Jacek Tomczak Jacek Tomczak
31
BLOG

O prawach człowieka

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 3

Nie jestem miłośnikiem „praw człowieka”. Może dlatego, że podobnie, jak „tolerancja”, czy „demokracja” pojęcie to zostało zawłaszczone przez grupę lewicowych ideologów, która wykorzystując zarzut o nie respektowanie lub zagrażanie wspomnianym wartościom, prowadzi walkę polityczną. Ci, z których ust nie schodzą wspomniane pojęcia zapominają lub nie chcą pamiętać, co one pierwotnie oznaczały i czemu miały służyć. Zapominają, że demokracja to sposób wybierania władzy, a nie ideologia, bliska socjal-liberalizmowi (rozumianemu, jako „dyktatura biurokracji” w gospodarce i „dyktatura rozwiązłości” w sprawach obyczajowych).

Zapominają, że demokracja to nie jest żadne przeciwieństwo totalitaryzmu, bo to pojęcia z innej sfery – totalitaryzm to sposób sprawowania władzy, a demokracja – sposób jej wybierania. Co więcej, demokracja może do totalitaryzmu prowadzić (Adolf Hitler w 1933 roku wygrał demokratyczne wybory!). Zapominają też, że demokracja w Polsce może doprowadzić do rządów PiS-u i LPR-u i partie te mają demokratyczny mandat do sprawowania władzy, tak samo jak PO, czy SLD.

Zapominają również, że tolerancja oznacza stworzenie możliwości wypowiadania słów, których nie chcemy słyszeć. Nie chcą pamiętać, że tolerancja to nie tylko akceptacja parad homoseksualnych, ale też marszów ONR-u, czy wartości, przekazywanych przez Kościół katolicki. Że „nietolerancją” jest nie tylko krytyka libertyńskich obyczajów, ale też posyłanie za kraty ludzi, którzy głoszą, że Holocaustu nie było. Słowem – zapominają, że jeżeli chcą być tolerancyjni i akceptować inne poglądy w sferze publicznej, to nie mogą tego ograniczać do akceptacji poglądów, które są im bliskie.

Znaczenie „praw człowieka” zostało również istotnie zniekształcone. Wskutek działań lewicowych ideologów obecnie prawa te mają za zadanie na jak największych obszarach terytorialnych wpływać na egzekwowanie jak największej ilości tożsamych postaw. A więc – niejako kształtować „nowego człowieka” – tolerancyjnego, oświeconego, wyzbytego homofobii, traktującego inne narody jednakowo itd. Występuję przeciwko takim „prawom człowieka”, gdyż uznaję, że nie ma takiego „człowieka”. Istnieje jedynie człowiek, ukształtowany w określonej kulturze, który powinien podlegać prawu, wynikającemu z norm w tej kulturze respektowanych. Każda kultura jest inna i w każdej kulturze „prawa człowieka” są czym innym. Normy kulturowe, panujące w Holandii pozwoliły na prawne usankcjonowanie związków homoseksualnych, zaś normy kulturowe, panujące w Polsce na to nie pozwalają. I nie można w imię „praw człowieka” tych norm kulturowych naruszać.

„Prawa człowieka” mogę zaakceptować jedynie, gdy ich respektowanie jest sprowadzone do kilku elementarnych norm, którym podlegają wszyscy ludzie. Mogę je poprzeć, jeśli nie służą egzekwowaniu wartości „prawicowych” (tzn. nie prowadzą do egzekwowania w każdym państwie kary śmierci) ani „lewicowych” (tzn. nie prowadzą do egzekwowania w każdym państwie wprowadzania związków homoseksualnych), ale tych elementarnych, właściwych niemal każdemu człowiekowi i każdej kulturze. Czyli – jestem gotów przyjąć, że ogół ludzi potępia mordowanie, czy niszczenie psychiczne niewinnych jednostek. Ale już nie jestem gotów przyjąć, że ogół ludzi potępia aborcję, zezwala na karę śmierci albo zezwala na aborcję lub potępia karę śmierci. To już kwestie, które wynikają z kultury, zbyt szczegółowe, by egzekwować je ogólnie obowiązującymi przepisami.

Niestety, „prawa człowieka” nie służą obecnie egzekwowaniu sprawiedliwości i karaniu np. byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, ale dążeniom do wprowadzenia w każdym państwie podobnych zasad moralnych albo do obrony owych esbeków i głoszenia, że skazywanie tych „starych, schorowanych nieraz ludzi” to łamanie „praw człowieka”. Nie baczy się na fakt, że ci „starzy, schorowani ludzie”, gdy byli młodymi, silnymi chłopami przypalali podczas przesłuchań papierosami w okolicach oczu, łamali palce, czy od czasu do czasu, niespodziewanie dźgali końcówką parasolki. Nie przestępców, nie podejrzanych. Niewinnych ludzi! Łamali pewne uniwersalne normy, lecz teraz to oni, w imię „praw człowieka” są brani w obronę.

Wypominanie „łamania praw człowieka” jest również stosowane niezwykle wybiórczo i podyktowane interesem polityczno-gospodarczym. Np. przez bardzo długi czas wspomniani ideologowie milczeli o „łamaniu praw człowieka” w Chinach, jednocześnie nieustannie przypominając o „łamaniu praw człowieka” na Białorusi, czy organizując różne koncerty typu „Wolna Białoruś”. Dlaczego? Bo na kontaktach z Chinami można było zbić niemały kapitał, zaś na kontaktach z Białorusią już nie.

W imię „praw człowieka” mówi się także o „walce o demokrację” w Rosji, wypomina się Rosjanom niedostatek demokracji itp. Tymczasem, po pierwsze, naród rosyjski jest ukształtowany w kompletnie innej kulturze, niż ta, którą chcą narzucić ideologowie. Jak czytałem, w przeprowadzonym sondażu, 91% ankietowanych Rosjan stwierdziło, że wyżej ceni sobie „bezpieczeństwo” niż „wolność”, zaś 74% tęskni za czasami ZSRR (dane przytoczone w książce „Totalitaryzm a zachodnia tradycja”). Rosjanie nigdy nie kochali demokracji i nigdy prawdziwej demokracji nie mieli. Może się to nam nie podobać, ale czemu mamy im tą demokrację narzucać? Po drugie, ten niedostatek demokracji jest dowodem na „nieposzanowanie praw człowieka”, gdy przeciwnicy Miedwiediewa nie otrzymują odpowiedniej ilości czasu w telewizji podczas kampanii wyborczej w Rosji, ale gdy Unia Europejska grozi bojkotem Austrii, gdy znaczącą rolę zaczyna odgrywać tam nie lubiany polityk (Jorg Haider) – jest dowodem na obronę „praw człowieka” przed nacjonalizmem i faszyzmem.

Podsumowując, „prawa człowieka” mają sens jedynie jeśli ich treść nie jest długa, jak polska Konstytucja, ale krótka, jak Dekalog oraz jeśli ich egzekwowanie nie służy realizacji interesu ideologów, ale uczciwemu przestrzeganiu odwiecznych i powszechnych norm.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka