nieba” w nieskończoność. I jest to logiczne. Przecież od dawna wiadomo, że opatrzność sprzyja możnym tego świata, którzy umiejętnie umieją się posługiwać propagandą oraz cechują się poprawnością polityczną. No i co najważniejsze: nie przegapiają żadnej okazji, by powiększyć swój stan posiadania. Nawet na kryzysie są w stanie zarobić.
Niestety, fakty dowodzą, że rząd D. Tuska nadal w większości przypadków produkuje buble prawne, lub do dobrych ustaw dodaje złe przepisy. Dlatego wciąż może oskarżać pana prezydenta o paraliżowanie wysiłków jego rządu. Tylko dlaczego pani prof. Staniszkis poinformowała o tej wyrafinowanej metodzie działania rządu dopiero po wyborach do PE w 2009 roku? Czy dlatego znaczna część najtęższych umysłów w wolnej Polsce tak zaciekle atakuje PiS i prezydenta, by było na kogo zrzucać brakoróbstwo i lenistwo władzy?
Premier Tusk jest sprawnie działającym politykiem. Swą pozycję wykorzystuje do podziału Polaków na zły PiS i całą resztę zacnych ludzi, kierujących się w życiu poprawnością polityczną. Oczywiście robi to w dobrej wierze,za co ceni go również zagranica. Na tej bazie, w sposób kulturalny, z uśmiechem na twarzy, zbudował swój wizerunek i zdobył sympatię większości Polaków. Ale czy to wystarczy, by D. Tusk utrzymał swoje wysokie notowania, gdy warunki rządzenia Polską będą się pogarszać? Już raz premier Tusk podjął błędną decyzję, przenosząc uroczystości związane z obaleniem komunizmu w Polsce z sprzed stoczni w Gdańsku na Wawel. W dodatku obraźliwie i niesprawiedliwie potępił stoczniowców, wśród których byli również ci walczący o wolną Polskę. Niesłusznie zarzucił im, że w niekulturalny sposób będą szkodzić wizerunkowi wolnej Polski na świecie. Trwał nadal w swym uporze pomimo tego, że stoczniowcy zapewniali, że w tak doniosłej chwili będą zachowywać się godnie. Pan prezydent nie zwątpił w Polaków i wziął udział w tych uroczystościach.
Również rządowe przeciwdziałanie kryzysowi w Polsce, wydaje się być niespójne, mało efektywne i nie liczące się z rzeczywistością. A więc błędne. Od dawna wiadomo, że budżet będzie miał niższe dochody. Dlatego premier Tusk nosi się z zamiarem podwyższenia podatków VAT oraz podatków dochodowych od osób fizycznych i prawnych. Ale wie, że to zdecydowanie za mało. Dlatego chce również podnieść akcyzę na alkohol, papierosy, energię elektryczną, paliwa. Lecz wzrost nośników energii zuboży zarówno gospodarstwa domowe, jak i firmy. Zubożenie Polaków doprowadzi do zmniejszenia popytu wewnętrznego i jeszcze bardziej osłabi polskich wytwórców i przemysłowców. Czyli są to sztuczne, nieskuteczne wzrosty wpływów do budżetu. I tak te pieniądze rząd wyda na wypłaty zasiłków dla bezrobotnych. Czyli wszystko zostanie „przejedzone”, a nic nie będzie zagospodarowane. Premier Tusk do tej pory nie przedstawił spójnego, całościowego dotowania infrastruktury i nie wykorzystuje również do tego celu funduszy europejskich w wystarczającym stopniu.
Udowodniono, że inwestowanie w infrastrukturę jest najlepszym sposobem wychodzenia z kryzysu, ze względu na mnożnik inwestycyjny. Czyli, każda złotówka wydana na takie inwestycje jak drogi, mosty, kolej i sprawnie działająca, zsynchronizowana komunikacja, w tym telekomunikacja, przynosi większy wzrost dochodu narodowego, niż złotówka wydana na cele społeczne. Dzieje się tak dlatego, że wydatki na inwestycje infrastrukturalne powodują wzrost zapotrzebowania na surowce, dostarczają miejsc pracy, czyli zmniejszają bezrobocie i dają pieniądze ludziom na prowadzenie godnego życia. Nie życia z jałmużny rzuconej przez ten rząd, jak psu ochłap, w postaci niewystarczającego do utrzymania rodziny i krótkotrwałego zasiłku dla bezrobotnych. Fundusze narodowe i europejskie na pewno spowodowałyby wzrost zapotrzebowania na produkty w innych działach gospodarki. Na przykład wzrasta zapotrzebowanie na materiały potrzebne do budowy dróg, nasypów kolejowych, kanalizacji. Nie można zapomnieć również o melioracji i budowie zbiorników retencyjnych, by Polacy dodatkowo nie tracili swego majątku z powodu klęsk żywiołowych. Ludzie i zakłady związane z infrastrukturą doprowadzą do wzrostu konsumpcji. Za zarobione pieniądze stać będzie Polaków na kupno nowych rzeczy dla domu. Czyli, pracownicy otrzymujący dochody z pracy wydają je dalej, pobudzając wzrost całej gospodarki. Ale mnożnik inwestycyjny działa też w drugą stronę. Każde zmniejszenie inwestycji o złotówkę powoduje zmniejszenie dochodu narodowego o więcej niż złotówkę. Dlatego oszczędzanie na inwestycjach powoduje schłodzenie gospodarki, a nawet przyspiesza jej regres. Pomimo tego premier Tusk dzieła wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Nikt na świecie tak nie czyni. A może właśnie o to chodzi? Czy taki słynący z mądrości i umiejętności czynienia cudów rząd może działać na pogorszenie sytuacji? Czy w ogóle mądrość może wykorzystywać swą siłę, by szkodzić Polsce i Polakom? Kto ma w tym interes?
Już po wyborach do PE, okazało się, że w budżecie brakuje około 60 000 000 000 zł., gdyż nie nastąpiły spodziewane wpływy do budżetu, z powodu spowolnienia gospodarki. Ten rząd jeszcze nie urealnił budżetu na ten rok, a już prognozuje na 2010, opierając się na błędnych danych z tego roku. Wpłynie to bardzo niekorzystnie na całość gospodarki narodowej i na kondycje przedsiębiorstw prywatnych. Dlaczego? Gdyż przedsiębiorstwa nie otrzymają potrzebnych do prowadzenia działalności gospodarczej kredytów od nieprzygotowanego do tego celu aparatu finansowego. A prezydent nie może wetować ustawy budżetowej, nawet wtedy, gdy całkowicie rozminęła się z rzeczywistością. Czy wówczas rząd D. Tuska przyjmie na siebie całą odpowiedzialność? Bajeczkę o jakich cudach wymyślą wówczas demagodzy powiązani z tym rządem?
Czy rząd D. Tuska może sobie długo pozwalać na te i inne niedbalstwa? Oczywiście. Premier Tusk wie, że jeżeli zrobi coś bardzo niepopularnego, to prezydent to zawetuje w trosce o dobro całej Polski. A PO zrzuci swe niepowodzenia na prezydenta. Premier Tusk „odtrąbi”, że mamy dobry rząd, tylko zły jest prezydent i kryzys. I znów zyska w sondażach. Lecz w dłuższym okresie czasu okaże się, że poczynania rządu, premiera i PO były szkodliwe dla Polski i Polaków. Czy taki rząd złożony z wybitnych fachowców nie jest w stanie przewidzieć skutków długo i krótkodystansowej własnej strategii politycznej? Jeśli nie, to niech D. Tusk „abdykuje”, zanim doprowadzi Polskę do ruiny.
A skąd się bierze ta jawnie demonstrowana niechęć do pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Niedawno, marszałek Sejmu RP, K. Bronisław, publicznie powiedział coś niebywałego. Zacytuję z pomięci: „Jaka wizyta, taki zamach”.A przecież pan prezydent był wówczas w Gruzji, którą zaatakowały i zaczęły okupywać wojska federacji Rosyjskiej. Jak postępują Rosjanie z ludnością państwa którym chcą zawładnąć, wiemy na podstawie własnej historii. A jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że marszałek sejmu życzył prezydentowi Polski śmierci z rąk okupacyjnych Gruzję rosyjskich żołdaków. Dlaczego? Przecież pan prezydent pojechał do Gruzji, by upomnieć się o jej niepodległość i suwerenność. By w ten sposób przeciąć w samym zarodku zapędy imperialistów rosyjskich. By całemu światu pokazać, że Rosjanie w dalszym ciągu nie przebierają w środkach, by panować nad innymi i w ten sposób osiągać nie niekończące się samolubne cele strategiczne. W tym wypadku chodziło o kontrolowanie przez Rosję węzłów przepływu gazu przez Gruzję i większe uzależnienie całej Europy od Rosji. A jak wyglądają kraje od Rosji uzależnione? Wszyscy Polacy powinni o tym stale pamiętać. A i tak chciano pomniejszyć znaczenie wizyty prezydenta RP w oczach świata i Polaków. Czy w ten sposób przysporzono Polsce chluby? A przecież pan Kaczyński upominał się o wolność nie tylko Gruzji, lecz również całego regionu, w którym kiedyś panoszyli się sowieci. I zrobił to w sposób świadomy, kulturalny i dojrzały; nie pod wpływem alkoholu. Nie znalazł się również w wątpliwej moralnie sytuacji, takiej jak prezydent L. Wałęsa na zjeździe Libertas. Czyli w miejscu, w którym żaden polski prezydent nie powinien się nigdy znaleźć i nie opowiadał, że robi to z chęci pozyskania pieniędzy. A pomimo wszystko pan Kaczyński naraził się na ośmieszanie i niecną krytykę ze strony marszałka sejmu RP. Nic dziwnego, że w niedługim czasie inny przedstawiciel PO kilkakrotnie, z pełną świadomością, w mediach, publicznie, bez cienia zażenowania, z przekonaniem o swej bezkarności wypisanym na twarzy, powiedział o prezydencie RP: „cham”. I widać było, że jest z tego dumny. W jak bardzo niezręcznej sytuacji postawił Polskę i Polaków. Czy chciał uzmysłowić całemu światu, że czterdziestomilionowy naród Polski wybrał sobie dobrowolnie chama na prezydenta? Jak to świadczy o takim narodzie? Czy będą się z nami liczyć inne kraje, gdy poseł do sejmu RP, przedstawiciel głównej partii rządzącej Polską, mówi takie rzeczy?
Atakowano nie tylko pana prezydenta. Pod koniec 2008 roku Jan Vincent-Rostowski nazwał byłego premiera, J. Kaczyńskiego analfabetą. A dlaczego tak go określił? Ponieważ pan Kaczyśnki śmiał poddać w wątpliwość skuteczność polityki pana ministra finansów. Ośmielił się dostrzec, że poczynania pana Rostowskiego na pewno zaszkodzą Polsce i Polakom. Poczytano to panu Kaczyńskiemu za zachowanie niepoprawne politycznie i zapragnięto ukarać go za to przykładnie. Najlepiej poprzez publicznie ośmieszanie i upokarzanie. Dlaczego? Ponieważ aparat propagandowy rządu D. Tuska wie, że poniżając innych, jednocześnie wywyższa siebie. Jest to jedna z efektywniejszych metod zyskiwania poparcia wśród niedoświadczonych ludzi. Oprócz tego, nie trzeba ciężko pracować na swą akceptację, poprzez rzetelne wypełnianie obowiązków i dbałość o dobro Polski i wszystkich Polaków.
Taki minister finansów w rządzie D. Tuska, jak Jan Vincent-Rostowski, musi wiedzieć co mówi. Ma przecież podwójne obywatelstwo, polskie i angielskie. To znaczy, że jest cenionym obywatelem. Przez wszystkich cenionym. I chcą go i ci słabsi i ci bardziej wpływowi. Natomiast Jarosław Kaczyński był tylko premierem nie lubianego rządu. Ale pan Kaczyński działał na korzyść Polski. Za jego rządów wzrost gospodarczy wynosił powyżej 7% PKB, czyli nigdy nie zaniedbał interesów Polski i Polaków. Ba, nawet mu to przez myśl nie przeszło. Doceniajmy takich analfabetów.
A jak na to zareagował premier rządu RP i szew PO? W dowcipny sposób, z przyjaznym uśmiechem na twarzy, wciąż rozgłaszał swoje sukcesy w kierowaniu Polską, jednocześnie oskarżając PiS i braci Kaczyńskich o złośliwe destabilizowanie poczynań swego rządu. A co to były za sukcesy? Pamiętamy do dziś, jak mówił, o jednym z braci Kaczyńskich, że tylko taki facet, który nie ma prawa jazdy, stawia radary zamiast budować autostrady – czy coś w tym sensie. A jakie osiągnięcia w tej dziedzinie ma przewodniczący PO, D. Tusk? Chyba tylko takie, że znacznie zwiększył kwoty mandatów i liczbę radarów. Widocznie Platforma Obywatelska uważa, że pan prezydent może sobie przypomnieć o przedwyborczych obietnicach D. Tuska i spytać się o konkretną, oddaną już do użytku liczbę kilometrów autostrad, które miałyby ułatwić komunikację w czasie Euro w 2012 roku. A może kryzys musi być tak duży, żeby Euro 2012 nie odbyły się w Polsce? Byłby to kolejny cud tego rządu na skalę światową, bo jeszcze nigdy, nikomu nie odebrano prawa do zorganizowania u siebie mistrzostw Europy.
A przecież zapewniano Polaków, że „Gabinet cieni” składa się z najlepszych specjalistów w każdej dziedzinie gospodarki i dysponuje już perfekcyjnie przygotowanymi ustawami gotowymi do wdrożenia. Lecz, czy były one w formie pisemnej przedstawione narodowi? A co się z nimi teraz stało? Czy była to jedynie przedwyborcza demagogia? Czy uprawnione było zapewnianie narodu o zaistnieniu ‘cudów Tuska’? Ale dlaczego większość narodu dała się omamić? A kto utrzymuje to nieweryfikowalne naukowo przekonanie cudownego radzenia sobie z wszelkimi trudnościami tego rządu aż do dziś? Wydaje się, że żeby nie aresztowanie posłanki PO, pani Beaty Sawickiej, to Polacy do tej pory nie dowiedzieliby się o istnieniu jeszcze jednego z cudownych programów reformujących Opiekę Zdrowia w wolnej Polsce.
Podczas ponownej próby odwołania przez PiS ministra finansów w czerwcu 2009 roku, urażony tą śmiałością D. Tusk powiedział, zacytuję z pamięci, że: „na statku walczącym ze sztormem, opozycja plądruje walizki”, lub coś w tym znaczeniu. Widocznie premier Tusk musi coś wiedzieć o skłonnościach SLD. Do tej pory partia ta nie zdołała zatrzeć w pamięci Polaków wspomnień o masowych, przeogromnych nadużyciach, jakie miały miejsce w Polsce za czasów premiera Millera i prezydenta Kwaśniewskiego. Lecz o nieuczciwych praktykach PiS nic nie wiadomo. A przecież aparat propagandowy D. Tuska nie omieszkałby wyolbrzymić każdego przejawu nieuczciwości ze strony braci Kaczyńskich. Czy takiego niesprawiedliwego posądzenia, dzielącego Polaków na uczciwy rząd i rzekomo złodziejski PiS, premier Tusk dokonał w dobrej wierze? Chyba tak, bo media szybko przestały mu to głośno wypominać.
