Jacek Tomczak Jacek Tomczak
159
BLOG

Konstruktywne wytłumaczenie własnej homofobii

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 1
Działania tzw. środowisk homoseksualnych wpisują się w pewną historyczną mentalność lewicy. Dobrze opisał to Bronisław Wildstein w tekście „Antykomunizm po komunizmie”. Otóż, negatywne działania zachodnich, lewicowych elit wciąż opierają się o marksistowską krytykę cywilizacji zachodniej, cywilizacji, z której – choćby wbrew własnej woli – te elity wyrastają. Jeśli zaś chodzi o działania pozytywne to dążenie do stworzenia komunistycznego raju na ziemi zostało zastąpione dążeniami do „wyzwalania” różnych grup społecznych, z zagrażających im rzekomo norm kulturowych (z tych dążeń wzięły się wszelkie ruchy feministyczne, homoseksualne etc.). Działanie lewicy wyraża się więc w nieustannym dążeniu do znalezienia grupy, której bronienie przysporzy jej poparcia społecznego. Kiedyś taką grupą byli robotnicy, teraz – geje (organizacje seksualne), czy kobiety (ruchy feministyczne). Z robotnikami manewr się nie udał, co więcej – to w dużej mierze właśnie ich bunt doprowadził do upadku systemu komunistycznego. Czy homoseksualiści też zbuntują się przeciwko tym, którzy podobno występują w ich obronie, a nawet – w ich imieniu?Byłoby to logiczne następstwo całokształtu działalności tzw. homoseksualistów politycznych, niszowej względem ogółu „kochających inaczej” grupy działaczy, których światopoglądem stała się orientacja seksualna, którzy do dyskursu publicznego wprowadzili swoje łóżkowe preferencje. Stwierdził ktoś słusznie, że „normalny” („niepolityczny”) homoseksualista popiera testy na HIV dla gejów, gdyż potencjalnie zwiększa to jego bezpieczeństwo, zaś „homoseksualista polityczny” jest im przeciwny, ponieważ traktuje je jako dyskryminację. Ponadto, „normalny” homoseksualista chce sobie żyć w spokoju, a nie notorycznie tłumaczyć, że nie utożsamia się z opiniami np. Roberta Biedronia, który nagłaśnia problem jego rzekomej dyskryminacji. Chce też dbać o dobrą opinię w swojej rodzinie, a przez działania homoseksualistów politycznych jest utożsamiany z Joanną Senyszyn, która podczas Marszu Równości parodiuje słowa Jana Pawła II (zresztą, wszelkie świętości nie mają dla środowisk homoseksualnych żadnego znaczenia – przykładowo w Poznaniu Marsz Równości rozpoczął się pod pomnikiem ofiar robotniczych protestów przeciwko systemowi komunistycznemu z 1956 roku, a w Krakowie przeszedł podczas procesji), Antifą, która kradnie transparent spokojnie stojącemu przeciwnikowi parady, manifestantami, którzy eksponują kukłę papieża, przebranego za geja (na paradzie w Berlinie), czy działaczem homoseksualnym, namawiającym do prowokowania ludzi wierzących, poprzez stanie przed kościołem z fotografiami, obrazującymi pornografię homoseksualną. Podsumowując, „homoseksualiści polityczni” nie tylko nie są reprezentatywni dla „normalnych” homoseksualistów. Oni nieświadomie działają na ich szkodę. Występowanie pewnej historycznej prawidłowości w działaniach współczesnej lewicy w Polsce widoczne jest na przykładzie faktu, że wpływ na rzeczywistość społeczną stara się zdobyć związana z nią, bardzo niewielka grupa, nie mająca żadnego poparcia w społeczeństwie, za to wspomagana przez znaczącą część mediów, elit, czy zagranicznych instytucji, do których gotowa jest iść na skargę, gdy tylko uzna, że naruszane są jej prawa. Organizacje homoseksualne nie cieszą się popularnością wśród Polaków, lecz mogą liczyć na pomoc Unii Europejskiej, która je dofinansowuje. Podobnie sprawa wyglądała w przypadku komunizmu. Przez większość swego istnienia, ustrój ten nie cieszył się w Polsce żadnym poparciem, ale utrzymywał się dzięki wspomaganiu przez ZSRR i propagandzie medialnej. Jeśli chodzi o Europę, to trafniejsza wydaje się analogia do rewolucji francuskiej albo bolszewickiej. Jeszcze kilkadziesiąt lat przed rewolucją francuską idee, głoszone przez jej apologetów nie miały żadnego poparcia w społeczeństwie, zaś później doprowadziły do wywrócenia do góry nogami ładu społecznego. W przypadku bolszewików proces zdobywania wpływów przebiegł jeszcze szybciej. Jak można dowiedzieć się z książki „Dekalog konserwatysty” Adama Wielomskiego jeszcze kilkanaście lat przed rewolucją bolszewicką – w 1900 roku, gdy Lenin ze swoimi towarzyszami