Tak się zastanawiam, czy nie można by założyć jakiejś fundacji, która zajmowała by się zwrotem mienia indiańskiego Indianom? Jest to oczywiście krok trochę ryzykowny, bo o ile Indian po prostu wyrżnięto i zabrano im wszystko i zrobili to Amerykanie, o tyle Żydów jednak eksterminował okupant Polski, czyli Niemcy.
Może jednak udało by się znaleźć jakiegoś Indianina, który chciałby się dorobić, zostać gwiazdą, powygłupiać, albo walczyć o sprawiedliwość dla swego ludu? Założył by związek Indian polskich i zażądał by od USA 100 bilionów $ przelewem na swoje konto. Oczywiście musiałby zastrzec, że część $ pójdzie na budowę pamięci na temat życia Indian w USA, na krzewienie tamtejszej kultury itd...no a część..no wiadomo. Pewnie poszła by na staro-biblijne :sex drugs i rock&roll. A może nawet prawdziwego Indianina do tego nie trzeba? W końcu w dzisiejszych czasach każdy może się czuć każdym, więc może wystarczy jakaś przenno-buraczana blada twarz, która jednak w sercu czuje się wodzem? Trochę czerwonej pasty, trochę papierkowej roboty i kariera wielki świat stoi otworem.
Ameryka jako gwarant porządku, demokracji i wszystkiego co dobre na świecie, dała by świadectwo jak się takie sprawy załatwia, no i jak napisać specjalną ustawę, która gwarantowała by dziedziczenie mienia bez-spadkowego, albo raczej jak można napisać prawo, w myśl którego możliwe byłoby dziedziczenie nie po linii rodzinnej, a po linii narodowej? To było by na prawdę ciekawe świadectwo.