Może, dlatego D. Tuskowi wolno atakować opozycję, bo jest i premierem i szefem PO. A więc robi to dla dobra swojej partii i jej zwolenników w dobrej wierze. Zauważył tę korzyść G. Schetyna. Ale, żeby D. Tusk mógł tak czynić nadal, to już zawczasu minister spraw wewnętrznych i administracji, zaproponował, by D. Tusk był i prezydentem RP i szefem PO jednocześnie. Wówczas jako prezydent, będzie mógł godnie reprezentować Polskę i być za to czczony, a jako szef partii – atakować PiS i Kaczyńskich, by utrzymać wysokie notowania w sondażach. No, jaki mądry minister z tego G. Schetyny. A jaki wierny. Zresztą wszyscy ministrowie w rządzie D. Tuska są mądrzy. Żaden z nich nie zaproponował przecież wprowadzenia na stałe, do kanonu lektur szkolnych, nieistniejącej książki pt. „Nasza szkapa z pokładu Idy”.
Za rządu Leszka Millera, poseł SLD Lech Nikolski, zażartował sobie i powiedział, cytuję z pamięci, że: może polskie siły zbrojne, z braku pieniędzy przejdą na modelarstwo, lub coś podobnego to tej wypowiedzi. Czyżby uwierzył w możliwość zaistnienia takiej sytuacji D. Tusk? Tak jak minister A. Lepper uwierzył, jako jedyny w Polsce w to, że Talibowie wylądowali w Klewkach. W każdym bądź razie premier Tusk zaczął, na podstawie żartów przedstawiciela SLD, tak bardzo obcinać wydatki na Wojsko Polskie, by żołnierzom pozostawić jedynie karabiny. A do czego by im one miały służyć? Może jedynie do tłumienia niekorzystnych dla rządu i wizerunku D. Tuska demonstracji? To jakich cudów należy się spodziewać, gdy D. Tusk obejmie urząd prezydenta i szefa PO, jednocześnie? Nie należy zapomnieć i o tym, że B. Komorowski kiedyś stwierdził, że Polacy mogą latać nawet na drzwiach od stodoły. Nie dopuść Panie Boże, by i w to uwierzył D. Tusk i wysłał takie zamówienie w świat, w celu zmodernizowania przestarzałego lotniczego transportu rządowego. Chyba już lepiej by zrobił, gdyby poprosił Talibów, którzy wylądowali w Klewkach, o latający dywan. Było by to chociaż romantyczne.
Zdarzają się również w wolnej Polsce bardzo nieprzyjemne incydenty zastraszania „niewygodnych” dziennikarzy do tego stopnia, że niektórzy z nich próbują targnąć się na swoje życie. Zresztą są stosowane różne sposoby „uciszania niewygodnych” ludzi. W okrasie wyborów do PE w 2009 roku, najpierw lżono, a następnie skopano bogu ducha winną aktorkę, która ośmieliła się wystąpić w spocie przygotowanym przez Prawo i Sprawiedliwość. Czy była to spontaniczna reakcja zagorzałych zwolenników rządu? Takie zachowanie agresorów jest niedopuszczalne i niedemokratyczne. Należy nadmienić, że gdy ta sama aktorka występowała w spocie Platformy Obywatelskiej, to włos jej z głowy nie spadł i nikt o niej nie mówił obelżywie. Nie są to jedyne przykłady, które człowieka chcącego dostrzegać rzeczywistość powinny zaniepokoić.
Rzuca się w oczy nagminnie stosowany stereotyp: pomyłka popełniona przez Prawo i Sprawiedliwość jest przez dłuższy czas nagłaśniana i używana przeciwko temu, legalnie działającemu ugrupowaniu politycznemu, aż do znudzenia. A przecież PiS nie jest organizacją przestępczą, którą wciąż trzeba piętnować i zwalczać. Cieszyć może fakt, że pomyłki rządu są tuszowane, by nie ośmieszać jeszcze bardziej Polski i Polaków. Lecz obserwując te niepokojące rzeczy można nabrać podejrzeń, że część informacji w wolnej Polsce jest tak podawana do wiadomości publicznej, by zniekształcać rzeczywistość i kreować korzystny wizerunek dla kasty rządzącej. Dlaczego tak gorliwie, jak z Prawem i Sprawiedliwością nie walczy się z jeszcze żyjącymi oficerami SB i z wszystkimi innymi osobami naprawdę szkodzącymi interesom Polski i Polaków?
Nie istnieje na świecie żaden kraj, odporny na taką destrukcję. A wystarczyłoby ujawnić nazwiska dawnych przedstawicieli Służby Bezpieczeństwa oraz ich tajnych współpracowników. Wyeliminowałoby się wtedy możliwość szantażowania tych ludzi, którymi zawładnięto i zmuszono do osłabiania Polski. Nie czyniąc tego, w dalszym ciągu pomaga się postkomunistycznym siłom, z których jakaś część wywodzi się ze zdrajców i katów całych pokoleń Polaków. Nie daje się również żadnych szans na oswobodzenie się od nich ich tajnym współpracownikom. A na pewno nie jeden z nich, chciałby uwolnić się spod ich jarzma, lecz nie czyni tego w obawie przed ich srogim gniewem. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że czyniąc tak sprzyja się zakamuflowanemu niewolnictwu. Komu na tym zależy i kto ma w tym interes? Dochodzi nawet do paradoksów. Ludzi i instytucje opisujące te zjawiska piętnuje się publicznie w masowych środkach przekazu. Niektóre siły polityczne walczą z lustracją tak, jak z największym wrogiem, a nawet proponują „zabetonowanie” archiwów na dziesiątki lat. Czyżby, niektórzy ich przedstawiciele zamierzali w tym czasie zmieniać swoje rodowody, by podszywać się pod przyzwoitych Polaków? Czy nadal chcą żerować na narodzie dzierżąc nad nim krwiożerczą władzę i wprowadzając w błąd, kogo się da? Tak jak Diabeł?
Do tej pory nie znalazł się żaden mąż stanu na miarę Józefa Piłsudskiego, który umiałby naprawić wyrządzone Polsce i Polakom szkody, zarówno społeczne, jak i gospodarcze. A okazja ku temu była niejedna. Dlaczego żadna, wysoko postawiona osobistość nie zadbała o stworzenie spójnego programu wychowawczo-edukacyjnego, zmieniającego mentalność dużej części narodu z komunistycznej na patriotyczną. Zmarnowane zostało dwadzieścia lat, a może nawet znacznie więcej. Nie nauczono Polaków odróżniania dobra od zła, fałszu i obłudy od uczciwości, kłamstwa od prawdy. Gdyby jakiś niekwestionowany autorytet postanowił zmienić te niekorzystne, postkomunistyczne naleciałości w niektórych Polakach, to dokonałby tego z aprobatą całego narodu. Już dzisiaj nie byłoby społecznego przyzwolenia na przekręty, i wszelką nieuczciwość. A skutecznie ucząc posługiwania się wartościami moralnymi w życiu młodzież szkolną, już teraz mielibyśmy o wiele więcej światłych, prawych obywateli, postępujących uczciwie. Część z tych ludzi, którym nie dano tej szansy, już rozpoczęła pracę zawodową. Reszta jeszcze się kształci, by robić karierę na wyższym szczeblu. Czy od małego prawidłowo ukształtowana moralność chrześcijańska tych ludzi dopomogłaby w szybszym i bardziej racjonalnym rozwoju Polski? Z moralności chrześcijańskiej wywodzą się przecież wszystkie prawa i obowiązki ludzkie. W trzecim tysiącleciu ludzie przyzwoici, umiejący twórczo działać, znacznie szybciej, bo przy pomocy Zjednoczonej Europy, wydźwignęliby Polskę z marazmu komunistycznego. Zapobiegliby również skutecznie kryzysowi. Dlaczego się dopuściło do popełnienia grzechu zaniechania w tej najważniejszej kwestii? Czy komuś jest wygodniej wmawiać narodowi, że w normy moralne jesteśmy wyposażeni od urodzenia? Jeśli tak, to spójrzmy się na olbrzymie szkody moralne spowodowane wpajaniem Polakom „moralności komunistycznej”, przez ten cały czas, gdy polską rządziła PZPR. Rozważmy to przysłowie: „Czego się Jaś nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał”.
W wolnej Polsce zdarzyło się natomiast coś niebywałego, trudnego do wytłumaczenia. Wydawać by się mogło, że zaplanowany ciąg wydarzeń doprowadził do całkowitego zaniechania rozliczenia katów Polski z ich zbrodni i zdrady. Momentalnie, jak tylko PZPR, na dobre padła, to Rosja Sowiecka udzieliła tej partii pożyczki. Czy na wykupie majątku narodowego po atrakcyjnych cenach i zrobienie na tym bardzo korzystnego interesu? Wiadomo, że duże pieniądze dają swobodę manewrowania i duży wpływ na stosunki gospodarczo-ekonomiczne i społeczne. W jakim stopniu najbardziej „twardogłowej” części członków dawnej PZPR, dzięki bogactwu i różnym wpływom udało się podporządkować wolną Polskę swoim interesom? A w jakim stopniu na poprawę sytuacji postsowieckich służb specjalnych, wpłynęły przekręty związane z FOZ? Następnie „Gruba kreska”, którą wprowadził pan premier Mazowiecki, by przestępcom komunistycznym włos z głowy nie spadł. Następnie, wspieranie „lewej nogi” i obalenie rządu premiera Jana Olszewskiego. Te i inne działania umożliwiły różnym ludziom wzbogacenie się na rabunkowym prywatyzowaniu majątku narodowego i osłabieniu tempa rozwoju gospodarczego Polski. Dopomogły temu również nadmiernie wysokie stopy procentowe uchwalane prze dłuższy czas przez Radę Polityki Pieniężnej, które „schłodziły” gospodarkę. Jej przewodniczącym był wówczas L. Balcerowicz. Z tego powodu kredyty były bardzo drogie i wiele polskich przedsiębiorstw upadło, gdyż rząd Wolnej Polski nie zapewnił im możliwości zaciągnięcia kredytu na rozwój ich firm. A kto się wzbogacił na przejmowaniu majątku tych upadłych, rdzennie polskich małych i średnich przedsiębiorstw? No cóż, bogactwo i władza zawsze idą w parze. Ale czy taka władza rzeczywiście sprzyja rozwojowi Polski i Polaków? Te „zbiegi okoliczności” doprowadziły do tego, że niektóre siły wywodzące się z PZPR ponownie doszły do władzy, a część z nich natychmiast skaziła duszę narodu, robiąc przekręty na niespotykaną skalę. Dlaczego nie uczyniono nic, by dopuścić do głosu resztkę patriotycznie nastawionej inteligencji polskiej, która skutecznie ochroniłaby wolną ojczyznę przed rozgrabieniem przez ludzi niegodnych? Czy milcząca aprobata niegodziwości dopomogła Polsce i Polakom w rozwoju?
Należy zaznaczyć, że Polska i Polacy nie są reżimowi komunistycznemu nic winni. W ogóle nie musimy spłacać niczyich długów, gdyż zasłużyliśmy sobie na szacunek naszą postawą wobec okupantów. Polska nie ma wobec nikogo żadnych zobowiązań. Ośmielmy się wykorzystać mądrze wolność, by nie stracić jej ponownie popełniając grzechy zaniechania. Nie bójmy się piętnować zła. Nasz strach i niewiedza jest siłą przestępców. Nie pozwólmy sobie również narzucać magicznego sposobu pojmowania świata, nawet wtedy, gdy demagodzy będą nachalnie w nas wpajać światopogląd opierający się na kreowaniu rzeczywistości w cudowny sposób. Pamiętajmy o tym, że gdybyśmy im uwierzyli, to tym bardziej by nas nie szanowali i tylko z większą pazernością żerowali na Polsce, czując się bezkarni.
Inne tematy w dziale Polityka