przebywał w Szwajcarii, miejscowe tajne służby, dysponując ograniczonym budżetem, zdecydowały się na kontrolowanie działań przebywających tam równocześnie dadaistów, nie zważając na leninistów, gdyż wydawali się oni małą, raczej śmieszną grupką. Kilkanaście lat później ta mała, śmieszna grupka władała 1/7 świata. Oczywiście, przy analogii do działań środowisk homoseksualnych, które jeszcze niedawno nic nie znaczyły, zaś teraz wpływają na tworzenie prawa, sankcjonującego „homofobię”, należy zachować odpowiednie proporcje. Tym niemniej pewna prawidłowość historyczna wydaje się być podobna. Wpływy organizacji homoseksualnych w Europie są tak duże, że przewodniczącym Komisji Europejskiej nie mógł zostać włoski przyjaciel Jana Pawła II, który nazwał homoseksualizm „grzechem”, pewien ksiądz został skazany przez sąd za „homofobiczną” wypowiedź, agencja fotograficzna z USA – ukarana, gdyż odmówiła fotografowania ślubu lesbijek, a 10-latek z Wielkiej Brytanii przesłuchany przez policjanta, ponieważ nazwał szkolnego kolegę „pedałem”. Podobne przykłady można by mnożyć. Cieszyć się można jedynie z faktu, że działania środowisk homoseksualnych jak na razie nie mają wpływu na prawodawstwo tworzone w Polsce. Jednakże w Europie wygląda to już inaczej. Całe prawo europejskie jest niezwykle przychylne dla homoseksualistów. Przykładowo, państwa Unii Europejskiej przyjmują Kartę Praw Podstawowych, w której zapisach (art. 9) występuje podział na „prawo do zawarcia małżeństwa” i „prawo do założenia rodziny”. W połączeniu z art. 21, zakazującym dyskryminację m.in. ze względów seksualnych, budzi to wątpliwość, graniczącą z pewnością, czy aby przepisy te nie służą sankcjonowaniu prawa do zawierania związków homoseksualnych (bo przecież zakaz zawierania takich związków może być potraktowany jako dyskryminacja; treść Karty Praw Podstawowych można przeczytać tutaj. Podsumowując ten wątek, trzeba stwierdzić, iż o ile w Polsce organizacje homoseksualne stanowią małe grupy, wpływowe, lecz nie potrafiące zdobyć społecznego poparcia, to w zachodniej Europie są również dość małe, również wpływowe, jednak poparcie społeczne mają znacznie większe, wskutek czego doprowadzają do ustanawiania określonych praw. Zwraca też uwagę rewolucyjny charakter działań środowisk homoseksualnych. Oczywiście, nie mówię tu o zbrojnej walce z systemem, a raczej o ataku na tradycyjne wartości, w dążeniu do wprowadzenia norm radykalnie innych. Organizacje homoseksualne dążą do zmiany odwiecznych, wpisanych w naszą kulturę i wynikających z tradycji praw. Lewica rozpętała już kilka rewolucji, zmieniających znacznie i nieodwracalnie życie Europejczyków. Mieliśmy rewolucję francuską, odmieniającą społeczno-polityczne oblicze Starego Kontynentu, później przyszedł czas na komunizm, zmieniający jego charakter ekonomiczny. Obecna rewolucja, którą nazwać można rewolucją kulturową, dokonywana jest metodą „małych kroków”, na pierwszy rzut oka niezauważalnych, ale istotnych. I tak – myślą sobie działacze tzw. środowisk homoseksualnych – najpierw uregulujemy prawo spadku dla par homoseksualnych, później dziesięć innych drobnych formalności, aż wreszcie przyjdzie czas na związki i adopcję dzieci. A może następnie przyjdzie refleksja – skoro przez tyle wieków homoseksualiści byli dyskryminowani, to może czas wprowadzić jakieś specjalne przywileje dla nich? Dla organizacji homoseksualnych, jak dla wszystkich małych grup, chcących zmienić kulturowe oblicze dużych obszarów świata, ważna jest zmiana języka, którym porozumiewają się uczestnicy debaty publicznej. Temu służy wprowadzanie do dyskursu publicznego słowa „homofob”. Określenie to jest niezwykle często wykorzystywane jako oręż w walce o prawa homoseksualistów, mimo że nie sposób go znaleźć w żadnym słowniku. Wsłuchując się logikę rozumowania działaczy gejowskich, można dojść do wniosku, że „homofobem” był np. Jan Paweł II. Z pewnością tego „grzechu” nie wyzbył się też jego następca – Benedykt XVI (ładnie ujął to ks. Dariusz Oko w tekście z „Rzeczpospolitej”: „Każdy sam musi wybrać, czy razem z Janem Pawłem II, Benedyktem XVI i bł. Matką Teresą z Kalkuty chce być zaliczany do homofobów, czy też razem z Adamem Michnikiem, Jerzym Urbanem i Joanną Senyszyn do homofanów”).Zasadniczo, nieustanne bicie pałką „homofobii” ma dwa cele. Po pierwsze, chodzi o postawienie w jednym rzędzie tych, którzy uważają, że pan Jan z panią Marią, jako związek w tradycyjnym tego słowa, powinni mieć więcej praw, aniżeli pan Jan z panem Wojtkiem, czyli po prostu powtarzają naukę Kościoła katolickiego z tymi, którzy w homoseksualnych manifestantów rzucają kamieniami. Po drugie, „homofobia” ma być kolejną – po „faszyzmie”, „rasizmie”, „antysemityzmie” – cechą wykluczającą tego, którą ją posiada z dyskusji. Zrównanie tych pojęć jest – rzecz jasna – absurdalne, gdyż „homofobia” najczęściej wiąże się z niechęcią wywołaną działaniami grupy ludzi, zaś „faszyzm”, „rasizm”, czy „antysemityzm” – z oceną człowieka za to, jaki się urodził. Jak więc widać, różnica jest zasadnicza. Działacze homoseksualni nie tylko wprowadzają do debaty publicznej nowe słowa, ale też zmieniają znaczenie już istniejących. Z ich ust często można usłyszeć kuriozalne wyrażenie „małżeństwo homoseksualne”. Choćby przez wzgląd na etymologię słowa „małżeństwo”, które z definicji jest związkiem mężczyzny z kobietą, wyrażenie wydaje się dosyć absurdalne.Co więcej, działacze homoseksualni dążą też do modyfikacji znaczenia pojęcia „tolerancja”. Tolerancja ma oznaczać wyłącznie akceptację ich preferencji seksualnych i danie maksimum praw. Ale już np. kulturalne wyrażanie opinii, dotyczących Kościoła katolickiego nie jest przejawem tolerancji, a co najwyżej „zacofania” (np. Szymon Niemiec, jeden z przywódców ruchu gejowskiego pisał o „skompromitowanej religii katolickiej”). Z kolei fakt, iż pewna była działaczka ruchu homoseksualnego otrzymuje nieustanne pogróżki od dawnych znajomych, to z pewnością wg. środowisk gejowskich przejaw tolerancji. Oczywiście, gdyby takie pogróżki otrzymywała, będąc jeszcze w ruchu gejowskim, zapewne od razu pojawiłyby się krzykliwe apele, ataki na „homofobów” i pozwy sądowe (jednakże takowych pogróżek nie było, co każe postawić pytanie: czy to społeczeństwo bardziej zagraża homoseksualistom, czy też jest odwrotnie?).Podobnie faryzejsko używane jest pojęcie „równouprawnienie”. Środowiskom homoseksualnym nie chodzi bowiem o żadną równość. Tworzenie „klubów gejowskich”, czy „chórów gejowskich” świadczy o tym dobitnie. Czy słyszał ktoś o „klubach heteroseksualnych” tudzież „chórach dla heteroseksualistów”? A więc – środowiska homoseksualne po pojęciem „równouprawnienia” wysuwają żądania specjalnych praw (zresztą, zastanówmy się jaką wrzawę podniosłyby środowiska homoseksualne, gdyby ktoś zrobił klub „tylko dla heteroseksualistów”).Co więcej, działacze homoseksualni fałszują pojęcie „wolności słowa”. Wolność słowa ma im służyć do wypowiadania najbardziej nawet krytycznych i aroganckich uwag pod adresem społeczeństwa, czy religii, ale już kiedy ktoś zgani homoseksualistów za określone zachowanie – pojawiają się pozwy do sądu. Podsumowując, żadna próba gwałtownej zmiany zasad istniejącej od wieków cywilizacji nie przyniosła pozytywnych efektów. Trzeba się na błędach uczyć, a nie wciąż je powielać. Jeżeli ktoś chce zmieniać rzeczywistość, a jednocześnie występuje z tak hałaśliwą i trudną do zniesienia propagandą, tak obłudnymi i agresywnymi hasłami, to musi się liczyć z bardzo nieprzychylną reakcją społeczeństwa. Może to nazywać „homofobią”, jeśli ułatwia mu to uzasadnić własne dziwactwo.

Fakt faktem, że z roku na rok „homofobów” jest coraz więcej. Powstaje pytanie: dzięki komu? Kto tych „homofobów” „stworzył”? Czy aby nie środowiska homoseksualne? Czy aby ludzie nie stali się „homofobami”, bo nie mogli znieść tej chamskiej, agresywnej propagandy nowych, samozwańczych „naprawiaczy świata”?

PS - Napisałem o "środowiskach homoseksualnych". Co do samych gejów - "wyjście z homoseksualizmu" jest możliwe, a sama orientacja czymś normalnym nie jest, co stwierdzili choćby uczniowie Freuda, czy pewien profesor psychiatrii, który kiedyś doprowadził do usunięcia homoseksualizmu z listy chorób Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, a teraz uznaje to za ruch niezwykle pochopny. Od strony medycznej wszystko opisane jest tutaj:

http://www.homoseksualizm.friko.pl/raport.php

PS - Warto przeczytać artykuł o grupie "Old Fashion Man Club", patriotyzmie kibiców Legii i pomocy, jakiej udzielają Powstańcom:

Polecam też reportaże na stronie: http://pyta.pl/ 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka