Jacek Tomczak Jacek Tomczak
162
BLOG

O pomniku Romana Dmowskiego

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 2

Tym razem wstawiam mój tekst sprzed ponad roku, którego treść wydaje się jednak być wciąż aktualna.

 

 

 

Do napisania poniższego tekstu skłoniły mnie dwa wydarzenia.

Po pierwsze, 2 stycznia, w 68 rocznicę śmierci Romana Dmowskiego, byłem w Sejmie (nawiasem – przechodząc przez wykrywające metale bramki wejściowe czułem się, jak potencjalny zamachowiec ;) na konferencji poświęconej jego życiu i działalności politycznej (pozdrawiam kolegę Maćka z pewnej organizacji, który mnie tam zaprosił).

Po drugie, 10 listopada w Warszawie odbyło się odsłonięcie pomnika Romana Dmowskiego.

Konferencja potrafiła zaciekawić. Dawno nie słyszałem człowieka, potrafiącego opowiadać o czymś z taką charyzmą, jak mec. Krzemiński. O życiu osobistym Dmowskiego (którego zresztą znał) mówił tak, jakby odczytywał dobrze znany wiersz.

Więcej kontrowersji wywołała uroczystość odsłonięcia pomnika Dmowskiego. To właśnie w związku z nią, jak i w związku z całą aferą, powstałą wokół samej idei postawienia Dmowskiemu pomnika w centrum Warszawy odczuwam pewien niedosyt.

Wśród obecnych na uroczystości dominowały środowiska nacjonalistyczne, których przedstawiciele chcieli oddać hołd swojemu ideologowi. Zabrakło natomiast (albo też było ich bardzo niewielu) zwykłych, nie należących do żadnych organizacji mieszkańców stolicy, którzy po prostu podziękowaliby Dmowskiemu. Nie za to, co głosił, nie za to, jakie miał poglądy, lecz za to, że mogą żyć w niepodległym państwie, o którego granice on walczył. To było w tej całej uroczystości smutne.

Większość ludzi, mówiąc o dzisiejszych politykach, narzeka, że wiele mówią, a nic nie robią. Przez wzgląd na powyższe wydaje się, że dla większości czyny są znacznie ważniejsze od słów, czy przemów. Tymczasem ta sama większość ocenia Romana Dmowskiego właśnie przez pryzmat tego, co mówił lub pisał, a nie tego, co zrobił.

Ja jestem za tym, by postacie historyczne oceniać przez wzgląd na ich czyny, a nie na to, co mówiły/pisały. Jakie znaczenie ma dla mnie fakt, że Józef Piłsudski był socjalistą, skoro wiem, jak dużo on zrobił dla mojego kraju?

Jeśli Dmowskiemu zarzuca się branie udziału w tworzeniu klimatu lat 30., który doprowadził do powstania systemów totalitarnych we Włoszech i w Niemczech oraz – w efekcie – eksterminacji milionów istnień ludzkich (co, nota bene, jest bzdurą – każdy, kto wie coś więcej o Romanie Dmowskim ma świadomość, że bliżej mu było do radykalnego neotradycjonalizmu, niż do totalitaryzmu – odrzucał np. zasadę „wodzostwa”), to równie dobrze można by zarzucić Piłsudskiemu, że wspierał ideologię socjalistyczną, której wcielenie w życie doprowadziło w XX wieku do znacznie większej ilości ofiar. Jednak nikt o zdrowych zmysłach tego nie robi.

Zasługi Dmowskiego i obozu politycznego (Narodowej Demokracji, zwanej endecją), któremu przewodził dla naszego narodu są duże.

Najważniejsza – wynegocjowanie korzystnego dla Polski traktatu pokojowego w Wersalu. Długie mowy w dwóch językach i – w efekcie – 1) wyrobienie naszemu państwu świetnej opinii za granicą, 2) wywalczenie dobrych granic.

Co jeszcze? Warto wspomnieć, że to właśnie endecja miała, jak napisał Marcin Król w „Polityce” (polecam artykuł Króla o Dmowskim, napisany w obiektywny sposób, co ciekawe – w tej samej „Polityce”, w której pisuje tow. Daniel Passent, ale o nim, w kontekście pomnika Dmowskiego, później), „poważny wpływ na rozwój szkolnictwa, zwłaszcza na poziomie elementarnym w Galicji, co ułatwiło potem zjednoczenie ziem polskich w jedno państwo po 1918 r. i co przyczyniło się do ułatwienia wielu młodym zdolnym ludziom, pochodzącym z ‘galicyjskiej nędzy’, awansu społecznego i karier naukowych czy politycznych”.

To także Dmowski odrzucił tradycję romantyczną, która w XIX wieku doprowadziła do heroicznych, ale nieudanych walk z zaborcami, czyli powstań – listopadowego i styczniowego.

Ten sam Dmowski skutecznie upowszechniał poczucie przynależności do wspólnoty narodowej (endeckie broszury propagandowe miały duży zasięg, docierały również do inteligencji). Jak napisał Król we wspomnianym tekście „oferta endecji wydawała się na przełomie XIX i XX w. jedyną łączącą, a nie dzielącą polskie społeczeństwo”.

Ponadto, Dmowski jest mi bliski ideowo w tym sensie, że popierał gospodarczy liberalizm (był zresztą wspierany przez wielu znakomitych ekonomistów) i odrzucał ingerencję państwa w sferę gospodarki (tak pisał w jednym z tekstów z okresu międzywojennego: „ponieważ tak potrzebny nam kapitał narodowy może rosnąć tylko przez zdrową, dającą zyski wytwórczość ludzi przedsiębiorczych, przeto ogranicza im się pole przez zakładanie niczym nie umotywowanych, a nie dających zysków lub przynoszących straty przedsiębiorstw państwowych i municypalnych”).

Nie chcę idealizować postaci Dmowskiego, nie uważam go za postać „z mojej bajki”, największy autorytet etc. Chcę tylko oddać mu to, o czym zapomina większość komentatorów. Powiem więc trochę o osobowości i charakterze przywódcy endecji. Otóż, jak wynika ze wspomnień Krzemińskiego, Dmowski był człowiekiem skromnym. Po przeczytaniu relacji z uroczystego powitania w Polsce marszałka Piłsudskiego, napisał list do przyjaciół, w którym poprosił, by nie spotkało go nic podobnego. Nie chciał być bohaterem, przywódcą tłumów. Bardziej odpowiadała mu rola myśliciela politycznego (napisał kilka książek, za najbardziej znaczącą uznawane są „Myśli nowoczesnego Polaka”).

Warto dodać, że Dmowski lubił o polityce dyskutować. Nie chciał być wodzem, sprzeciwiał się jednomyślności (mówiąc o tym, Krzemiński przełamał kolejny stereotyp dotyczący Dmowskiego), podkreślał, że w ruchu narodowym musi istnieć wielość poglądów, że z różnych zdań należy wypracowywać kompromisy. Bywał też krytyczny wobec samego siebie.

Kolejny stereotyp – Dmowski był portretowym wręcz przykładem radykalnego nacjonalisty. Kolejna nieprawda. Owszem, trudno powiedzieć, że Dmowski nacjonalistą nie był. Ale też należy przypomnieć fragment zdania z „Myśli nowoczesnego Polaka”: „(...)muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na naród za to co jest w nim marne”. Wg. Krzemińskiego Dmowski nieraz powtarzał, że patriotyzm nie wymaga poczucia wyższości nad innymi narodami.

Niestety, agresywna nagonka na Romana Dmowskiego zrobiła swoje. „On był antysemitą, faszystą! Jak można tak nienawidzić innych ludzi?! Jak można takim ludziom stawiać pomniki?!” – pytali krzykliwym tonem lewacy. To ja wam odpowiem, drodzy lewacy, że pomniki Dmowskiemu stawiać można. Można i należy. Tak, jak należy stawiać pomniki Sienkiewiczowi. I Reymontowi. I Żeromskiemu. I Krasińskiemu. Mimo, że wszyscy czterej byli antysemitami (po raz kolejny powołuję się na prof. Króla).

Przed i po odsłonięciu pomnika przywódcy endecji popis swojej kultury dało całe warszawskie lewactwo.

Przykład 1 – happening na rondzie Romana Dmowskiego, zorganizowany przez Zielonych (czerwonych!!!) 2004. Całość wyglądała żałośnie – w happeningu brało udział kilku lewacko-homoseksualnych działaczy, trzymających tablicę z napisem „Witold Gombrowicz” – że niby od teraz rondo nie nosi już imienia Dmowskiego, ale Gombrowicza. „Gombrowicz był homoseksualistą, ale lubił kobiety. A Dmowski chodził na dziwki” – skomentował działacz Zielonych (czerwonych!!!). Następnie swoje 3 grosze wtrąciła jego koleżanka, która powiedziała, że pisała dużą pracę o Dmowskim i że to właśnie on tworzył w Polsce klimat, który doprowadził do Holocaustu. Ręce opadają. Pospolitego chamstwa i idiotyzmu jest na świecie pełno (a najwięcej – pod czerwonymi sztandarami ;), szkoda, że tym razem zostało ono ukazane w pozytywnym świetle i wypromowane na 2 stronie stołecznej „Gazety Wyborczej” (wychodzę z założenia, że każda gazeta ma prawo pisać, co chce, ale też każdy czytelnik może mieć do jej redaktorów pretensje, zwłaszcza, jeśli jest to gazeta duża i wpływowa, ergo - mająca większą moc rozpowszechniania bzdur).

Przykład 2 – oblanie pomnika Dmowskiego czerwoną farbą i narysowanie na nim swastyki. Od razu widzimy, jakie symbole lubią lewacy ;). Poważnie mówiąc, to profanowanie żadnego pomnika nie jest czynem godnym pochwały (no, chyba, że pozostały gdzieś jeszcze w Polsce pomniki czerwonych sekretarzy, to oblewajcie je farbą – proszę bardzo!, mogę nawet udostępnić farbę z mojej piwnicy ;), a tym bardziej pomnika jednego z tych ludzi, dzięki którym za takie czyny nie grozi już wyrok śmierci (kula w łeb od zaborcy).

Przykład 3 – postawa i publikacje towarzysza Passenta (felietonisty „Polityki”), do którego obiecałem wrócić. To ten sam człowiek, który ponad 25 lat temu twierdził, że dużą winę za stan wojenny ponosi „Solidarność”. Włosy mu zsiwiały, ale poglądy pozostały (jest o tyle lepiej, że już nie wysługuje się swoimi publikacjami systemowi komunistycznemu)... Na swoim blogu oprawia w ramkę cytat z listu, którego autorzy  (m.in. Marek Edelman) piszą: „Nie widzimy różnicy pomiędzy stawianiem pomnika Dmowskiemu, a propagowaniem faszyzmu.”  (brak mi słów, by to komentować, sami oceńcie merytoryczną wartość powyższego stwierdzenia, po lekturze mojego tekstu).

Po przestępczym, wspomnianym w powyższym akapicie, czynie warszawskich lewaków, Passent stwierdził, że ci, którzy takie pomniki niszczą, dają tylko słuszne ostrzeżenie tym, którzy je stawiają. Stwierdzenie to ma równie dużą wartość logiczną, jak teza, że ci, którzy biją kapitalistów, dają im tylko słuszne ostrzeżenie, by nie budowali fabryk. Gratuluję!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka